piątek, 7 lutego 2014

List otwarty do Pani Doktor Zofii Wodnieckiej...a jednak...

Trudno mi ostatnio pisać regularnie, sami wiecie, nie oznacza to jednak że w mojej głowie nie ma myśli, a w moim sercu uczuć.
Takie bowiem zostały wzbudzone przez ostatnie wydarzenia wydawnicze związane z dwujęzycznością na polskim rynku. Pod koniec zeszłego roku pojawił sie polski przekład książki świetnej specjalistki od dwujęzyczności Barbary Zurer Perason. Książka Raising a Bilingual Child ujrzała w Polsce światło dzienne pod tytułem Jak wychować dziecko dwujęzyczne i została przetłumaczona przez Zofię Wodniecką i Karola Chlipalskiego.
Nabyłam ją od razu, jak tylko dowiedziłam się o istnieniu tej pozycji. Rzecz oczywista.

Pewien szczegół na końcu książki sprawił, że odczułam potrzebę dyskusji z Panią Doktor Zofią Wodniecką. W części końcowej tłumacze dzielą się bowiem swoją własną opinią, po skonsultowaniu wersji anglojęzycznej - nie do końca zgodną z tym, co w tym miejscu pisze sama autorka książki. Opinia ta (przestroga) dotyczy blogów pisanych przez rodziców dzieci dwujęzycznych, a które to blogi, zdaniem polskich tłumaczy, należy traktować z daleko idącą ostrożnością "gdyż wiele z tych informacji nie jest opartych na wiedzy naukowej, lecz na intuicji i doświadczeniu indywidualnym osób piszących".

Zapraszam Was serdecznie do przeczytania postu Sylaby. Znajdziecie tam wiele ważnych szczegółów odnośnie niezgodności tłumaczenia, których nie chcę powtarzać .
Ten właśnie post zmotywował mnie w końcu, po kilkutygodniowych wahaniach, do wystosowania czegoś w rodzaju listu otwartego do Pani Doktor Zofii Wodnieckiej.Nie jest chyba dobrze milczeć w takich momentach. Nie powinno się, mimo iż łatwiej byłoby przemilczeć. Przyzwoitość człowieka, ale też i naukowca tego wymaga.

Sylabo,
Dziękuję za to, że dokonałaś tak wnikliwej analizy dwóch wersji tej pozycji, gdyż jest to bardzo cenne.
Dla nas wszystkich - dla rodziców dzieci dwujęzycznych i dla profesjonalistów, dla naukowców wreszcie...
Dlaczego?


Ponieważ analiza ta pokazuje, że w oczach wielkich postaci dwujęzyczności, takich jak Barbara Zurer-Pearson, Francois Grosjean, Barbara Abdelilah Bauer, czy innych badaczy znanych mi tutaj we Francji, nie można oddzielić nauki od rzeczywistego życia. Dlatego naukowcy ci czynnie szukają kontaktu z rodzinami dwujęzycznymi, obserwują ich życie, u nich szukają weryfikacji swoich postulatów naukowych. Nie zamykają się na aspekt kliniczny, cały czas pracując nad teorią. Co więcej, sami łączą często praktykę z teorią w życiu profesjonalnym czy nawet osobistym! Co więcej! Sami piszą blogi, aby popularyzować w sposób jak najbardziej przystepny wiedzę na temat dwujęzyczności!

Wiele już napisano na temat związków teorii z praktyką, nie będę się tutaj powtarzać. Wiadomo, że jedno nie może istnieć bez drugiego. Wspomnę tylko, że prosty przegląd historii psychologii, szczególnie nurtu introspekcji, ale też i Gestaltu, wskaże nam, że wiedza naukowa powstawała w oparciu właśnie o intuicję i doświadczenia indywidualne, które były uogólniane. A o to właśnie tłumacze stawiają zarzuty blogom rodziców dzieci dwujęzycznych...
Praktyka bez teorii może stać się szaleństwem. Teoria bez praktyki z sposób łatwy kłamstwem.


Szanowna Pani Doktor, 
skąd więc to pragnienie odcięcia sie od blogujących rodziców dzieci dwujęzycznych? Stanowisko tak skrajne w odróżnieniu do pozycji Pani mistrzów...
Z moich obserwacji rodzice ci nie pragną mieć monopolu na wiedzę, szczególnie tę naukową, rodzice ci szanują specjalistów, powołują sie na nich, a piszą o tym, co przeżywają, co im pomaga, jak sobie poradzić z dwujęzycznością od podszewki, jak się nią cieszyć. Nie chcą sobie uzurpować prawa do badań, schematów, artykułów w prasie specjalistycznej, rodzice Ci potrzebują dzielić sie tym, co jest ich codziennością, ich trudnościami i sukcesami, odnaleźć innych rodziców dzielących ich dolę i niedolę, nie być samymi w tym doświadczeniu...Czasami z łezką, czasami z humorem, jasne nienaukowym, ale za to głęboko ludzkim...
Dlaczego by się z tymi rodzicami nie zaprzyjaźnić? Dlaczego nie docenić ich trudów? Szukać u nich inspiracji, weryfikacji teorii, nowych pomysłów i dróg? Myślę, że oni, eksperci codzienności, specjaliści bez tytułów, z chęcią, ba, nawet ze wzruszeniem by na taką przyjaźń przystali...

BARDZO UBOLEWAM nad faktem, że słowa wypowiedziane w posłowiu na temat blogów mogą pogłębić jeszcze bardziej samotność wielu polskich rodziców rozrzuconych po całym świecie, rodziców, którzy szukając wsparcia, informacji, że nie są sami, właśnie na tych blogach otrzymują, może nie wiedzę naukową faktycznie, ale motywację, wsparcie, wiadomość, że nie są sami, że warto, że trzeba, że można, że jest sens...
BARDZO UBOLEWAM nad faktem, że słowa te poddające w wątpliwość coś ważnego, niczego nie proponują w zamian, nie budują czegoś innego...poza stwierdzeniem, że dla rodziców takich nie ma żadnej propozycji...
BARDZO UBOLEWAM nad faktem, że zamiast wzajemnej współpracy i wsparcia pomiędzy światem naukowym a światem rodziców i dzieci dwujęzycznych została wykopana przepaść, pojawiła się insynuacja wrogości, przedsmak konkurencji ????
BARDZO UBOLEWAM nad tym, że zamiast RAZEM pojawia się ODDZIELNIE, a nawet PRZECIWKO. W dziedzinie, gdzie tyle mówi się o współistnieniu dwóch kultur, współdziałaniu dwóch języków, gdzie pokreśla sie wartość otwartości na Inne, na Innego...

Mam nadzieję, że słowa te, będące wyrazem moich odczuć, i z tego co wiem odczuć wielu rodziców dzieci dwujęzycznych, wydadzą dobry owoc. Nie są one osądem, nie są zarzutem, są smutną refleksją. Ale wierzę, że refleksja ta może być początkiem zmian! Powinna! 
Pani Doktor, blogujący rodzice dzieci dwujęzycznych szanują Pani pracę, cenią bardzo Pani dorobek, proszę uszanować ich wkład w dziedzinie wychowywania dwujęzycznych pokoleń. 
Jeżeli już istnieją w ludzkim świecie barykady, to może stanąć po jednej ich stronie? Przeciwko niesprawiedliwym stereotypom kulturowym, samotności na emigracji, zniechęceniu w wychowaniu dwujęzycznym...Razem naprawdę możemy wiele. Razem.



29 komentarzy:

  1. Cóż mogę dodać? Jedynie to, że bardzo się z tym zgadzam. To właśnie rodziny "borykające" się na co dzień z dwu- trójjęzycznością muszą sobie poradzić z wieloma mniejszymi bądź większymi problemami związanymi z używaniem wielu języków w domu. Publikacje naukowe pomagają - na pewno, ale tak naprawdę życie, doświadczenie, obserwacja mają tu największe znaczenie. I to właśnie te opinie, dzielenie się swoimi spostrzeżeniami przez blogowych rodziców są dla mnie "bliższe ciału" i dały wiele cennych wskazówek, które w moim przypadku zakończyły się powodzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki za podzielenie sie z nami, Magdo, Twoimi przemysleniami. Masz racje: pozycje naukowe zyskuja caly swoj sens w swietle doswiadczen zyciowych kazdego z nas. Z nich teorie moga czerpac i inspiracje i weryfikacje. Musza wspolistniec RAZEM; I to rodzice dzieci dwujezycznych sa w pierwszej linii na froncie. Pozdrawiam Cie serdecznie!

      Usuń
  2. Podpisuję się całym sercem pod tymi podsumowaniami i postulatami, Faustyno! Dziękuję Ci za pomysł listu otwartego (chodził mi akurat po głowie). Dzięki Ci, że znalazłaś czas, szczególnie teraz, kiedy masz ważniejsze rzeczy na głowie ;-)
    Ważne jest dla mnie osiągnięcie porozumienia i współpracy z ekspertami, a w tym szczególnym przypadku odbudowanie zaufania do pani Wodnieckiej. Jak wspominałam, bardzo cenię jej pracę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisanie tego tekstu bylo dla mnie bardzo wazne. Takze w formie listu otwartego, gdyz chcialabym, zeby nawiazanie dialogu pomiedzy rodzicami dzieci dwujezycznych a Pania Wodniecka i innymi polskimi badaczami bylo mozliwe! Trudno mi uwierzyc w to, ze poruszamy sie na tym samym podworku i nie mozemy sie spotkac...

      Usuń
  3. Faustyna! Odwaznie i madrze piszesz! Brawo za taka inicjatywe. W Polsce, ale tez w innych europejskich krajach stara sie odseparowac nauke i badania od ludzi, nad ktorymi wlasnie te badania sie przeprowadza. Tak jakby badania mogly wyjsc TYLKO z laboratorium. Tak jakby to co przezywaja ludzie nie bylo tak wazne i warte zainterowania.A przeciez Blog, forum, Internet, jest dla kazdego mozliwoscia, zeby otworzyc sie na innych, poczuc jakas wspolnote, podzielic sie, a takze szukac informacji. Oczywiscie, ze w internecie sa i dobre i zle rzeczy, sprawdzone i wymyslone, ale przeciez tak jak w prawdziwym realnym zyciu. Mowiac ludziom, ze lepiej unikac wiadomosci z internetu, to znak infantylizacji, tak jakby nie mieli spojrzenia krytycznego, tak jakby nie wiedzieli , ze trzeba szukac informacji z kilku zrodel.
    Ja osobiscie duzo sie od Was nauczylam, od Ciebie jako autorki, ale tez od innych fajnych Mam. Doszlam do tego co jest wazne, zeby moje dziewczynki mowily po polsku. Na codzien dodaje mi to energii i ochoty, zeby nie odpuszczac.
    To ze uczestnicze w dyskusjach w Internecie i ze widze jakie fajne rzeczy robicie, tez dalo mi pomysl i odwage na moje blogowanie.

    Oczywiscie postaram sie przeczytac ksiazke, zeby miec wlasne zdanie na ten temat i na pewno tez naucze sie duzo ! Ale szkoda , tak jak piszesz, ze ludzie z duzym autorytetem naukowym nie sa blizsi ludzi, o ktorych pisza. A juz najwieksza szkoda, ze uwazaja , ze komunikacjia inetrnetowa niczemu nie sluzy.
    Zapraszamy serdecznie kazdego naukowca i eksperta, zeby tu sobie posiedzial miedzy nami, oczywiscie z kawusia , przy kompie! Na pewno znajda tu na tyle inspiracji, ze beda wracali regularnie!

    Pozdrawiam serdecznie!
    I prosze tu nic nie zmieniac!
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, pieknie piszesz! Zapraszamy ekspertow na kawe, wsrod nas, do rozmowy, obserwacji, sprawdzania, poszukiwania! moze byc ze spojrzeniem krytycznym, ale dialogiem! I dzieki za te slowa, w ktorych mowisz, ze wiele sie od blogujacych mam nauczylas, i ze to Ci pomaga wytrwac w dwujezycznym wychowniu i czerpac z niego radosc; To jest najwazniejsze, dziela poznajemy po owocach. Ten internetowy coching jest czesto bezcenny!
      I nie wiedzialam, ze sama piszesz bloga! Zdradz prosze jakas sciezke dostepu, wpadne do Ciebie z ogromna przyjemnoscia :)

      Usuń
    2. dawno mnie nie bylo...
      A owocem, o ktorym piszesz byla duma i szczescie moich rodzicow, kiedy mogli z wnuczka rozmawiac po polsku. A teraz po powrocie, ona juz zwraca sie do mnie tylko po polsku. Przechodzi z polskiego na francuski i vice versa bez problemu. To jest dla mnie super radosc i wielka motywacja!
      Jesli chodzi o moje blogowanie, Faustyna, to narazie bardzo powolutku mi to idzie, zaczynam, wiec tez musze sie rozkrecic i wpasc w rytm. Moj blog bedzie bardzo zwiazany z moja praca psychologa i skierowany do opiekunow ludzi starszych cierpiacych na demencje. Jak juz bedzie cos do czytania to podam namiary. ;-)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Słuszny krok. Oby przyniósł coś dobrego, bo często mam wrażenie, że polskie środowisko naukowe (bez urazy Faustyno) jest potwornie zadufane w sobie i nie nadąża za zmianami na świecie. Nieznajomość blogosfery, albo jej kompletna ignorancja właśnie na to wskazują. A wydaje mi się, że w tej dziedzinie otwartość jest szczególnie potrzebna. Śledzę Was Drogie Mamy/Blogerki nie od dziś i szczerze podziwiam. Poziom dyskusji, kompetencja, a także rzetelne źródła naukowe, na jakie się niejednokrotnie powołujecie, wcale nie odstają poziomem od wielu naukowych materiałów. Dziwi mnie, że owe środowisko naukowe nie zauważyło jeszcze potencjału do badań, jaki może uzyskać dzięki Waszej aktywności. Póki co, nadal pozostanę przy czytaniu książek w oryginale, bo jeszcze dużo musi się zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marto, oby przyniosl cos dobrego! Tez nam zalezy na otwartosci i podazaniu za soba nawzejem, a naukowcy powinni chyba podazac za rodzicami, tak jak rodzice moga sie wzorowac i czerpac z tego, co wypracowali naukowcy...Co do srodowiska naukowego w Polsce, Coz...Z niego sie wywodze i wynioslam z niego wiele cennych rzeczy. Ale od ponad dziesieciu lat przebywam w mniej lub bardziej intensywnym, choc regularnym, kontakcie ze zagranicznymi srodowiskami naukowymi, glownie francuskim i belgijskim, i musze przyznac, ze kontakt ten nauczyl mnie patrzec zupelnie inaczej na wiele spraw. Niezwykle cenne jest opuszczenie niekiedy swojego ogrodka, zeby zobaczyc, co dzieje sie u innych. Uczy dystansu, relatywizowania, otwartosci, braku egocentryzmu, ale tez i czasem dyscypliny oraz zdrowych od siebie wymagan.
      Dziekuje bardzo za dobre slowa o blogach rodzicow dzieci dwujezycznych i pozdrawiam Cie bardzo serdecznie!

      Usuń
  5. Faustyno, podpisuję się każdym długopisem jaki mam w domu!

    OdpowiedzUsuń
  6. Brawo, Faustyno! Również popieram w całej rozciągłości. Też nie rozumiem, dlaczego polscy specjaliści od dwujęzyczności koniecznie chcą się oddzielić od prawdziwego życia, a w związku z tym także od doświadczeń rodziców na co dzień zajmujących się praktycznie dwujęzycznością. Skąd przekonanie, że blogowanie to bezsensowne i jałowe zajęcie, którym jedynie wypełniamy sobie czas. Tym bardziej, że część mam blogujących o dwujęzycznych dzieciach jak najbardziej jest specjalistkami w tej dziedzinie - Ty jesteś tego najlepszym przykładem. A jak wiadomo wiedza teoretyczne nie zapewnia jeszcze sukcesu w praktycznej pracy; intuicja i doświadczenie są równie ważne. Nie znam osobiście p. dr Wodnickiej ani jej dorobku naukowego, ale na pewno chętnie zadałabym jej pytanie: czy udało się jej wychować dwujęzyczne dzieci? Wielu z nas, mam-blogerek, już się udało i udaje każdego dnia. Nawet bez naukowych tytułów. Bo czy to, że podpiszę się pod swoim blogiem dr n. med. coś zmieni? Pozdrowienia i dzięki za Twoją wspaniałą reakcję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Allochtonko, milo Cie u nas powitac!
      Masz calkowita racje, blogowanie jest bardzo cenne, zupelnie niejalowe, bo wywodzace sie z zycia, i jak sie okazuje potrzebne nietylko osobie blogujacej, ale tez i wielu innym, ktore z tych przezyc, osobistych poszukiwan i wiedzy praktycznej chca korzystac. Tak, bo wiedza na temat dwujezycznosci, jest to wiedza teoretyczna i wiedza praktyczna. Czesto mowi sie, ze najlepsi specjalisci, to ci, co lacza te dwa aspekty.
      Staram sie je polaczyc ze wzgledu na moja sytuacje profesjonalna i rodzinna, choc musze sie przyznac z cala pokora, ze wiele mi zostalo do odkrycia, nauczenia, udoskonalenia, lub wrecz poprawienia, jako matce i jako psychologowi.
      Dzieki za Twoje wsparcie dla blogujacych rodzicow. Wlasnie odkrylam,z e jestes jednym z nich. Z przyjemnoscia Cie poczytam! Pozdrawiam cieplo!

      Usuń
  7. Jeśli mogę, to dorzucę jeszcze trzy grosze, zanim ta sprawa całkiem przepadnie nie tylko w sieci, ale w naszych codziennych sprawach. Uwaga tłumaczy jest niezgodna z założeniami Barbary Zurer Pearson, która burząc mity narosłe wokół dwujęzyczności, w ostatnim punkcie tabeli pod koniec książki (str. 301), obok rubryki w której przedstawia błędne przkonania ("There is only one right way to raise a bilingual child" - polska wersja - "Istnieje tylko jeden sposób wychowania dwujęzycznego dziecka"), w rubryce przedłumaczonej "Co na ten temat wiadomo" zaczyna tak: "Parents are the experts in this field", co tłumacze przetłumaczyli "W tej kwestii należy się zdać na intuicję rodziców w tej kwestii" (str. 405). Powtórzenie "w tej kwestii" to niedopatrzenie redaktora, ale nie to chciałam podkreślić. Tłumacze słowo "eksperci" sami przełożyli na posiadanie "intuicji". Tym bardziej nie pasuje to do przesłania, które pojawia się 10 stron dalej. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Parents are the experts in this field" - piekne...Dzieki Sylabo!

      Usuń
  8. Bardzo Ci dziękuję Faustyno za ten piękny i słuszny list! Bardzo mi zależy na tym, iż naukowcy i specjaliści współpracowali z rodzicami dzieci dwujęzycznych, aby ich wspierali i ewentualnie fachowo pomogli w rozwiązaniu codziennych trudności związanych z wychowaniem dwujęzycznym. Jako mama 3 dzieci niestety mam często do czynienia z brakiem wiedzy na ten temat wokół mnie, szczególnie ze strony tzw. specjalistów i to boli, zwłaszcza kiedy dotyczy twoich dzieci! Dużo rad i praktycznych przykładów natomiast znalazłam właśnie w blogach tak jak ten, a nie w naukowych ksiązkach! Jako doktorantka mam okazję napisać w publikacji naukowej artykuł o portalach i blogach dotyczących dwujęzyczności i mam nadzieję, że ten mój mały wkład też przyczyni się do większej współpracy pomiędzy rodzicami, a specjalistami. :-) Pozdrawiam wszystkich serdecznie i bardzo dziękuję za istnienie waszych blogów! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykle sie ciesze z tego wpisu! Dziekuje!
      W koncu pojawia sie most pomiedzy naukowcami, a rodzicami. Wspaniale, ze chce Pani napisac w publikacji naukowej o blogach prowadzonych przez rodzicow dzieci dwujezycznych! Zycze wiele przyjemnosci w przygotowywaniu tego artykulu. Bedzie on dla nas wszystkich bardzo wazny. Zjednoczmy sily, aby polscy rodzice na calym swiecie mogli uzyskac jak najwiecej pomocy i wsparcia. Moze uda sie nam nawiazc wspolprace? Prosze o kontakt na mail.
      Pozdrawiam bardzo serdecznie!

      Usuń
  9. O! Literówka :-) "W rubryce przetłumaczonej..." miałam na myśli (nie: "przeDłumaczonej" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jedynie mogę się przyłączyć do podziękowań Wam, Autorkom blogów o dwujęzyczności. Nauka jest bardzo ważna, ale intuicyjnie ciągnie mnie w stronę doświadczeń opisywanych właśnie przez Was, "parents are the experts in this field". Taki przekaz jest mi też po prostu bliższy.
    Przeczytałam Twój post i ten u Sylaby i cóż... wydaje mi się, że tłumacze wykazali się nieznajomością polskiej blogosfery w tym temacie - a moim zdaniem jest ona na wyjątkowym poziomie - co niezbyt dobrze świadczy o ich profesjonalizmie.
    Pozostaje mi Wam tylko życzyć: Bonne continuation !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czaro, podobno dzieci rozróżniają dwa języki już w łonie matki. Także czekamy za jakiś czas na Twoje posty o tym, jak Ty wychowujesz swojego malucha na dwujęzycznego. :-)

      Usuń
    2. Czaro, bardzo ciesze sie, ze piszesz! W dodatku odkrywam, ze jestesmy sasiadkami! i w dodatku w podobnej sytuacji prenatalnej :) Postaram sie zmobilizowac i napisac cos temat poczatkow dwujezycznosci, jeszcze wlasnie przedporodowych. Mam nadzieje, ze hormony mi pozwola :)
      Dzieki za dobre slowa dla blogujacych rodzicow. Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie!

      Usuń
    3. @Sylabo, też tak słyszałam. Jestem szczęśliwa, bo spędziłam miesiąc z moim tatą więc polski stał się automatycznie dominujący, mam nadzieję, że mały słuchał wyraźnie ;)

      @Faustyno, ojej, coś przegapiłam, nie wiedziałam o "sytuacji prenatalnej" :) Też cieszę się z sąsiedztwa! I nie ukrywam, że będę bardzo wdzięczna za tekst na temat początków dwujęzyczności, bo Wasze blogi to dla mnie prawdziwa kopalnia wiedzy i już dużo wsparcie. I na pohybel hormonom ;)

      Pozdrawiam równie serdecznie!

      Usuń
  11. Faustyno, do tej pory wypowiedziałam się wyłącznie na fb w wiadomościach prywatnych do Ciebie, ale nadszedł czas, żeby oficjalnie zabrać głos w dyskusji. Przeczytałam oba cytowane posty i obie Wam dziewczyny dziękuję za podzielenie sie informacjami na ten temat. Przyznam, że nie znam prac pani dr Zofii Wodnieckiej i jeszcze tej książki nie czytałam. Ale z pewnością ją kupię podczas najbliższego pobytu w Polsce. Bardzo mnie ciekawi. A zarazem jest mi przykro, że w jednym zdaniu pani doktor postanowiła przekreślić doświadczenia tak wielu osób, których ten problem dotyczy. Dlaczego?
    Jestem mamą dwóch chłopców: 8-latka i 3-latka. Przyznam, że bardzo szukałam polskojęzycznej literatury dotyczącej dwujęzyczności już ponad 9 lat temu, ale wtedy właściwie nic nie było (a jeśli było, to o tym nic nie wiedziałam). Mieszkamy we Włoszech, jesteśmy tzw. "rodziną mieszaną". W tych pierwszych latach po narodzinach pierwszego syna brakowało mi wsparcia we wszystkich problemach związanych z tym jak wychowywać moje dziecko tak, by w przyszłości mówiło również po polsku. Środowisko tutejszych specjalistów (myślę o logopedach, nauczyczycielach w żłobku czy później przedszkolu) odradzali mi dwujęzyczność (powtarzano, żeby "później, teraz nie należy mieszać, bo jest opóźniony językowo"). Ale ja się uparłam, zresztą miałam również wsparcie w mężu. Po jakimś czasie udało mi się trafić na pozycję francuskiej badaczki dwujęzyczności pani Barbary Abdeliah-Bauer (włoski tytuł "Il Bambino bilingue. Crescere parlando piu' di una lingua", nie orientuję się, czy została ona przetłumaczona na język polski), którą praktycznie pochłonęłam, bo autorka naprawdę w bardzo przystępny sposób, jasno i praktycznie wyjaśnia wiele aspektów dotyczących tej problematyki. Dobrze, że wtedy trafiłam na tę książkę, bardzo mi pomogła, tym bardziej, że w książce podanych było wiele przykładów rodzin dwujęzycznych, trzyjęzycznych, itp. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo to zjawisko je połączone z rzeczywistością, jak trudno nie korzystać z doświadczeń takich rodzin, że każda rodzina, że każdy przypadek osoby dwujęzycznej to nowa opowieść, nowe odkrycia, nowe doświadczenia. Czytając niektóre przytoczone opowieści poczułam się tak, jakbym już nie była sama. A czułam sie bardzo sama z tym problemem. Człowiek ma tyle pytań, wątpliwości w takiej sytuacji.
    Dopiero gdy zaczęłam jeździć z synem na zajęcia z języka polskiego dla przedszkolaków poznałam inne rodziny w podobnej sytuacji. I już nie byłam sama. Można już było wymienić się doświadczeniami lub zwyczajnie pogadać. Z drugim dzieckiem było już łatwiej, było wsparcie innych rodzin polsko-włoskich, były spotkania, powoli doszukałam się nowych informacji o dwujęzyczności. Nagle okazało się, że również w Polsce zacząto zajmować się tym zjawiskiem, pojawiły się pierwsze publikacje, artykuły. Ale nadal miałam problem jak na przykład nauczyć starszego syna ładnie czytać po polsku
    (ani był chętny, ani polskie podręczniki dla klasy pierwszej nie były po prostu dla niego, nie było łatwo z nich korzystać). Cały czas szukałam, aż w ubiegłym roku trafiłam na blog Faustyny, potem Eli Ławczys: wysłałam pierwsze maile z wątpliwościami, rozterkami, prośbą o pomoc. Obie były mi bardzo pomocne, wykazały się dużą wiedzą, nie tylko naukową, po prostu starały sie przekazać konkretne wskazówki. Tak zwyczajnie i serdecznie. Potem były kolejne blogi mam takich jak ja, często z o wiele większą wiedzą czy doświadczenie. Czasem były to blogi na poważnie, czasem pół żartem pół serio, i tak mamy blogerki rozsiane po całym świecie wymieniają się swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami. I co najważniejsze wspierają się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Ci bardzo Agnieszko za tak obszerny komentarz, ktory przeczytalam z duza uwaga. Dziekuje za dobre slowa o blogach, o tym, jak moglas znalezc na nich wsparcie i pomysly do tego jak wychowac dwujezycznie dziecko. I przekaze Barbarze Abdeliah-Bauer; ktora; tak sie sklada, jest moja bliska znajoma i kolezanka "po fachu", jak bardzo jej ksiazka Ci pomogla. Na pewno niezwykle sie ucieszy!

      Usuń
    2. A ja tylko dodam, że napisałaś o ważnej rzeczy: każda rodzina dwujęzyczna jest inna. To bardzo słuszna uwaga, bo skoro nie ma jednego, dwóch lub nawet trzech sprawdzonych metod, na które można się zdać i tylko z nich czerpać, trzeba szukać dalszych pomysłów i póki co, o praktyce w wychowaniu dzieci wiedziały najwięcej rodziny, które same przeżywają dwu- czy wielojęzyczność. Książka Zurer Pearson na pewno uporządkuje wiele z tego, co już wiemy. Poza tym zawiera mnóstwo pożytecznych, nowych wskazówek. Ale nie sądzę, że przy okazji korzystania z książki należy porzucić dotychczasowe próby szukania informacji w sieci. Dla mnie jedno nie wyklucza drugiego.

      Usuń
  12. Coś od czego trzeba kategorycznie się odcinać. Tak jak napisała Faustyna, jest mi przykro, że pani doktor chce się odciąć od tak ważnego elementu zaganienia dwujęzyczności. Bez takich rodzin i ich problemów nie może być przecież mowy o badaniach dwujęzyczności. Dialog jest podstawą, a postawa wzajemnego zrozumienia i wyrozumiałości kolejnym ważnym elementem.
    Nie mogę osobiście spotkać się ze wszystkimi mamami blogerkami, może nie ze wszystkimi znamy się z imienia. To są wspaniałe osoby, wspaniałe kobiety, które często poświęcają swoją energię na blogowanie, bo chcą sie podzielić z innymi swoim doświadczeniem. Dzięki takim blogerkom od jakiegoś czasu mam poczucie, że gdzieś tam w dalekim i bliższym kraju są mi podobne osoby, które każdego dnia ścierają się z różnymi problemami, z charakterami własnych dzieci, z własnym lenistwem, społeczeństwem i kulturą, w której im przyszło żyć i mieszkać. Ja nauczyłam się, że mogę również polegać na swojej intuicji, że czasem mogę sobie odpuścić, że warto z moim dziećmi pośmiać się z naszych błędów językowych czy śmiesznych sytuacji z tego wynikających. Uczę się od własnych dzieci, uczę się od moich uczniów ze szkoły polonijnej. Czasem podzelenie się moimi odczuciami, rozterkami czy doświadczeniem pomaga komuś innemu. Czasem i nie, nieważne, ja też mam jeszcze tyle do nauczenia się. Nauczyłam się nie oceniać innych osób, którym z różnych powodów nie wyszło, albo gdzieś w połowie drogi stracili wiarę w sens nauki języka polskiego własnych dzieci.
    Nie jestem autorytetem naukowym, nie mam doktoratu, "nie zamierzam nikogo nawracać", jak pisał ks. Jan Twardowski. Jestem zwykłą kobietą, którą los po studiach rzucił do innego kraju, zwykłą mamą, która bardzo pragnie by moje dzieci były szczęśliwe z tą swoją dwukulturowością czy nawet dwujęzycznością (jeśli są takowymi) i by się tego nie wstydziły. Lubię patrzeć, jak uczą się polskich wierszyków lub rzucają polskim dziadkom przez telefon polskie zdania, jak kartkują polskie książki. Lubię, gdy mnie proszą, by im czytać wieczorem do poduszki polskie książki. Lubię, gdy się do mnie przytulają i mówią: kocham cie mamo.
    I z całych sił wspieram Faustynę w jej apelu. I dziękuję pokornie za wszystko zarówno Faustynie jak i wszystkim pozostałym blogerkom - Agnieszka Kluzek
    PS Przepraszam za tyle patosu, sorry tak wyszło ;-) następnym razem postaram się poprawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, pieknie to napisalas, nie z patosem, prawdziwie. Dziekuje Ci bardzo, ze chcialas sie z nami podzielic Twoimi glebokimi i osobistymi odczuciami, przemysleniami. Czytajac Twoje slowa, mysle, ze to ja pokornie dziekuje...Pozdrawiam Cie bardzo cieplo.

      Usuń
  13. Nauka pozostanie nauka, a prawdziwe zycie.... coz same doskonale wiecie. Chce Ci tylko Faustyno napisac, ze to wlasnie dzieki takim blogerka jak ty, mlode zagubione mamy dzieciakow dwujezycznych odnajduja spokoj i rownowage. To dzieki waszym blogom, poznajemy wirtualne srodowisko kobiet borykajacych sie z problemem wielojezycznosci na calym swiecie, i bez wzgledu czy jest to Francja, Austria czy Honduras, spotykamy podobne problemy, mamy zblizone obawy.... I to wlasnie dzieki Wam, waszym postom pisanym w jasny i klarowny sposob, waszej inicjatywie i checi, odnajdujemy odpowiedzi na dreczace na pytania.... Tak wiec wielkie dzieki Faustyno, za to ze jestes i piszesz! I brawo, ze postanowilas wystosowac list do kolejnego "eksperta" ktory jest absolutnie odciety od realiow i zeczywistosci! Podpisuje sie calkowicie pod Twoim apelem i to w dwoch jezykach!!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mamo w Paryżu, dziękuje bardzo za te ciepłe słowa i także za to prawdziwe stwierdzenie, że wiele naszych trosk, poczynań czy wątpliwości mam dwujęzycznych ma charakter uniwersalny. A te z nas, które są często z dala od Polski i nawet Polonii, rozsiane po różnych zakątkach świata, właśnie dzięki blogom innych mam moga sie poczuć nieosamotnione, znaleźć wsparcie...No ale nie będę sie już powtarzać, bo piszę o tym często.
    Pozdrawiam Cię barrdzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń