poniedziałek, 24 lutego 2014

LOGICZNIE z Dzieckiem na Warsztat - WYKŁADAMY KARTY NA STÓŁ

Witam serdecznie na kolejnym spotkaniu projektu Dziecka na Warsztat. Mało nas ostatnio w sieci, ale na warsztaty zjawiliśmy się z przyjemnością, gdyż mamy ostatnio naturalną frajdę wynikającą z odkrycia prawdziwych kart do gry.

Zaczęło się chyba od naszych podróży. Sporo podróżujemy, ostatnio szczególnie samolotem. Uwielbiamy też różne gry rodzinne. Początkowo zabieraliśmy w podróż wiele pudełek przeróżnych rozrywek hazardowch, szybko jednak się przekonaliśmy, że walizki mają swoją ograniczoną pojemność i w ostatnią podóż wzięliśmy tylko jedną jedyną TALIĘ KART.



I tutaj się zaczęło, bo któż pomyślał, że ze zwykłymi kartami można zrrobić tyle rzeczy! i to z taką radością! A w dodatku wszystkie cudownie przygotowują dziecko do NAUKI CZYTANIA.




Zabawę zaczynaliśmy od zwykłej wojny, to świetny sposób na zapoznanie się z kartami i odkrywnanie RELACJI większy-mniejszy.


Ale potem szybko okazało się, że bawiąc się kartami można wymyślać nieskończenie wiele logicznych łamigłówek, takich jak SZEREGOWANIE


Szukanie BRAKUJĄCEGO ELEMENTU W SZEREGU


KATEGORYZACJA (figury)


KATEGORYZACJA (kolory)


Odtwarzanie SEKWENCJI


A tutaj ćwiczenie pamięci i układanie w pary dzięki KARCIANEMU MEMO

 
Kwintesencją natomiast logicznego myślenia są wszelakie PASJANSE. My traktujemy je wyłacznie logicznie, i otwarcie zrywamy z ich wróżbiarskim przesłaniem. Tutaj jedne z Gabrysiowych ulubionych:



 A tutaj logiczne zabawy dla najmłodszych (Leopold, 2 lata i pięć miesięcy) KATEGORIE


SZEREGOWANIE od największego do najmniejszego...


A tutaj dla sprawniejszych rączek ODWZOROWYWANIE konstrukcji przestrzennych


A na koniec tak aktywnego popołudnia nie ma nic lepszego jak zanurzenie się w MIASTECZKO MAMOKO, Dawno temu w Mamoko ect. z bratem na kanapie. Te historie Mizielińskich to wspaniałą łamigłówka logiczna dla najmłodszych, ale też i starszych! 


 Wszystko to oczywiście w ramach miedzynarodowego projektu mam blogerek



A u innych mam dzisiaj takie logiczne poczynania:



piątek, 7 lutego 2014

List otwarty do Pani Doktor Zofii Wodnieckiej...a jednak...

Trudno mi ostatnio pisać regularnie, sami wiecie, nie oznacza to jednak że w mojej głowie nie ma myśli, a w moim sercu uczuć.
Takie bowiem zostały wzbudzone przez ostatnie wydarzenia wydawnicze związane z dwujęzycznością na polskim rynku. Pod koniec zeszłego roku pojawił sie polski przekład książki świetnej specjalistki od dwujęzyczności Barbary Zurer Perason. Książka Raising a Bilingual Child ujrzała w Polsce światło dzienne pod tytułem Jak wychować dziecko dwujęzyczne i została przetłumaczona przez Zofię Wodniecką i Karola Chlipalskiego.
Nabyłam ją od razu, jak tylko dowiedziłam się o istnieniu tej pozycji. Rzecz oczywista.

Pewien szczegół na końcu książki sprawił, że odczułam potrzebę dyskusji z Panią Doktor Zofią Wodniecką. W części końcowej tłumacze dzielą się bowiem swoją własną opinią, po skonsultowaniu wersji anglojęzycznej - nie do końca zgodną z tym, co w tym miejscu pisze sama autorka książki. Opinia ta (przestroga) dotyczy blogów pisanych przez rodziców dzieci dwujęzycznych, a które to blogi, zdaniem polskich tłumaczy, należy traktować z daleko idącą ostrożnością "gdyż wiele z tych informacji nie jest opartych na wiedzy naukowej, lecz na intuicji i doświadczeniu indywidualnym osób piszących".

Zapraszam Was serdecznie do przeczytania postu Sylaby. Znajdziecie tam wiele ważnych szczegółów odnośnie niezgodności tłumaczenia, których nie chcę powtarzać .
Ten właśnie post zmotywował mnie w końcu, po kilkutygodniowych wahaniach, do wystosowania czegoś w rodzaju listu otwartego do Pani Doktor Zofii Wodnieckiej.Nie jest chyba dobrze milczeć w takich momentach. Nie powinno się, mimo iż łatwiej byłoby przemilczeć. Przyzwoitość człowieka, ale też i naukowca tego wymaga.

Sylabo,
Dziękuję za to, że dokonałaś tak wnikliwej analizy dwóch wersji tej pozycji, gdyż jest to bardzo cenne.
Dla nas wszystkich - dla rodziców dzieci dwujęzycznych i dla profesjonalistów, dla naukowców wreszcie...
Dlaczego?


Ponieważ analiza ta pokazuje, że w oczach wielkich postaci dwujęzyczności, takich jak Barbara Zurer-Pearson, Francois Grosjean, Barbara Abdelilah Bauer, czy innych badaczy znanych mi tutaj we Francji, nie można oddzielić nauki od rzeczywistego życia. Dlatego naukowcy ci czynnie szukają kontaktu z rodzinami dwujęzycznymi, obserwują ich życie, u nich szukają weryfikacji swoich postulatów naukowych. Nie zamykają się na aspekt kliniczny, cały czas pracując nad teorią. Co więcej, sami łączą często praktykę z teorią w życiu profesjonalnym czy nawet osobistym! Co więcej! Sami piszą blogi, aby popularyzować w sposób jak najbardziej przystepny wiedzę na temat dwujęzyczności!

Wiele już napisano na temat związków teorii z praktyką, nie będę się tutaj powtarzać. Wiadomo, że jedno nie może istnieć bez drugiego. Wspomnę tylko, że prosty przegląd historii psychologii, szczególnie nurtu introspekcji, ale też i Gestaltu, wskaże nam, że wiedza naukowa powstawała w oparciu właśnie o intuicję i doświadczenia indywidualne, które były uogólniane. A o to właśnie tłumacze stawiają zarzuty blogom rodziców dzieci dwujęzycznych...
Praktyka bez teorii może stać się szaleństwem. Teoria bez praktyki z sposób łatwy kłamstwem.


Szanowna Pani Doktor, 
skąd więc to pragnienie odcięcia sie od blogujących rodziców dzieci dwujęzycznych? Stanowisko tak skrajne w odróżnieniu do pozycji Pani mistrzów...
Z moich obserwacji rodzice ci nie pragną mieć monopolu na wiedzę, szczególnie tę naukową, rodzice ci szanują specjalistów, powołują sie na nich, a piszą o tym, co przeżywają, co im pomaga, jak sobie poradzić z dwujęzycznością od podszewki, jak się nią cieszyć. Nie chcą sobie uzurpować prawa do badań, schematów, artykułów w prasie specjalistycznej, rodzice Ci potrzebują dzielić sie tym, co jest ich codziennością, ich trudnościami i sukcesami, odnaleźć innych rodziców dzielących ich dolę i niedolę, nie być samymi w tym doświadczeniu...Czasami z łezką, czasami z humorem, jasne nienaukowym, ale za to głęboko ludzkim...
Dlaczego by się z tymi rodzicami nie zaprzyjaźnić? Dlaczego nie docenić ich trudów? Szukać u nich inspiracji, weryfikacji teorii, nowych pomysłów i dróg? Myślę, że oni, eksperci codzienności, specjaliści bez tytułów, z chęcią, ba, nawet ze wzruszeniem by na taką przyjaźń przystali...

BARDZO UBOLEWAM nad faktem, że słowa wypowiedziane w posłowiu na temat blogów mogą pogłębić jeszcze bardziej samotność wielu polskich rodziców rozrzuconych po całym świecie, rodziców, którzy szukając wsparcia, informacji, że nie są sami, właśnie na tych blogach otrzymują, może nie wiedzę naukową faktycznie, ale motywację, wsparcie, wiadomość, że nie są sami, że warto, że trzeba, że można, że jest sens...
BARDZO UBOLEWAM nad faktem, że słowa te poddające w wątpliwość coś ważnego, niczego nie proponują w zamian, nie budują czegoś innego...poza stwierdzeniem, że dla rodziców takich nie ma żadnej propozycji...
BARDZO UBOLEWAM nad faktem, że zamiast wzajemnej współpracy i wsparcia pomiędzy światem naukowym a światem rodziców i dzieci dwujęzycznych została wykopana przepaść, pojawiła się insynuacja wrogości, przedsmak konkurencji ????
BARDZO UBOLEWAM nad tym, że zamiast RAZEM pojawia się ODDZIELNIE, a nawet PRZECIWKO. W dziedzinie, gdzie tyle mówi się o współistnieniu dwóch kultur, współdziałaniu dwóch języków, gdzie pokreśla sie wartość otwartości na Inne, na Innego...

Mam nadzieję, że słowa te, będące wyrazem moich odczuć, i z tego co wiem odczuć wielu rodziców dzieci dwujęzycznych, wydadzą dobry owoc. Nie są one osądem, nie są zarzutem, są smutną refleksją. Ale wierzę, że refleksja ta może być początkiem zmian! Powinna! 
Pani Doktor, blogujący rodzice dzieci dwujęzycznych szanują Pani pracę, cenią bardzo Pani dorobek, proszę uszanować ich wkład w dziedzinie wychowywania dwujęzycznych pokoleń. 
Jeżeli już istnieją w ludzkim świecie barykady, to może stanąć po jednej ich stronie? Przeciwko niesprawiedliwym stereotypom kulturowym, samotności na emigracji, zniechęceniu w wychowaniu dwujęzycznym...Razem naprawdę możemy wiele. Razem.