bilingual children, enfants bilingues, zweisprachige Kinder, los niños bilingües, bambini bilingui, двуязычных детей, 双语儿童
czwartek, 28 lutego 2013
Galeria wielkanocna
Chcemy zaprosić Was serdecznie do miłej, wielkanocnej zabawy – tworzenia kartek na Wielkanoc!!!
Połączmy miłe z pożytecznym: miłe, bo miło spędzone chwile przy stwarzaniu karteczek; pożyteczne – bo będzie co wysyłać!
My prosimy tylko o przesłanie zdjęć lub skanów! To żaden konkurs, więc wszystkie kartki zostaną umieszczone w mojej internetowej blogowej GALERII, i w galerii blogowej kawiarni „Ella” u Eli. Do podpisu prosimy podać imię lub pseudonim dziecka i wiek.
Miło nam będzie jeśli kartki będą miały następujące cechy charakterystyczne:
1. kartka Wielkanocna (taka do wysyłki np. dla babci);
2. kartka zrobiona z dzieckiem, lub przez dziecko samodzielnie;
3. na kartce napisy po polsku!! (najlepiej dużymi literami) – życzenia, wielkanocne sylabki:-), dialogi, zawołania itp.
Galerię pokażemy w Niedzielę Palmową! I będzie Kartkowa Palmowa!
Zapraszamy serdecznie!
a TUTAJ przykład kartek, jakie robiliśmy z Gabrysiem na Dzień Babci i Dziadzia...
wtorek, 26 lutego 2013
3. Wtorkowe czytaneczki - PRZEPROWADZKA w dzienniczku
Początkowo czaiła się z daleka, skradała się za nami, była coraz bliżej i w końcu nadeszła ostra faza remontów i przeprowadzki.
Dzisiaj opisaliśmy z chłopcami troszeczkę naszą intensywną codzienność w dzienniczku.
Więcej o metodze dzienniczka tutaj. To świetna metoda wspierania języka autorstwa Wacławy Zuziowej, a polecona nam przez Elę.
Na razie nie udaje nam się jeszcze jej stosować codziennie, ale dzienniczek pojawia w naszym życiu się przy ważniejszych okazjach. A przeprowadzka to ho ho okazja!
Dzienniczek poczatkowo tylko Gabrysia stał się także dzienniczkiem Leopolda, który ma w nim swój artystyczny udział. Proszę tylko popatrzeć na ekspresję twórczą chłopców w zamalowywaniu ścian. Wskazówka: tapeta znajduje się koło taty z pędzlem i drabiny. Jeżeli w ten sposób wyrażają się głebokie pragnienia potomków, to będziemy chyba musieli zweryfikować kolory ścian w ich pokojach, odetchnąć z odwagą i przystapić do dzieła.
Odnośnie pokoi, to najlepszą rozrywką chłopców jest oczywiście ganianie i krzyczenie po pustych pomieszczeniach, W tym czasie strudzeni rodzice próbują jeszcze coś gdzieć przykleić, przykręcić, przywiercić, przymocować, przemalować i jeszcze z tysiąc takich przy, i prze, byleby tylko przetrwać.
I ja tu gadu, gadu, a to wszystko po to, żeby napisać Kochani, iż z wyżej wymienionych względów bedę musiała na chwilę zniknąć z rzeczywistości blogowej, a na pewno pojawiać się tutaj i na zaprzyjaźnionych blogach z mniejszą częstotliwością...wybaczcie.
Myślę, że wrócę na dobre z powrotem za jakieś dwa tygodnie i na nowym biurku, przy nowej szerokości i długości geograficznej z radością się z Wami naszym nowym życiem podzielę. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
A tymczasem zapraszam do Eli, która dzielnie bedzie pełniła dyżur w pojedynkę
niedziela, 24 lutego 2013
KONKURS Jedno dziecko - dwa języki
"Dwujęzyczność staje się coraz bardziej powszechnym zjawiskiem. Jeśli znasz dziecko posługujące się dwoma językami, ten konkurs jest dla Ciebie! Opisz nam swoje doświadczenia z dzieckiem dwujęzycznym i wygraj atrakcyjne nagrody - pomoce do nauki języka polskiego dla dzieci ufundowane przez Wydawnictwo WiR."
Więcej informacji na temat konkursu TUTAJ
Do wzięcia udziału zostalo jeszcze tylko kilka dni !
To czas dla tych, którzy:
- nie wiedzieli o egzystencji konkursu, a przecie znają dziecko dwujęzyczne, nawet są jego rodzicami i mają do opisania tyle pasjonujących przeżyć, wspomnień, doświadczeń, odkryć....
- wahają się, czy wziać udział - jeżeli się zastanawiacie, to już znak, że macie coś ciekawego do napsania :-)
- lubią zostawiać rzeczy na ostatnią chwilę - chwila nadeszła!
piątek, 22 lutego 2013
3. Piątkowe gadułeczki - przypadek na ławeczce
Gadułeczki można uprawiać wszędzie, ale jedne z naszych najlepszych są na spacerach.
Uwielbiamy spacerować, włóczyć się po lesie, zwiedzać, odwiedzać nowe i stare zakątki...a przy tym dyskutować, jak mówi Gabryś.
W ostatnią środę, wracając z zajęć muzycznych, przechodzimy obok dworca. Tuż przy torach, za ogrodzeniem, synek zauważa ławeczkę.
- Mama, co to jest?
- Eee, ławeczka
- A dlaczego tutaj?
No właśnie dlaczego? Drapię się po głowie. Dla turystów to na pewno nie... Jest! Mam!
- Dla panów, którzy pracują przy torach. Żeby mogli odpocząć.
Wiadomo, że we Francji jadło, komfort, wypoczynek i wakacje najważniejsze.
- A dlaczego na ławeczkach?
No tak, w Polsce przecież mogliby na ziemi, na kurtce, na skrzynce itd. ale we Francji są ławeczki.
Nie zagłebiam się jedank w wyjaśnienia różnic kulturalnych tylko rzucam:
- Gdyby nie było ławeczki, to musieliby siedzieć na torach
- albo na trawie - kontynuuje mój smyk
- albo na drzewie
- albo na gałęzi, zaczyna rechotać Gabryś
- albo na dachu
- albo na kablach, ha ha ha śmieje się do rozpuku synek
Wymienialiśmy jeszcze długo te różne ewentualności zaśmiewając się serdecznie, przechodnie na nas patrzyli z rozbawieniem, a w główce Gabrysia ćwiczyły sie różne rodzaje miejscowników.
Z takich gadułeczek można wykrzesywać dopełniacze, bierniki, celowniki...A jaka to niesamowita zabawa. Życzymy Wam wielu takich spacerów!
Dla spostrzegawczych - słońce NA drzewie, przyuważone przez Gabrysia rankiem z naszych okien
czwartek, 21 lutego 2013
Pożyteczne z półeczki - w podróż po Polsce
Gabryś często ostatnio pyta o podróże pociągiem i samolotem, zawsze jakoś kojarzone przez niego z Polską. Do wakacji daleko, z zadowoleniem ściągam więc z półeczki niebieskie pudełko - prezent od cioci, którą pewnego dnia patriotycznie zainspirowaliśmy.
Raz, dwa, trzy, start! Zaczyna się Rajd po Polsce!
Rajd to bardzo prosta gra planszowa, która z pewnością spodoba się najmłodszym, a zainteresuje może i straszych. Pasjonować się będą nią przedszkolaki, które zaczynają się uczyć liczyć i interesują się planami, mapami oraz starymi legendami. Każdy etap gry to też historia: w Krakowie Smoka Wawelskiego, w Warszawie Syrenki, Koziołków w Poznaniu, Kopernika w Toruniu...Gabryś za każdym razem prosi, żeby je opowiadać.
Świetny sposób na pierwsze zabawowe podróże po Polsce - dla maluchów odkrywcze, a dla nas nostalgiczne. W każdym przypadku dobra metoda na zaszczepienie pociechom zainteresowania drugą ojczyzną.
Dla tych natomiast, którym trudno dotrzeć do wersji oryginalnej mała podpowiedź. Ten typ gier można w bardzo łatwy i przyjemny sposób wykonać domowymi metodami wraz z dziećmi. Takiej jeszcze nie robiliśmy, ale udało nam się już powołać do życia kilka innych i zawsze jest to piękna zabawa, a dla pociech dodatkowa motywacja i duma.
Gabriel liczy pola i już startuje w kierunku północno-zachodniej Polski
Ze specjalną dedykacją dla wyjątkowego miasta i jego wyjątkowych mieszkańcow ...
A u Eli, gdzieś na południe od Polski, na alpejską łąkę wybiegają dziś zwierzątka
wtorek, 19 lutego 2013
2. Wtorkowe czytaneczki - wydzieranki, wycinanki i wyklejanki sylabkowe
Za kilka dni przenosimy się do nowego mieszkania, trzy metry w kierunku gwiazd...
Przeprowadzka już za pasem, więc cały dom pod lupę i w toku wyrzucanie wszystkich zbędnych rzeczy. Na długą listę zbędności z ciężkim sercem zostały wpisane liczne gazety z artykułami, co to nie można się ich pozbyć, takie dobre i ciekawe... Żeby rozłąka była mniej bolesna, próbujemy więc dziś znaleźć dla słowa pisanego drugie życie i przemycić je legalnie w naszych kartonach.
Gabryś wycina, wydziera ze stron tytułowych, czy z większych napisów podobające się mu literki, sylabki, czyta je, następnie je wkleja do zeszytu i upiększa. Ćwiczy w ten sposób czytanie, oraz rozpoznawanie liter pisanych w różnych czcionkach, stylach. W pewnym momencie zauważam, że daje sobie radę nawet z małymi literami. Dowiaduję się więc, że to też doskonały sposób ćwiczeń na przypisywanie kategorii.
A mama ma w ten sposób trochę wolnego czasu, aby co nieco do kartonów powkładać...
Rezultaty działalności przemytniczej:
Kilka literowych upiększeń Gabrysia (dla niewtajemniczonych - labirynt samogłosek)
piątek, 15 lutego 2013
2. Piątkowe gadułeczki - w polskim gaju
Nasza ostatnia zabawa została niewątpliwie zainsiprowana odcinkiem Bolka i Lolka pod tytułem Kłusownik. Chłopcy wcielają się w ptaszki, a ja jako niedobry kłusownik mam zająć się: najpierw pozbawieniem ich wolności, a następnie domniemaną konsumpcją. Piszę domniemaną, bo do spożycia oczywiście nie dochodzi, ptaszki są bardzo sprytne, (ulubione w tym momencie słowo Gabrysia) i wymykają się niezdarnemu i staremu !? kłusownikowi. Las wypełniony jest zasadzkami, pułapkami i polskimi słowami. Na końcu, tutaj bezsprzeczny wpływ ojcowskich baśni, kłusownik doznaje ogromnej przemiany moralnej w wyniku wypadku łamiąc nogę, ptaszki pomagaja mu przetrwać w głuszy, a on płacze rzewnie ze wzruszenia, obiecując, że już więcej nie będzie... Takie ma wyobrażenie Gabrys o polskim gaju.
Do historii ostatnio dołączyła się polskojęzyczna koleżanka chłopcow, teraz mamy więc już trzy ptaszki, które domagają się regularnie hasania po lesie.
Zabawa ta, podobnie jak zabawa w Królestwo pochodzi z pogranicza dramy i zabawy symbolicznej. Symboliczej miedzy innym dlatego, że używamy przedmiotów, którym przypisujemy symboliczne znaczenie, aby móc przeżyć wymysloną historię: klocki staja się gąsienicami dla ptaszków, pudełka po płatkach śniadaniowych pułapkami, chusty skrzydłami itd. Zabawa ta ma też elementy dramy, gdyż to właśnie dzieci tworzą scenariusz, z tego, co wypełnia ich wnętrze, powstaje on z ich pragnień, z ich lęków, ich głebokich i nie do końca uświadomionych potrzeb. A my nastepnie ten scenariusz odgrywamy pozwalając temu wszystkiemu się wyrazić, zrealizować, "przepracować" w dobrych, nie zagrażających, bo baśniowych warunkach. Dziecko może do woli identyfikować się z bohaterem, w sposób bezpieczny, bo to przecież tylko fikcja, zabawa, to nie ja, to ptaszek, który się boi, który ucieka, mierzy się z nieprzyjacielem, w końcu wygrywa, itd. To są niektóre bonusy psychologiczne, a oprócz tego to polski las, więc ptaszki w nim ćwierkają po polsku :-)
A w Gabrysiu te wszystkie historie rozbudziły pragnienie latania. A może to te pragnienia zrodziły właśnie takie historie...?
U Eli dzis na dobrą kawę zaprasza kelner Maks!
czwartek, 14 lutego 2013
2. Pożyteczne z półeczki - Musierowicz
Kiedy zima rozpanoszyła się na dobre, wosny ani widu ani słychu, wszystko zaczyna się wydawać za długie, za zimne i za ponure nie ma nic lepszego jak dzbanek aromatycznej herbatki i dobra Musierowicz.
Odkryłam ją przez Opium w rosole, jak byłam chyba z trzy razy młodsza. I znając moje kulinarne upodobania zaraz zapałałam sympatią do tej autorki, która tak ładnie potrafiła pisać o kurczaku, rosole, a w gruncie rzeczy miłości, przyjaźni, wartościach...a to wszystko z dobrą dawką sentencji łacińskich i oczywiście humoru!
Jeżycjada, bo tak nazywa się saga o rodzinie Borejków i ich przyjaciołach, liczyć będzie za niedługo już 20 pozycji. Wszystkie podobnie podnoszące na duchu, każda charakterem inna, bo charakter to każdy bohater ma inny, w zasadzie jak każdy z nas. Więc każdy może przy stole u Borejków odnaleźć kącik dla siebie, bez osądu, bez ceremonii, tak po swojsku.
Każdy! Rodzina kolegi czyta Małgorzatę Musierowicz cała, od najmłodszej, dziesięcioletniej siostry do poważnego, dostojnego ojca, każdy najnowszy egzemplarz jest sobie wyrywany, czytany w konspiracji w toalecie, tworzone listy. kto następny w kolejce...
Ja od sławetnego Opium nie opuściłam ani jednej nowości, między innymi dzięki mojemu rodzeństwu, które wie jak najlepiej wywołać uśmiech na mojej twarzy. Bohaterowie rosli, zakochiwali się, studiowali razem ze mną, przeżywali upadek komunizmu, przeniany ustrojowe i ekonomiczne, emigrowali za granicę (w ostatniej części do Francji!)...Mam nadzieję, że się razem zestarzejemy, a moje dzieci dzięki Jeżycjadzie lizną choć trochę smaku mojego polskiego życia.
Oto moja pierwsza i ostatnia. I proszę, chciałam już pisać, że to nie klasyka, a ściągając okłądke do Opium w rosole zauważyłam, że to lektura szkolna ...
U Eli dzisiaj na półeczce opisywane układanki...
wtorek, 12 lutego 2013
1. Wtorkowe czytaneczki - Maks i Bracia, trzej przyjaciele
Jestem w kuchni, zagłębiam się w moich refleksjach przy robieniu ciasta, nagle cisza wzbudza moją podejrzliwość. Gdzie są chłopcy i jaki tajemny plan wykonują? Ostatnio dużo takich akcji specjalnych w naszym domu, psot, które zaczynają na budżecie ciążyć...to rozbita umywalka, stłuczone naczynia, to wyrwana klawiatura od laptopa, ile to można by książek kupić za te owoce ciekawości świata...?
Wchodzę do salonu, pełna najgorszych przeczuć i co widzę? Otóż siedzą tam w trójkę: Gabryś, Leo i Maks. Gabryś po prawej, Leo po lewej, Maks na kolanach. Chowam się w kąciku, nadsłuchuję niewidzialna. Uwaga! Gabryś czyta....
Z pamięci jeszcze wypowiada zdania, bo nie potrafi tak czytać po polsku, ale jak odpowiedzalnie podchodzi do swojej roli. Leo słucha, Maks przewraca się kartka po kartce. Gabryś wybucha śmiechem, Leo zaczyna sie wspinać na oparcie kanapy, zatrzymuje sie, wraca do lektury...
Często takie obrazki u nas ostatnio: z Maksami, z innymi książkami, z obrazkami do oglądania. Gabryś jako starszy brat wprowadza Leo w świat literatury, a przy okazji sam dużo się uczy. Na razie Leo wiekszość słów wypowiada po polsku, Gabryś więc często w tym języku zwraca się do niego, reprymenduje (musi to słyszeć u mnie!?) tłumaczy mu, nazywa zwierzątka. Mówię Gabrysiowi, że to dobrze, że w ten sposób Leoś lepiej go rozumie, dla Gabrysia to więc kolejna motywacja, żeby mówić po polsku. A Leo? Jak wszystkie maluchy uwielbia robić to, co sarsze rodzeństwo, nie przypadkiem więc zakwitła jego miłość do książek, w schedzie po bracie pewnie...
A to jedna z podejrzanych przez tatę braterskich CZYTANEK (Król Gabriel w Leopoldowej KĄKA fonii)
A prawdziwa nauka czytania, aby była łatwiejsza, przepisaliśmy teksty drukowanymi literami, takie Gabryś zna lepiej z metody czytania sekwencyjno-symultanicznej profesor Cieszyńskiej.
niedziela, 10 lutego 2013
Polskie sobotnie przedpołudnie
Nasze rozmyślania o przyczółkach przynagliły mnie troche, aby ponownie szukać innych możliwości wspierania języka polskiego w tutejszym codziennym życiu. Jeszcze raz wyruszyłam na podbój internetu i udało się. Znalazłam stowarzyszenie organizujące polskie warsztaty dla przedszkolaków w sobotę rano. Pół godziny drogi od nas. Spojrzeliśmy po sobie z mężem, uśmiechnęliśmy się, decyzja podjęta: Jedziemy! Wszyscy!
Mówimy o grupie Gabrysiowi, my podekscytowani, on nie może się doczekać, w dzień X pogania, byśmy sie nie spóźnili, no różnie to jest z tą mamy punktualnością, różnie...
Kontakt telefoniczny bardzo miły, przyjęcie na miejscu jednakowoż, grupa wybitnię męska - dziewiątka piratów i jedna księżniczka, czyli wedle skrytych marzeń Gabrysia.
Zaczynają się zajęcia - Pani zadaje dzieciom pierwsze pytania, my w progu, już wychodzimy, nagle do moich uszu dochodzi pewien miły dźwięk. Ze wszystkich dzieci pierwszy odpowiada Gabriel, odważnie, po polsku, całym zdaniem. Zdziwiona jestem: mówi lepiej niż rozmawiając ze mną!
Już wiem, że dobrze zrobiliśmy przyjeżdżając tutaj...
W czasie kiedy dzieci mają warsztaty, rodzice czekają w sali obok. Tutaj też jesteśmy bardzo dobrze przyjęci, mąż chwalony za swój polski. Poznajemy się, rozmawiamy, wymieniamy doświadczenia przez ten półtoragodzinny łyk polskiego powietrza dla naszych dzieci.
Leopold krąży wokół nas spokojny i obserwuje z uwagą wszystkich. Chyba nieczęsto słyszy tyle osób na raz mówiących w języku mamy.
I coś mnie w tej grupie uderza, Oprócz kilku mam, jest też dwóch ojców. To oni dbają o to, żeby ich dzieci miały kontakt z językiem polskim. I uświadamiam sobie, że jak myślę o rodzicach, to myślę o mamach głownie, do nich piszę, do nich się zwracam, je się staram wspierać. Najczęściej za mężem emigrują mamy przecież...
A ojcowie, tatusiowie z językiem mniejszościowym, żyjący poza granicami swojego kraju? Też są i wcale nie maja łatwego zadania w przekazywaniu swojego języka, gdyż to oni własnie spedzają najczęściej mniej czasu z dziećmi niż mamy. A w to sobotnie przedpołudnie byli z nami, Często po całym tygodniu pracy, przy wypełnionym weekendzie, znaleźli czas, żeby przyprowadzić swoje pociech na te polskie warsztaty.
I widok tych ojców mnie wzruszył, przecież oni też (a może niekiedy i bardziej) potrzebują wsparcia, dobrego słowa, motywacji...
Wracamy do domu, dyskutujemy w samochodzie. Gabrysiowi najbardziej podobała się księżniczka. A nam? chyba ten uśmiech Gabrysia.
Jedziemy, cieszymy się i opychamy jakimiś ciastkami, zapominając z wrażenia, ze to już za chwilę obiad. A po powrocie do domu Gabryś prosi tylko o kropeczke zupy Mamusiu...
Mamusi serce mięknie i daje tę kropeczkę zupełnie niezgodnie ze swoimi przekonaniami o zdrowym żywieniu.
Mówimy o grupie Gabrysiowi, my podekscytowani, on nie może się doczekać, w dzień X pogania, byśmy sie nie spóźnili, no różnie to jest z tą mamy punktualnością, różnie...
Kontakt telefoniczny bardzo miły, przyjęcie na miejscu jednakowoż, grupa wybitnię męska - dziewiątka piratów i jedna księżniczka, czyli wedle skrytych marzeń Gabrysia.
Zaczynają się zajęcia - Pani zadaje dzieciom pierwsze pytania, my w progu, już wychodzimy, nagle do moich uszu dochodzi pewien miły dźwięk. Ze wszystkich dzieci pierwszy odpowiada Gabriel, odważnie, po polsku, całym zdaniem. Zdziwiona jestem: mówi lepiej niż rozmawiając ze mną!
Już wiem, że dobrze zrobiliśmy przyjeżdżając tutaj...
W czasie kiedy dzieci mają warsztaty, rodzice czekają w sali obok. Tutaj też jesteśmy bardzo dobrze przyjęci, mąż chwalony za swój polski. Poznajemy się, rozmawiamy, wymieniamy doświadczenia przez ten półtoragodzinny łyk polskiego powietrza dla naszych dzieci.
Leopold krąży wokół nas spokojny i obserwuje z uwagą wszystkich. Chyba nieczęsto słyszy tyle osób na raz mówiących w języku mamy.
I coś mnie w tej grupie uderza, Oprócz kilku mam, jest też dwóch ojców. To oni dbają o to, żeby ich dzieci miały kontakt z językiem polskim. I uświadamiam sobie, że jak myślę o rodzicach, to myślę o mamach głownie, do nich piszę, do nich się zwracam, je się staram wspierać. Najczęściej za mężem emigrują mamy przecież...
A ojcowie, tatusiowie z językiem mniejszościowym, żyjący poza granicami swojego kraju? Też są i wcale nie maja łatwego zadania w przekazywaniu swojego języka, gdyż to oni własnie spedzają najczęściej mniej czasu z dziećmi niż mamy. A w to sobotnie przedpołudnie byli z nami, Często po całym tygodniu pracy, przy wypełnionym weekendzie, znaleźli czas, żeby przyprowadzić swoje pociech na te polskie warsztaty.
I widok tych ojców mnie wzruszył, przecież oni też (a może niekiedy i bardziej) potrzebują wsparcia, dobrego słowa, motywacji...
Wracamy do domu, dyskutujemy w samochodzie. Gabrysiowi najbardziej podobała się księżniczka. A nam? chyba ten uśmiech Gabrysia.
Jedziemy, cieszymy się i opychamy jakimiś ciastkami, zapominając z wrażenia, ze to już za chwilę obiad. A po powrocie do domu Gabryś prosi tylko o kropeczke zupy Mamusiu...
Mamusi serce mięknie i daje tę kropeczkę zupełnie niezgodnie ze swoimi przekonaniami o zdrowym żywieniu.
piątek, 8 lutego 2013
1. Piątkowe Gadułeczki - Ploteczki Szczoteczki i Łyżeczki
Sczoteczka i Łyżeczka to dwie przyjaciółki, i jak na prawdziwe przyjaciółki przystało, lubią sobie one czasami poplotkować. A tak naprawdę, polotkują one cały czas, przynajmniej my znamy je od takiej właśnie strony. Pomijając oczywiście ich względy utylitarne, które pozwolicie, że pominę.
Ploteczki Szczoteczki i Łyżeczki zrodziły się z pewnego szalonego pomysłu nakrapianego wybuchami śmiechu dwóch innych przyjaciółek i stanowią część zestawu Zabawy Tutusia.
Mówiąc poważniej. Cykl powstał po to, aby małe dzieci mogły zapoznać się z sytuacjami prostych dialogów, dostosowanych do codziennych ich doświadczeń.
Karta z rysunkami przedstawia łyżeczkę rozmawiającą ze szczoteczką. Wypowiedzi ich, umieszczone w dymkach, wprowadzają dziecko w świat dialogu. Są to bardzo krótkie i proste rozmowy, uczące dziecko odpowiednich reakcji w różnych sytuacjach komunikacyjnych. Te miniaturowe rozmówki mają być inspiracją do tworzenia domowych teatrzyków, co jednocześnie może uczyć dziecko zabawy symbolicznej.
Doskonałe jest wspólne czytanie Ploteczek, a następnie odgrywanie plotkowania przy pomocy prawdziwych szczoteczek i łyżeczek.
Leo i Gabryś za tym przepadają, zabawa jest przednia! Można zaczynać plotkować już bardzo wcześnie, Leo w wieku 12 miesięcy zaczynał już powtarzać Alo, Alo, wymachując łyżeczkami.
A o Gabrysiu i plotkarach to już będzie kiedy indziej...
czwartek, 7 lutego 2013
1.Pożyteczne z półeczki - Przygody Maksa
Pierwsze Pożyteczne z półeczki, a ja już dopuszczam się niecnego kłamstwa, bo Maksy wcale u nas nie stoją posłusznie na półeczkach, tylko podróżują w przestrzeni. Przenoszone rękami niewiadomokogo, niewiedomogdzie...Ostatnio znalazłam nawet jeden egzemplarz w toalecie. Raczej któryś z Braci...taty nie podejrzewam, choć kto wie? Bowiem wszyscy się w Maksach zakochali - tata też, bo bardzo łatwym językiem, który może czytać i on.
Zaginięcie Maksa urasta więc prawie do incydentu dyplomatycznego: kto, kogo ostatnio widział z Maksem i jakiej narodowości był delikwent?
A jak to się zaczęło?
Pierwszy Maks zawitał do nas jakieś półtora roku temu. Od razu stał się ulubieńcem Gabrysia. Świetne ilustracje, takie jak właśnie powinne być dla małych dzieci: proste, radosne, a nie cukierkowe. No i te teksty, w sam raz dla maluchów: Maks ma auto. Maks nie da auta. Lisa Maksa bach. Aj Ajaj boli Maksa. etc Prosta kostrukcja zdania, podstawowe słownictwo, dużo onamatopei. To wszystko w dużą dozą humoru, wynikającego z konkretnych, codziennych sytuacji - w sam raz dla najmłodszych czytelników, choć i rodzice nieźle się ubawią.
A teraz?
Teraz po Maksa siega już Leo.
Cała rodzina towarzyszy mu w tym sięganiu całkowicie bezinteresownie.
Więcej o tej wielkoduszności już niebawem.
Seria o Maksie, tekst: Babro Lindgren, ilustracje: Eva Eriksson Wydawnictowo Zakamarki
wtorek, 5 lutego 2013
Tematy cykliczne
Oto nasz nowy pomysł! Zapraszamy serdecznie na nasze blogi: Blog Eli i Mój blog we wtorki i w piątki. Wspólnie z Elą postanowiłyśmy zrealizować pomysł spotkań cyklicznych, poświęconych trzem tematom:
1. We wtorki: WTORKOWE CZYTANECZKI! – PLANUJEMY POKAZAĆ Państwu jak wprowadzać dziecko w świat języka poprzez czytanie. Będziemy zamieszczać co wtorek, każda z nas inne, propozycje zabaw, krótkich ćwiczeń, krótkie filmiki, zdjęcia, opisy pomocy lub zabawek służących nauce czytania naszych dzieci i dzieci, których rodzice nas o to proszą. Zaczynamy więc od zabawy - czytamy!
2. W piątki: PIĄTKOWE GADUŁECZKI! – zabawy i ćwiczenia służące wspomaganiu mówienia: krótkie rozmówki, dialogi, teatrzyki, rozmowy pacynek. Celem jest wsparcie języka mówionego naszych dzieci. Zaczynamy od zabawy - mówimy!
3. W środy lub czwartki: POŻYTECZNE Z PÓŁECZKI! – czyli prezentacja wszystkich ciekawych zabawek, książek, płyt, które znajdują się w naszych domach, na naszych półeczkach i służą pięknie i ciekawie (co jeszcze z nimi można zrobić…?)
Wiemy, że podejmujemy się pracochłonnego zadania, ze względu na cykliczność – ale spróbujemy podołać – w razie wielkiej niedyspozycji jednej z nas, będzie ona odsyłała na blog koleżanki
Zapraszamy więc do obserwowania pracy twórczej naszego duetu!!
Nie ukrywamy, że pisanie na forum, o tym co robimy, ma nas dopingować do częstej i wesołej zabawy z naszymi dziećmi oraz zachęcać innych rodziców do podobnych, polskich „wyczynów” !!
Faustyna i Ela
1. We wtorki: WTORKOWE CZYTANECZKI! – PLANUJEMY POKAZAĆ Państwu jak wprowadzać dziecko w świat języka poprzez czytanie. Będziemy zamieszczać co wtorek, każda z nas inne, propozycje zabaw, krótkich ćwiczeń, krótkie filmiki, zdjęcia, opisy pomocy lub zabawek służących nauce czytania naszych dzieci i dzieci, których rodzice nas o to proszą. Zaczynamy więc od zabawy - czytamy!
2. W piątki: PIĄTKOWE GADUŁECZKI! – zabawy i ćwiczenia służące wspomaganiu mówienia: krótkie rozmówki, dialogi, teatrzyki, rozmowy pacynek. Celem jest wsparcie języka mówionego naszych dzieci. Zaczynamy od zabawy - mówimy!
3. W środy lub czwartki: POŻYTECZNE Z PÓŁECZKI! – czyli prezentacja wszystkich ciekawych zabawek, książek, płyt, które znajdują się w naszych domach, na naszych półeczkach i służą pięknie i ciekawie (co jeszcze z nimi można zrobić…?)
Wiemy, że podejmujemy się pracochłonnego zadania, ze względu na cykliczność – ale spróbujemy podołać – w razie wielkiej niedyspozycji jednej z nas, będzie ona odsyłała na blog koleżanki
Zapraszamy więc do obserwowania pracy twórczej naszego duetu!!
Nie ukrywamy, że pisanie na forum, o tym co robimy, ma nas dopingować do częstej i wesołej zabawy z naszymi dziećmi oraz zachęcać innych rodziców do podobnych, polskich „wyczynów” !!
Faustyna i Ela
Poradnik dla rodziców małych dzieci dwujęzycznych
Wczoraj znalazłyśmy z Elą bardzo pożyteczny i mądry poradnik dla rodziców młodszych dzieci dwujęzycznych, żyjących daleko od Polski.
Pani Monika Rościszewka - Woźniak w swoim poradniku, który można przeczytać w internecie, umieściła wszelkie interesujące, nas rodziców dzieci dwujęzycznych, tematy.
Obie z Elą stwierdziłyśmy, że poradnik "Z dzieckiem w świat. Rodzice małych dzieci za granicami” jest świetny i mogłybyśmy się podpisać prawie pod każdym zdaniem. Odpowiada na to wszystko o co pytamy, o czym myślimy i piszemy tutaj, na blogu. Czytajmy więc i polecajmy innym rodzicom.
Poradnik do pobrania znajduje się TUTAJ. Powstał jako jedna z inicjatyw Polskiej Szkoły.
niedziela, 3 lutego 2013
Polskie przyczółki
Kilka dni temu obiecałam napisać o polskich przyczółkach w procesie nabywania języka.
Skąd ta militarna metafora?
Uczymy dzieci naszego języka, próbujemy przekazać im naszą kulturę.
Często to radość i stysfakcja (i oby tak było najczęściej!), ale czasem także - piszecie - poczucie toczenia bitwy, batalii o Polskę, na obczyźnie, w osamotnieniu, bez sprzymierzeńców.
Ostatnio spotkałam wiele mam, ktróre w taki sposób przeżywały wychowanie dwujęzyczne, jako walkę. Pochodziły nie tylko w Polski, ale z różnych innych stron świata: Kolumbii, Japonii, Niemiec, Serbii...
Pomyślałam, po pierwsze: że nie jestesmy same, i po drugie: że na pewno gdzieś można znaleźć posiłki, z kimś zawiązać koalicję, żeby wygrać, żeby brak równowagi sił, jaki odczuwamy między językiem większościowym a naszym nas nie zniechęcił, nie dobił.
Żeby nie było międzynarodowych napięć, aby w życiu naszej rodziny, a szczególnie w naszych sercach zapanował pokój. Żebyśmy z dwujęzyczności i dwukulturowości mogli czerpać radość!
Profesor François Grosjean, sam będąc doświadczonym ojcem dwujęzycznych synów, podaje kilka pożytecznych strategii, aby te cele osiągnąć (konferencja w Paryżu 24 listopada 2012 ).
Jego zdaniem jedną z nadrzędnych rzeczy w rozwoju dwujęzyczności u dziecka jest POTRZEBA komunikacji w języku. Jeżeli ta potrzeba istnieje, nie ma powodu, aby dziecko nie rozwinęło dwujęzyczności, pominąwszy oczywiście poważne zaburzenia rozwojowe czy emocjonalne.
Gdy mowa o potrzebie, mam na mysli oczywiście głównie język mniejszościowy, rozwój języka większości zwykle jest stymulowany w wystarczający sposób.
Jako jedno ze źródeł wsparcia dla rodzica języka mniejszościowego podaje on pôles monolingues - miejsca, dosłownie: bieguny jednojęzyczne, które ja postanowiłam przetłumaczyć jako PRZYSIÓŁKI JEDNOJĘZYCZNE, gdzie na terytorium innego, dominujacego języka, utrzymuje, "broni się" język polski.
Jak wiadomo: "najwiekszym wrogiem dwujęzycznego dziecka jest dwujęzyczny rodzic".
Profesor Grosjean zachęca więc do poszukiwania lub tworzenia miejsc jednojęzycznych, gdzie dziecko nie znajdzie rozmówcy w L1 i odczuje konieczność mówienia w języku mniejszościowym, dla nas: w języku polskim.
Oto kilka pomysłów na przysiółki:
Istnieje na pewno wiele innych sposobów tworzenie przestrzeni jednojęzycznych. Myślę, że ważna jest jedna zasada w poszukiwaniu takich przysiółków - trzeba być twórczym.
Przykładowo w miejscu, gdzie mieszkam nie ma polskiej szkoły. Wraz z kilkoma koleżankami polskiego pochodzenia postanowiłyśmy spędzać razem środowe popołudnia. W ten sposób dzieci przebywają w polskiej atmosferze, a my zastanawiamy sie już nad organizacją jakichś ciekawych dla nich polskojęzycznych zajęć.
Postaram się regularnie pisać o nowych pomysłach. I życzę każedemu wielu niekonwencjonalnych idei na rozwijanie polskich przyczółków, tam, gdzie mieszkacie!
Skąd ta militarna metafora?
Uczymy dzieci naszego języka, próbujemy przekazać im naszą kulturę.
Często to radość i stysfakcja (i oby tak było najczęściej!), ale czasem także - piszecie - poczucie toczenia bitwy, batalii o Polskę, na obczyźnie, w osamotnieniu, bez sprzymierzeńców.
Ostatnio spotkałam wiele mam, ktróre w taki sposób przeżywały wychowanie dwujęzyczne, jako walkę. Pochodziły nie tylko w Polski, ale z różnych innych stron świata: Kolumbii, Japonii, Niemiec, Serbii...
Pomyślałam, po pierwsze: że nie jestesmy same, i po drugie: że na pewno gdzieś można znaleźć posiłki, z kimś zawiązać koalicję, żeby wygrać, żeby brak równowagi sił, jaki odczuwamy między językiem większościowym a naszym nas nie zniechęcił, nie dobił.
Żeby nie było międzynarodowych napięć, aby w życiu naszej rodziny, a szczególnie w naszych sercach zapanował pokój. Żebyśmy z dwujęzyczności i dwukulturowości mogli czerpać radość!
Profesor François Grosjean, sam będąc doświadczonym ojcem dwujęzycznych synów, podaje kilka pożytecznych strategii, aby te cele osiągnąć (konferencja w Paryżu 24 listopada 2012 ).
Jego zdaniem jedną z nadrzędnych rzeczy w rozwoju dwujęzyczności u dziecka jest POTRZEBA komunikacji w języku. Jeżeli ta potrzeba istnieje, nie ma powodu, aby dziecko nie rozwinęło dwujęzyczności, pominąwszy oczywiście poważne zaburzenia rozwojowe czy emocjonalne.
Gdy mowa o potrzebie, mam na mysli oczywiście głównie język mniejszościowy, rozwój języka większości zwykle jest stymulowany w wystarczający sposób.
Jako jedno ze źródeł wsparcia dla rodzica języka mniejszościowego podaje on pôles monolingues - miejsca, dosłownie: bieguny jednojęzyczne, które ja postanowiłam przetłumaczyć jako PRZYSIÓŁKI JEDNOJĘZYCZNE, gdzie na terytorium innego, dominujacego języka, utrzymuje, "broni się" język polski.
Jak wiadomo: "najwiekszym wrogiem dwujęzycznego dziecka jest dwujęzyczny rodzic".
Profesor Grosjean zachęca więc do poszukiwania lub tworzenia miejsc jednojęzycznych, gdzie dziecko nie znajdzie rozmówcy w L1 i odczuje konieczność mówienia w języku mniejszościowym, dla nas: w języku polskim.
Oto kilka pomysłów na przysiółki:
- spotkania z polskojęzycznymi kolegami, rówieśnikami, kuzynami. Jeżeli nie możemy pojechać do Polski, zapraszajmy do siebie, szukajmy rodzin, które dopiero co wyemigrowały z Polski, osiedliły się niedaleko, a z których dzieci jeszcze nie opanowały języka kraju przyjmujacego.
- spotkania z innymi polskojęzycznymi kolegami, mieszkającymi w innym kraju, bliższym niż Polska. Łatwiej zorganizować taki spotkanie, dodatkowy plusem sytuacji jest fakt, że dziecko spotyka inne najczęściej dwujęzyczne dzieci, może się z nimi identyfikować, nie czuć sie innym..
- zajęcia w klubie polskim, szkole, autorytet osoby trzeciej, nauczycielki ma tutaj duże znaczenie.
- wizyty u dziadków (oczywiście polskojęzycznych), lub wizyty dziadków u wnuków
- jeżeli kontakty bezpośrednie nie są możliwe, istnieje szereg internetowych programów typu "skype", pozwala to na podtrzymanie relacji, a jednocześnie rozwijanie komunikacji, języka
- baby-sitter z Polski (tutaj uwaga: trzeba być pewnym, że osoba rozmawia w dziećmi w języku polskim, czesto głównym celem wyjazdu za granicę jest dla tych osób pragnienie nauczenia się języka kraju docelowego)
- zajęcia pozalekcyjne - sport, muzyka,malarstwo, inna pasja - prowadzone przez nauczyciela, instruktora polskiego pochodzenia. Jeżeli dziecko lubi te zajęcia, ten sposób ma też pozytywny efekt skojarzenia języka polskiego z czymć przyjemnym
Istnieje na pewno wiele innych sposobów tworzenie przestrzeni jednojęzycznych. Myślę, że ważna jest jedna zasada w poszukiwaniu takich przysiółków - trzeba być twórczym.
Przykładowo w miejscu, gdzie mieszkam nie ma polskiej szkoły. Wraz z kilkoma koleżankami polskiego pochodzenia postanowiłyśmy spędzać razem środowe popołudnia. W ten sposób dzieci przebywają w polskiej atmosferze, a my zastanawiamy sie już nad organizacją jakichś ciekawych dla nich polskojęzycznych zajęć.
Postaram się regularnie pisać o nowych pomysłach. I życzę każedemu wielu niekonwencjonalnych idei na rozwijanie polskich przyczółków, tam, gdzie mieszkacie!
piątek, 1 lutego 2013
Korzenie
Spójrzcie, co zrodziły mocne i dobre korzenie...
To z naszych alpejskich wędrówek
A z dzisiaj:
Gabryś wraca z przedszkola ze swoim tatą, napotykają znajomego Polaka, którego synek bardzo lubi.
Znajomy bardzo słabo mówi po francusku, po wymianie powitań, zwraca się do Gabrysia łamaną francuszczyzną.
- C'était bien école? (Dobrze było w szkole?)
- Tak, dobrze - odpowiada Gabriel
Mężczyźni wracają do domu i zdają mi sprawę ze zdarzenia, a mnie w sercu robi sie dumnie i smutno zarazem...
A Gabryś słuchając naszej rozmowy spokojnie stwierdza:
- On mówi w MOICH DWÓCH JĘZYKACH
Subskrybuj:
Posty (Atom)