We Francji, jak wiadomo, pomiędzy daniem głównym a deserem na stół wjeżdżają sery.
Dzisiaj przy serach taka konwersacja:
- Mamo, a z jakich cycusiów ten ser?
- ????
- Mamo, no z jakich cycusiów ten ser, pytam!
Nie mam pojęcia! Zastawiam się czy to jakiś wpływ polskich oscypków, którymi zajadaliśmy się w Zakopanem ze dwa tygodnie temu. Oscypki owszem kształty mają niczego sobie, ale żeby tak od razu...
- Mamo, no z jakich cycusiów ten ser, rozumiesz, czy nie?!?
No własnie sęk w tym, że nie rozumiem. ani w ząb nie rozumiem...
Nagle: A! Przypomniało się mi, że ostatnio przerabialismy poznawczo krowy, na łące, w książkach, na figurkach. A z krowami różne takie zagadnienia jak dawanie mleka, dojenie, wymiona, czyli co - piersi, cycusie w gruncie rzeczy.
Uff, Oddycham z ulgą
- Ten to z krowich synku, to Brie, ale ten na przykład to z kozich - ser kozi, a ten z owczych - owczy ser.
Synek usatysfakcjonowany wtapia górne siekacze w kremową masę.
Tym razem się udało. Ciekawe jak będzie następnym...
My też dzisiaj kontemplowaliśmy krowy za płotem. "Ale jak się doi te krowy?" Tych się nie doi, te cielęta doją... "A ty, mamusiu, umiesz doić krowy?" No nie umiem.
OdpowiedzUsuńNa co Ala: MU!
No ona to umie, te cycusie, w nocy o północy i z zamkniętymi oczami. I bynajmniej nie krowie...
Mamy tu 50 krów- może się nauczę doić i przerzucę Alę na kazeinę.
Ha ha, to lepiej chyba jednak owczych albo kozich cycusiow poszukac, nie wiem jak sie doi, tylko z krowimi mialam doczynienia, ale dla zdrowia na pewno lepsze. Pozdrowienia dla Waszych alpejskich sasiadek :-)
UsuńOj pytania dzieci potrafią być mocno podchwytliwe. Ale z reguły są bardzo niewinne, bo to tylko my dorośli zatruci przez cywilizacje potrafimy sobie do zupełnie niewinnego pytania dorobić całą (negatywną) ideologię. Będąc w Polsce robiłam coś w kuchni z moim chrzesniakiem. I nagle woła: "Siosia zobacz chui" Zdębiałam. I oczywiście od razu zaczęłam tłumaczyć:"Ależ kochanie, tak się nie mówi, bo brzydko". Dziecko wgapiło się we mnie z wyrazem skołowania i zaskoczenia na twarzy zaś z pokoju dobiegł mnie śmiech mojej siostry, która znając lepiej język własnego dziecka wytłumaczyła mi ,że mały nie ma złych intencji i to mnie po głowie chodzi Bóg wie co, bowiem dziecko zwyczajnie pokazywało mi "chmury" na niebie za oknem. Dało mi to niezła lekcję i od tamtej pory(do dziś w dom się ze mnie śmieją) uważnie obserwuję dzieciaki, próbuję rozumować ich tokiem myślenia zanim wyskoczę z pouczeniami:)
OdpowiedzUsuńDzieci sa niesamowicie ciekawe i zachwycaja sie, i to jest w nich faktycznie piekne. Obysmy mialy jeszcze wiecej takich dni z chmurami i cycusiami. Bez dorabiania ideologii :-)
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńwlasnie odkrylam Twoj blog i na pewno wroce, cudny i przydatny, bo tez jestem mama dwujezycznych dzieciaczkow, mieszkam we Francji.
Co do (roz)poznawania zwierzakow, roznie z tym bywa, my jestesmy z duzego miasta i moje 2,5letnie dziecie, ktore pierwszy raz na zywo zobaczylo koze, zapytalo mnie: "Co to za pies, mamo?" Bardzo mnie to ubawilo. Pozdrawiam serdecznie
Ika
Witam Cie Iko serdecznie! Ciesze sie, ze jestes gdzies niedaleko i ze Ci sie u nas podoba :-) A gdzie tak w tym duzym miescie Was separuja od koz?
UsuńI jak pieknie mowi po polsku Twoje dziecie!
Pozdrawiam!