Wczoraj wracając z przedszkola przechodziliśmy obok budynku merostwa, na którym wisiały flagi. To tutaj, kika miesiecy temu znajdowaly sie tez afisze przedwyborcze, trzy i pol letni wtedy Gabriel krzyczal pelna piersia - To Nicolas Sarkozy, a to François Hollande - pokazujac palcem popiersia. Nie wiem skad to zaciecie polityczne u mojego malucha, raczej nie po mamie, bylam z niego jednak bardzo dumna i patrzylam dookola czy inni juz zauwazyli jak moje dziecko doskonale zna sie na biezacych sprawach panstwa. Nieco mniej dumna bylam jednak, kiedy kilka tygodni pozniej moj chlopczyk nadal wolal (po francusku) Dlaczego Francuzi powiedzieli Nie Nie Nie Nicolas Sarkoziemu? Dlatego, ze zrobil glupoty? - w naszym burzujskim, prawicowym miasteczku nie byl to raczej dla rodzica powod do dumy...
To byla taka mala dygresja przy fladze. Teraz Gabrys wola - "o c'est le drapeau français! Flaga francuska. Maman, pourquoi on habite en France? No i tutaj sie zaczyna tlumaczenie, ze tata jest Francuzem, mama Polka, ze jakis czas mieszkalismy w Polsce, a pozniej zdecydowalismy sie przeprowadzic do Francji i tu zamieszkac... A Ty kim jestes? Francuzem czy Polakiem? pytam Gabriela. "Francuzem, i po polsku i po angielsku" - odpowiada mi. I jak to jest z tozsamoscia mojego synka? Ewidentnie czuje sie bardziej Francuzem, tutaj sie urodzil, jezykiem francuskim wlada najlepiej, w tym kraju zyje, wydaje sie to zrozumiale. Polska jest mu znana, ale tak dorywczo, wakacyjnie, chyba kojarzy ja glownie z jezykiem mamy, ktory stawia na rowni z angielskim...I siebie definuje na razie glownie przez ten jezyk, to on go roznicuje z kolegami, to on jest naszym szyfrem, kodem, paszportem, mam tylko nadzieje, ze nie zostanie dla niego na zawsze jezykiem obcym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz