piątek, 5 kwietnia 2013

OPOL or not OPOL...

...oto jest pytanie, które być może niektórzy z nas zaczęli sobie zadawać w trakcie dwujęzycznej przygody ze swoimi dzieciakami.
U nas pojawiło się stosunkowo niedawno, kiedy uświadomilismy sobie, że za mało wkoło polskiego i że niełatwo kiedy mama jest jedynym źródłem języka mniejszościowego.

Tutaj kilka słów wyjaśnienia: jak zapewne wielu z Was wie, OPOL (One Person One Language) to strategia, zwana też STRATEGIĄ OSOBY w której każdy z rodziców posługuje się w kontakcie z dzieckiem swoim językiem. Np. mama mówi po polsku, tata po francusku, jak jest w naszym przypadku, czy tata mówi po polsku, mama po angielsku, etc.
Przez wiele lat strategia ta była polecana przez badaczy i specjalistów, do tego stopnia, że osiagneła prawie status "dwujęzycznego dogmatu". Pod wieloma względami słusznie nadano jej taką wagę - OPOL pomaga dziecku przypisać daną osobę do języka, i w ten sposób łatwiej abstrahować reguły gramatyczne i leksykalne, czy sprawia (teoretycznie), że zjawisko mieszania języków pojawia się rzadziej.

Benefisy stosowania OPOL nie są jednak bezwzględne.
Profesor Grosjean mówi o ryzyku posługiwania się strategią osoby w przypadku, kiedy rodzic używający języka mniejszościowego jest jego jedynym dla dziecka źródłem.
Jak donosi Dr. Barbara Zurer Pearson, w książce Raising a Bilingual Child, sytuacja taka może prowadzić do gorszej znajomości języka mniejszościowego, dwujęzyczności pasywnej, a nawet być niekiedy źródłem konfliktów, kiedy to dziecko domaga się, aby rodzic zwracał się do niego w języku otoczenia, szkoły, kolegów, jak to często następuje w okresie dojrzewania, a niekiedy nawet wcześniej....

W takich sytuacjach, jeśli to tylko możliwe, Francois Grosjean proponuje obrać strategię mL@H (Minority Language at Home). Według tej metody język mniejszościowy jest językiem domowym, ale jako że metoda ta proponuje dość dużo elastyczności można zastosować przy niej równolegle STRATEGIĘ MIEJSCA; np mówimy po polsku razem tylko w domu,  a na zewnątrz po francusku, lub STRATEGIĘ CZASU - mówimy po polsku podczas wakacji i w weekendy. Pozwala to na uniknięcie pewnych konfliktów typu "Mamo, błagam, tylko nie po polsku w szkole".
Stosowanie  mL@H zwkle wiąże się z wysiłkiem rodzica, dla którego język mniejszościowy jest językiem obcym. Te wysiłki jednak bardzo szybko sie opłacają. Małżonek jest bardzo dumny z postępów, czuje sie kompetentny i wspierający. A dzieci? Dla dzieci to niesamowity sygnał, że drugi język jest ważny, cenny, warty nauczenia się i wysiłku.

Od pewnego czasu staramy sie stosować strategię mL@H. Gabryś coraz wiecej odpowiadał mi po francusku i szukaliśmy z mężem sposobów wzmocnienia języka polskiego. Pomysł ten już od dłuższego czasu chodził po głowie tacie, ale ja sztywno trzymałam sie metody OPOL. Dopiero paryskie spotkanie w profesorem Grosjean dodało mi odwagi, a mojemu mężowi pozwoliło na powiedzenie "a nie mówiłem" :-). No cóż nikt nie jest prorokiem we własnym kraju...
Rzuciliśmy się więc na głeboką wodę. Ja zadowolona, tata z checią do pracy, Przeprowadzka nas trochę w tym projekcie zatrzymała, bo jednak na początku wcielenie mL@H wymaga trochę wysiłku, ale dzielnie do metody powoli wracamy, stosując ja na razie np w czasie posiłków, czy spacerów.
Oczywiście pozostaje kwestia akcentu, nieprawidłowości gramatycznych etc. Jednak w tym momencie naszego życia ważniejsze wydaje mi się pozytywne zmotywowania mojego dziecka do mówienia po polsku, niż to, że będzie się wyrażał z akcentem. czy popełniał błędy. Myślę, że ta motywacja jest w tym momencie najważniejsza i nie możemy jej za przepaścić. A dla małego chłopczyka, ze względów identyfikacyjnych ważne jest być jak tata....
Będe Was informować na bieżąco o naszej przygodzie, a na razie to Gabryś informuje dumnie wszystkich zainteresowanych "Uczę tate polskiego". I coś w tym jest!

22 komentarze:

  1. Hmm... Stosowanie mL@H moze byc jednak bardzo uciazliwe dla rodzica, ktory w ogole nie mowi w jezyku mniejszosciowym. A tak wlasnie jest w naszym domu. Tata nie mowi po polsku w ogole, a rozumie tylko kilka wyrazen. Mi rowniez byloby niesamowicie trudno mowic poza domem do dzieci po chinsku. Juz widze spojrzenia Tajwanczykow, gdyby 'biala' mowila do swoich dzieci po chinsku :-) (z bledami).
    Nie przecze, ze mL@H moze byc dobrym rozwiazaniem gdy cala rodzinka zna oba (lub wiecej) jezyki na tym samym prawie poziomie. My jednak bedziemy dalej obstawac przy OPOL :-)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cie Doroto, dzieki za wpis w tej badz co badz kontrowersyjnej sprawie :-) Ciekawa jestem bardzo Waszych opinii i doswiadczen.
      Tez mialam poczatkowo podobne do Twoich watpliwosci, ale szanuje bardzo wiedze i doswiadczenie profesora Grosjean, wiec kiedy nam zaproponowal ML@H, postanowilam, ze musimy sprobowac.

      Oczywiscie, stosowanie tej metody wymaga zadowalajacego poziomu jezyka mniejszosciowego u malzonka. Moj jest w trakcie nauki, dlatego wybieramy na razie proste sytuacje spoleczne, a nie dyskusje filozoficzne :-)

      Ja tez naturalnie nie wyobrazam sobie mowic do dzieci po francusku, zawsze mowie do nich po polsku, a w sytuacjach spolecznych, ktore tego wymagaja zawsze najpierw mowie po polsku, a nastepnie tlumacze na francuski, zeby osoba towarzyszaca mogla zrozumiec, jesli tylko jej to dotyczy. Mam nadzieje, ze to sie nigdy nie zmieni, nawet w okresie dojrzewania.

      Mysle, ze trzeba sie trzymac metody; jaka daje rezultaty - u Was OPOL swietnie hula; u nas najwyrazniej nie byl wystarczajacy, przynajmnie w tym czasie, wiec trzeba nam szukac rozlicznych sposobow wspierania jezyka mniejszosciowego, czyli polskiego. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Czyli... jeśli dobrze zrozumiałam, Gabryś zaczyna mówić do taty po polsku? I Twój mąż odpowiada po polsku? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Sylabo, az tak dobrze to nie ma..., mimo iz taka sytuacja bylaby moim (i zapewne Twoim) marzeniem :-)Gabrys duzo miesza, a moj maz jednak zwykle mowi do niego po francusku, natomiast razem ze soba, jak rodzice staramy sie przejsc na jezyk polski.

      Usuń
  3. A czy nie może być OPOL i mL@H ? Myślę, że nie jest możliwe stosowanie ml@H przez osoby, które nie chcą! no jakim cudem nakłonić do mówienia w jakimkolwiek języku. Zdaje się, że zdążamy do wniosku niby oczywistego - każdy musi osądzić, która metoda jest dobra dla jego rodziny!! i która jest w ogóle do przyjęcia w jego rodzinie; i której wymaga akurat sytuacja.
    I jeszcze do sytuacji Faustyny - myślę, że tu ważne jest to, że mąż bardzo chce się uczyć polskiego i metoda określonego czasu, kiedy to wszyscy w domu uczą się mówić po polsku jest dobra w Waszym przypadku. I to, że Gabryś widzi sens mówienia po polsku! To, że Gabryś poszedł wcześnie do żłobka naznaczyło wcześnie jego L1 (teraz też dużo czasu spędza w szkole) i może mu być ciężko z j.pol.
    Myślę Faustyno, że musisz bardziej podkreślić, że OPOL jest jednak ciągle główny, pierwszy. Przecież cały czas mówisz po polsku!
    My tylko chcemy pokazać, jak w niektórych przypadkach OPOL zamyka dziecko! W niektórych!!!!, kiedy okoliczności temu sprzyjają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie, ze moze! a nawet chyba glownie w takiej formie, wlasnie naprzemiennej (z wyjatkiem rodziny dwoch Polakow za granica) te metody moga byc uzywane. Podkreslam wiec oficjalnie Elu, ze caly czas mowie do Gabrysia po polsku, a ze najczesciej Eric mowi po francusku! wprowadzilismy tylko wiecej polskiego do naszych codziennych interakcji, glownie malzenskich :-) A co do Gabrysia i jego L1 to chce wkrotce napisac cos wiecej.

      A co do zamykania dziecka przez OPOL - nie wiem, czy to ta metoda zamyka, wydaje mi sie,ze nie, to raczej stosowanie obojetnie jakiej metody w sztywny, nieustepliwy i zupelnie bezprzedmiotowy sposob, bew wziecia pod uwage potrzeb i pragnien drugiej osoby...

      Usuń
  4. Acha! i w takiej sytuacji mąż nie "uczy dzieci po polsku"! on "uczy się polskiego", po prostu mówi, żeby się nauczyć - chyba takie postawienie sprawy jest sensowniejsze... dla dzieci, bo jednak błędy i "dziwne mówienie" trzeba jakoś im wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Elżbieto!
      Niektórym dzieciom jest trudno wytłumaczyć,a zwłaszcza tutaj na angielskiej ziemi,
      w jaki sposób posuwać się dalej w nauce języka polskiego,zwłaszcza gdy Ojczyzna tak daleko.
      Może ma Pani jakiś pomysł dla Naszych Dzieci tutaj na Wyspie o nazwie UK.

      Usuń
    2. Ciesze sie bardzo, ze Pani/Pan poruszyk te kwestie. Kwestia motywacji i potrzeby, czyli "dlczego warto mowic w drugim jezyku" jest najwazniejsza. Pozostje wiec pytanie jak rozbudzic te potrzebe i motywacje, u dziecka, ale takze u rodzica, bo to on bedzie musial najczesciej wykonac duzo wysilku, zeby jezyk przekazac i go utrzymac.
      Nawet jesli Ojczyzna jest daleko, wazne jest poslugiwanie sie jezykiem matki lub ojca ze wzgledow emocjonalnych: zeby moc utrzymc kontakt, relacje, porozumiec sie na glebokim poziomie, ze wzgledow tozsamosciowych: zeby nie czuc sie odcietym od czesci wlasnych korzeni (niestety znam takie osoby i wiem jakie to dla nich cierpienie), oraz wzgledow poznawczch - dobrze rozwijajaca sie dwujezycznosc jest intelektuanym atutem!
      Od dluzszego czasu rozmawiamy duzo z Ela Lawczys na temat motywacji i sensu dwujezycznosci, postaramy sie wiecej na ten temat napisac.
      Elu, czy mozesz nam podac namiary na Twoj post, ktory kiedys chyba napisalas, na tamet wagi przekazania jezyka matki wlasnie? Dziekuje Ci!
      A Pania/Pana pozdrawiam i zycze wytrwalosci w pzekazywaniu jezyka polskiego z dala od Ojczyzny.

      Usuń
  5. Świetny artykuł, Faustyno. Na sobie przerobiliśmy OPOL i zgadzam się z Tobą całkowicie, że w pewnym momencie jeden rodzic do podtrzymania języka mniejszościowego przestaje wystarczać. Ale też rozumiem punkt widzenia Doroty, że przestawienie się na ML@H może nie być rozwiązaniem dla wszystkich. Tak mi się komentarz u Ciebie rozrósł, że napisałam o tym post w formie odpowiedzi na Twój: http://bilingualznaczydwujezyczny.blogspot.co.uk/2013/04/opol-czy-mlh-oto-jest-pytanie.html
    Troszkę pomarudzę też o strategii miejsca. Posługiwanie się prestiżowym językiem mniejszościowym w domu może mieć sens, ale w przypadku języka polskiego, byłabym ostrożna. Zamykanie polskiego w domu, może wysłać do dziecka negatywny komunikat. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki Aneto, przeczytalam tez juz i Twoj, ktory przynosi nowe, cenne elementy w dyskusji. Oczywiscie zadna metoda nie jest rozwiazaniem dla wszytskich, kazda rodzina musi wybrac swoja, dla niej najlepsza.
      Zgadzam sie calkowicie co do uwagi na temat strategii miejsca. Nie moza to byc negatywnie naznaczajace. Mysle jednak, ze jesli mowi sie o domu, dotyczy to raczej skrotu myslowego, przywoluje sie bowiem raczej krag rodzinny. Oznacza to, ze w tej sytuacji, kategoria "dom" bardzo sie rozszerza i mozna poslugiwac sie jezykiem mniejszosciowym Z RODZINA takze w restauracji, na spacerze; czy basenie. Nam sie tak wlasnie zdarza.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Myślę, że w pewnym wieku możemy wspólnie z dzieckiem ustalić gdzie, i kiedy, i jaki język! - to jest podmiotowe i np. u nastolatków ważne, że ich głos też jest ważny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swietny pomysl Elu, zeby przywolac wlasnie taka ewentualnosc! No i oczywiscie podmiotowe podejscie jest najlepsze. Zgadzam sie calkowicie, ze takie wysluchanie pragnienia nastolatka moze zaowocowac tym, ze bedzie sie czul wazny, powaznie potraktowany, "rozbrojony" i w rezultacie moze to zaowocowac powrotem do polskiego z jego inicjatywy. Juz nie bedzie o co walczyc :-)

      Usuń
  7. Dziekuje bardzo wszystkim za udzial w dyskusji! A Dorocie, za pojawienie sie wsrod nas :-) Wszystkie Wasze komentarze sa bardzo ciekawe, chyba narodzi sie w odpowiedzi nowy post :-) w miedzyczasie zapraszam jeszcze do dzielenia sie refleksjami i doswiadczeniami. Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak naprawdę nie bardzo mam pojęcie w jakim wieu dzieci tak naprawdę zdają sobie sprawę z takich kwestii jak pochodzenie, rozróżianie kultur czy języków. Ale wiem na pewno,że właśnie taki sposób może zadzialać.Chodzi mi mianowicie o to,że to dziecko uważa ,że uczy tatę lub mamę.Sporo dzieciaków docenia fakt,że zwraca się nie uwagę i pozwalając dziecku czasem na wejście w role dorosłego, który wie więcej okazuje sie być niezła zachętą do nauki i do chęci przede wszystkim. Mam nadzieję,że moja Elena też będzie chciała uczyć się języka. Już widzę ,że pomocą może okazać się jej włoska kuzynka, która ostatnio zaczęła mnie podpytywać co to znaczy , a co to - gdy mówiłam coś do Eleny w jej obecności po polsku. Spróbuję też ją wciagnąć w zabawę.Widząc ,że ma szczere chęci(polskie kuzynostwo ignoruje totalnie język matki polki) nauczenia się polskiego mogę mieć w niej pomoc w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Ci Basiu za komentarz. Faktycznie przydzielenie dziecu waznej roli zwykle wplywa na nie motywujaca. Bardzo dobry pomysl z kuzynka! Jezeli tylko kuzynka jest zainteresowana jezykiem polskim, bedzie na pewno to waznym sygnalem dla Elenki, ze jej jezyk jest ciekawy i ze warto nim wladac.

      Usuń
    2. Właśnie na to liczę, dodatkowo mam nadzieję wzmacniać tą chęć nauki języka polskiego przez rozmowy z ciocią i kuzynem w Polsce, oraz wyjazdy do Polski.Mam nadzieję,że się uda....Tak naprawdę przyznam ci się,że chciałabym, wolałabym ,by chodziła do polskiej szkoły, wychowywała się w Polsce , ten system nauki tu we Włoszech bardzo mi się nie podoba.Ale może to dlatego,że go nie znam za dobrze, że sama tęsknię do tego co znam i co wydaje mi się pewniejsze chcąc podświadomie przekazać to córce? Ehhh ciężko będzie cos mi się zdaje...

      Usuń
  9. Matko...troche mnie te metody, nazwy i skroty stresuja i na bacznosc stawiaja. Pisalam juz u Anety, ze rzeczywiscie kiedy rozmawiamy z Chrisem po polsku w domu, wydaje sie to byc motywujace dla dzieci i dzieciaki przez chwile mowia po polsku...Do tej metody mam dwie uwagi, przynajmniej do tej metody uzywanej u nas w domu. Po pierwsze,z przyzwycyajenia mowie do Chrisa po angielsku z czasow kiedy to ja chcialam pocwiczyc sobie angielski.No i tutaj nalezy narzucic sobie wiecej dyscypliny. Po drugie dzieciaki, owszem przez chwile tak ale za moment zaczynaja mowic o szkole i wystarczy jedno slowo, ktorego nie znaja po polsku (na przyklad "wspolny mianownik") i kaplica...dalej jada juz po angielsku. Czyli, ze mimo, iz rozmawiamy z Chrisem po polsku i takie proste pytania czy zdania jak "podaj mi ziemniaki, prosze", "moge sok?" czy "o ktorym Jimie mowisz?" sa po polsku - i super, bo to zawsze do przodu - to juz rozmowy o wazniejszych sprawach, jak szkola czy narty, niestety, odbywaja sie po angielsku. Warto probowac rozmawiac z malzonkiem w jezyku polskim jesli on chce i potrafi ale nie nalezy spodziewac sie cudow, przynajmniej w przypadku starszych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, ciesze sie bardzo, ze znow do nas zagladnelas! i bardzo Ci dziekuje za komentarz. Nie ma to jak zdanie doswiadczonej mamy...Nazwami sie nie przejmuj, bo sens tych metod znasz z zycia lepiej niz niejeden naukowiec :-)
      Zgadzam sie z Toba calkowicie co do slabosci tej metody. Juz jej doswiadczamy. W przypadku rozmow z mezem; w ten sposob poruszamy na razie proste tematy, zauwazylam takze; ze jak Gabrys chce podzielic sie czyms, co przezyl w przedszkolu, przechodzi automatycznie na francuski, to jezyk, w ktorym to przezywal i w ktorym to odtwarza. A skonczyl dopiero 4 lata! Najlepiej byloby mu zorganiozowac czesc edukacji w srodowisku polskim, tylko zupelnie nie wiem jak sie do tego zabrac.
      Wydaje mi sie jednak, ze warto kontynuowac metode ML@H mimo niedoskonalosci, zawsze to jakis przyczynek w waznej sprawie dwujezycznosci naszych dzieci :-)

      Usuń
  10. Faustynko, zaglądam, zaglądam tylko, że dziewczyny jesteście takie płodne blogowo, że nie nadążam z czytaniem i pisaniem. A czy twój Gabryś kiedy opowiada tobie o tym co się działo w przedszkolu też mówi po francusku? U mnie tak właśnie jest i miałam taką fazę kiedy prosiłam żeby mówili po polsku ale nie wyszło...skończyło się na tym, że nie chciały ze mną gadać, mówiły, że poczekają na tatę. Teraz "pozwalam" im mówić po angielsku ale kiedy zadaję pytania o szczegóły mówię po polsku. I absolutnie się z tobą zgadzam, że należy próbować wszystkiego żeby tylko dzieciaki chciały mówić po polsku, nawet jeśli nie jest w stu procentach perfekcyjne.

    OdpowiedzUsuń
  11. To fajnie bardzo, że zaglądasz Aniu. Chociaż ostatnio to daleka byłam od płodności...:-) Ja do Ciebie też bardzo lubię zaglądać, ale masz jakiś bardzo skomplikowany system dodawania komentarzy, wiec probowalam ze dwa razy, ale mi jakos nie wyszlo.
    Gabryś faktyczne często opowiada po francusku, szczególnie jak dopiero co opuścił francuskojezyczne otoczenie, np w przerwie obiadowej. Ale faktycznie zauwazylam, ze brak cierpliwosci i jakiekolwiek naciski z mojej strony, nawet te delikatne, sprawialy, ze sie zamykal i juz mi nie odpowiadal. Wiec go wysluchuje tak, parafrazuje, i staram sie, aby spedzal wiecej czasu ze mna, wtedy latwiej i naturalnie przechodzi na polski.

    OdpowiedzUsuń
  12. BARDZO PODOBA MI SIE: "dla małego chłopczyka, ze względów identyfikacyjnych ważne jest być jak tata...." stad do nauki jezyka polskiego wykorzystuje te cenne momenty kiedy moj 3 latni synek przytula sie do mnie i podczas tych" przylepianych chwil ze mna" mowimy po polsku, spiewamy etc.
    Kolysanki polskie ale wymyslane przeze mnie- sa to piosenki bedace obrazem tego co sie dzialo w ciagu dnia albo co bedziemy robic podczas wakacji etc - stad moj synek uwielbia polskie "piosenko-opowiadania" i nawet tata francuz wbrew zasadzie OLOP musial nauczyc sie podstawowej wersji polskiej kolysanki. ;-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń