Nie tak łatwo znalezć sprzymierzeńcow...czuję sie trochę jak Don Kichot w wiadomej walce.
Probowaliśmy zaprosić dziadków, trudno im do nas przyjechać. Trudno sie odważyc i przekroczyć granice. Te fizyczne, a jeszcze trudniej te kulturowe, mentalne, relacyjne...
Trudno mi ich zrozumieć. Trudno mi pojać, że ktoś moze nie lubić podróżować, poznawać, przekraczać limitów w sobie i w przestrzeni...
a jednak: nie łatwo po komunistycznym treningu się nie bać: nowego, Innego, nieznanego
niełatwo wyjść z klatki i cieszyć sie wolnością, w klatce często bezpieczniej niz w buszu nieprzewidywalności.
A może łatwiej tę glęboką potrzebę exodu przekazać dziecku? W rodzinie opowiada sie, ze od małego moją ulubioną zabawą były podróże lalek po całym domu. Pamietam przyjemność, jaką z tego czerpałam, pamietam radość z pierwszego wyjazdu, i z tego definitywnego. Mam duszę cygańską, nie lubię przynależności do organizacji, grup. Potrzebuję powietrza, z okien musze widzieć drzewa. Ale nie przeszkadza mi, czy są to drzewa polskie, francuskie, czy jeszcze jakiejs innej narodowosci.
W poszukiwaniu sprzymierzeńców: może spróbować wykorzystać skypa - rozmowa z jakimś rówieśnikiem, ale chyba jednak troszkę sterowana, trzeba by im poddać temat, zabawę??Może pogawędki pacynek przez skypa - niby, że to nie oni rozmawiają - z doświadczenia logopedy wiem, że, lepiej jak mówi pacynka...Myślimy dalej...
OdpowiedzUsuń