środa, 2 października 2013

Okrągły stół wokół języków

W ostatni piątek w Paryżu stowarzyszenie Café Bilingue zgromadziło kilka wybitnych osobowości wielokulturowych i wielojęzycznych.
Wsród zaproszonych gości (reżyserów, prezentatorów telewizyjnych i radiowych, dramaturgów, tłumaczy i profesorów uniwersyteckich) znaleźli się:  Nurith Aviv, Will Bishop, Sedef Ecer, Alexandra Schmidt, Alex Taylor i Slimane Benaissa.





Spotkanie to niezwykle bogate w różnorodne doświadczenia i głębokie refleksje wywarło na mnie ogromne wrażenie. W sposób raczej niespodziewany muszę to przyznać. Uczestniczyłam w nim raczej z racji mojej funkcji w stowarzyszeniu zakładając z góry - o jak mylnie! - że widok kilku znanych dorosłych rozprawiających na temat języków nie leży w bezpośredniej lini moich zainteresowań...
A przecież całe nasze życie, także, a może zwłaszcza, to dorosłe jest w jakiś sposób odbiciem naszego dzieciństwa...
Szczególnie jeżeli chodzi o nasze relacje z matką, ojcem, najbliższymi, relacje, wartości, przekonania, które przekazywane, kształtowane są przez język. Język ojczysty, język matczyny...
A co dzieje się kiedy ten język pierwszy, najważniejszy, zastąpiony zostaje w życiu innym językiem, jak do tego języka matki czy ojca wszczepia się inny język?
Osoby, które uczestniczyły w debacie, opowiadały z podniesionym czołem o swojej historii, często trudnej i bolesnej, historii emigracji politycznej, historii wyborów i braku wyboru...historii innej kultury, innego języka, innych języków.


                                                                                            Sedef Ecer

                                                                                           Slimane Benaissa

Czym jest język dla dorosłego dwujęzycznego, z wyboru, bez wyboru?
Często paszportem, aby móc żyć gdzie indziej, żyć inaczej, oknem na świat, szansą na zmianę - dla tych, którzy w języku i emigracji szukali ucieczki.
Jest też innym światem, innym wszechświatem znaczeń i bytów, gdzie można siebie wyrazić inaczej, bez cenzury zewnętrznej, ale też i wewnętrznej! Jeszcze teraz rezonuje we mnie przepiekny tekst dramaturga Slimana Benaissa, którego odczytaniem rozpoczął debatę - tekst o intymnej więzi dziecka z matką przy karmieniu piersią. Tekst ten powstał po francusku, autor nie mógł, nie miał prawa, nie dał sobie prawa, nie odważył się napisać tych słów najpierw w języku arabskim. A przecież dotyczyły jego głebokich przeżyć, potrzeby, którą pragnął wyrazić, ale dotyczyły też sfery, która w jego języku ojczystym nie może być wypowiedziana, dotknięta językiem...Uczynił to dopiero po wielu latach. Co się wydarzyło w ciągu tych lat, jaki nastąpiła w nim przemiana, jaki proces?

Dlaczego łatwiej jest niektóre doświadczenia wypowiedzieć w języku innym, nieswoim, w jakiś sposób obcym?
Z praktyki klinicznej wiem, że czasem łatwiej jest pewne rzeczy przepracować w terapii posługując się innym językiem. Oczywiście bardzo dobrze znanym, na poziomie (lub prawie) dwujęzyczności. Zawsze mnie to zadziwiało, a jednak nie mogłam ignorować tego spostrzeżenia...
Wyrażenie siebie w innym języku pozwala na stworzenie dystansu niezbednego do analizy, do ujrzenia ważnych aspektów w innym świetle, odważenia się o nich mówić, czy nawet wyrazić emocje, które zostały w naszym języku zablokowane.
Język drugi, inny, bo już często znany i nieobcy, jest szansą na stworzenie przejścia, kładki pomiedzy dwoma światami, tym wyrażonym i tym, który wyrażenia potrzebował. Jest to doświadczenie niezwykle uwalniające. W takim przypadku znajomość drugiego języka może być uwalniająca, oswobodzająca.
Slimane Benaissa mówił:
Kiedy piszę po arabsku mierzę się z moimi limitami
Kiedy piszę po francusku mierzę się z moimi możliwościami
Inny język pozwala na zmierzenie się ze swoim potencjałem nieskażonym przez a priori własnej kultury, ale też na zmierzenie się z pewnymi trudnymi, osobistymi rzeczywistościami, uświadomienie ich na bezpieczniejszym gruncie, po to, aby jako człowiek wolny, a na pewno wolniejszy, nowy, wrócić na dawny teren i odważyć się wypowiedzieć w swoim języku ojczystym, matczynym, to, czego się nigdy nie ośmieliło nazwać przed innymi, przed sobą...Wówczas osoba doznaje nie tylku pewnego rodzaju katarktycznej ulgim ale także wewnętrznego zjednoczenia, pogodzenia.

Wiele można by pisać jeszcze o tym fenomenie dwu- czy wielo języczności, który nazwałabym terapeutycznym, jednoczącym Osobę.
Na koniec chciałabym tylko przytoczyć słowa jednej z dyskutantek:
Język, którego sie nie kocha, umiera
Kochajmy nasz język, kochajmy nasze języki. 


9 komentarzy:

  1. witam,
    czekalam na ten wpis, bo bylam ciekawa co fajnego nam przekazesz z Café bilingue.
    Rzeczywiscie, jezyki maja rozne funkcje. U mnie np jest tak, ze jest mi ciezko pracowac po polsku, poniewaz nauczylam sie zawodu we Francji. Jezyk polski jest dla mnie jezykiem rodzinnym, dla przyjaciol, dla moich dzieci. To jezyk pelen emocji. Mimo to , ze dwa jezyki sie mieszaja i ksztaltuja MOJA calosc, to sa rzeczy ktore latwiej mi powiedziec, a nawet przemyslec w jednym z nich.

    Zauwazylam cos ciekawego, ze jak pracuje po polsku, to moje rozumowanie jest po francusku.
    Kiedy zaczelam pisac artykuly po polsku, strasznie przezylam fakt, ze musialam siegnac po slownik, tym razem francusko - polski. Tak to jest kiedy jezyka sie nie uzywa w danej dziedzinie... staje sie coraz biedniejszy.

    I zgadzam sie z tym zdaniem, ze "jezyk, ktorego sie nie kocha, umiera"... I to kochanie, jest bardzo bardzo wazne w przkazywaniu!

    Pozdrawiam serdecznie,
    Anna Przewlocka-Alves

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, bardzo dziekuje za wpis i podzielenie sie Twoim doswiadczeniem!
      Pieknie piszesz o polskim jako jezyku emocji, tak wlasnie czesto jest i dlatego tez wlasnie trzeba nam kochac w tym jezyku i kochac ten jezyk.
      Co do strony profesjonalnej, to wyobraz sobie, mam podobne spostrzezenia, co Ty. Latwiej poruszac sie w zakresie tematycznym jezyka, w ktorym sie zdobylo wiedze. Tez mi o zgorozo! latwiej pewne rzeczy specjalistyczne przekazac po francusku...
      Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie i moze do zobaczenia!

      Usuń
    2. Z mila checia, zapraszam na herbatke po sasiedzku :-) Tak po polsku!
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. I potem dochodzi jeszcze jedno zjawisko - rzadkie, ale boli - krytyka za to, że się z innym językiem przejęło część jego kultury. Jeszcze to trzeba ogarnąć w tej dwujęzyczności. :-) Dzięki za relację, a propos...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Sylabo, to jest chyba niemozliwe do oddzielenia - dwujezycznosc i dwukulturowosc...Ale nie widze osobiscie nic zlego we wzbogaceniu sie o inna kulture, jesli nie neguje sie kultury pochodzenia. A i z obcej kultury mozna tez czerpac rzeczy, wartosci itd ktore w naszej kulturze sa slabiej reprezentowane.
      Dlatego nie za bardzo rozumiem zarzutow, ktorych, (jak domniemuje) moglas doswiadczyc. Przykro mi nawet...
      Wlasnie gdzies ujrzalam jedno z hasel konkluzji zeszlorocznej debaty podczas BilingueCamp: "Zintegrowac sie nie znaczy zrezygnowac z wlasnej kultury i wlasnego jezyka". Chcialabym je sparafrazowac tak - "Dbanie o wlasny jezyk i kulture pochodzenia nie oznacza zamkniecia na inna kulture".
      Jestem przekonana nawet, ze prawdziwe otwarcie sie na Inne, umozliwia kontakt ze samym soba i wlasnymi korzeniami, wyjscie poza i spojrzenie na wazne rzeczy przez pryzmat wolnosci i prawdy.

      Usuń
    2. Ja też nie widzę nic złego we wzbogacaniu się o inną kulturę, nawet w mieszaniu języków, jeśli się przydarzy. :-)

      Usuń
    3. Ja uwazam, ze na obczyznie przekazanie naszej kultury nie jest latwym zadaniem. Bo trzeba sobie poradzic z tym zeby wytlumaczyc dzieciom i otoczeniu jak to jest , ze Mikolaj przychodzi 6 grudnia, a Gwiazdor w Wigilie...
      A to co?Wlasciwie Mikolaj przyjdzie dwa razy? No pewnie, tak!
      Trzeba rozdzielic sobie jakos te geografie mitow i legend i na tyle jasno sobie poukladac ja w naszych rodzicielskich glowach, zeby przekazac naszym dzieciom.
      A w rodzinnym gronie tworzymy nasza kulture, kulture domowa, ktora dla nas bedzie miala troche z polskiej, troche z innej, i moze jeszcze z innej, jesli maz ma jeszcze swoje pochodzenie, niz kraj, w ktorym zyjemy.
      Wow, jakie to bogactwo! Bogactwo, w ktorym trzeba sie odnalezc lub znalezc ;-)

      Usuń
  3. ojej! Dlaczego ja o tym nie wiedzialam? Faustyno nastepnym razem dzwon, pisz daj znac.....!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo w Paryzu! Dzwonie, pisze, daje znac! Spojrz na kolejny post :) serdecznie zapraszam!

      Usuń