piątek, 22 listopada 2013

Gadułeczki piątkowe - z polskimi przyjaciółmi...

Oglądalismy ostatnio zdjęcia. I natrafilismy na momenty z wakacji, jedyne i niepowtarzalne. Minęło już kilka miesięcy, a w moich wspomnieniach jakby wczoraj to było...
Ale nie tylko w moich, Leosia uśmiechy, a Gabrysia komentowanie zdjęć było świeże, dzisiejsze jakby, widać, że obecne dle niego, że Łusia i Miłek obecni, że chce się o tym myśleć po prostu i pamiętać :)

Przyjaźń - dla serca.
Dla języka wspaniały przysiółek.

Pamiętacie pisałam jakiś czas temu o jednojęzycznych przysiółkach, jaka jest ich rola we wspieraniu języka.
Nie ma nic lepszego dla naszych dwujęzycznych dzieci jak przyjaźń i czas spędzany z polskojęzycznymi rówieśnikami. Rodzi się wówczas natruralna potrzeba komunikacji, wynikająca z pragnienia nawiązania kontaktu, naradzenia się w sekrecie, przeprowadzenia planu zdobycia księżniczki, ugotowania wspólnej zupy z bliżej nieokreślonego zielska...
Dziecko mówi, po polsku, mimochodem, nieświadomie prawie, ćwiczy, próbuje, przymierza się do języka, sprawdza, co wychodzi, co jest zrozumiane. I w ten sposób uczy się. W przyjaźni, w ciepłym klimacie, w dobrych rękach, przy czułym spojrzeniu.
Tak nam było tego roku u Ali i Irka. Dziękujemy Wam z całego serca! I z całej buzi! :)

Jesli tylko macie okazję korzystajcie z takich przyczółków, w Polsce u rodziny, u przyjaciół. Jesli nie macie, szukajciem otwierajcie oczy i uszy! Nas przyczółek sam znalazł wraz z Alowym zaproszeniem :) 
Im dzieci większe tym ważniejsze dla nich takie miejsca. Na poczatku inicjujcie spotkania, potem może Wasze dzieci będą już je inicjować same :)
Jest to czas niesmowicie cenny - językowo, emocjonalnie, wspomnieniowo - dla dzieci frajda i dobre doświadczenie związane z Polską, dla rodziców niesamowite wsparcie!


A tutaj krótka kronika z komentarzami Gabrysia grubo post factum:


Ale śmiesznie! Kulę próbujemy pchać


A to Struś Pędziwiatr, nawet Łusia się śmiała ha ha ha
 (wyobrażacie sobie, on nawet dokładnie pamieta, co tego dnia oglądali!)




Tutaj jestem! (W Zoo)


O! Lody! Ten krasnoludek miał dziesięć lodów

  

Karuzela!!!! Na konikach!


Łusia czyta...

Pociągi!


A i mamy też miały czas dla siebie na polskie pogaduchy -  Niezbędne dla zdrowia psychicznego matki na emigracji, to wie każdy :)


1 komentarz:

  1. Oj jak juz dawno na żywo nie rozmawiałam po polsku. Zostaje mi blogowanie. Moich chlopcow nie udalo mi sie nauczyc polskiego, niestety. Też mieszkam we Francji pod Paryżem, ale Polakow u mnie jak na lekarstwo. Moj maz jest iranczykiem, trzyjęzyczny bigos. Teraz nie chcę popełnic tego błędu z moimi corkami. Muszę zacząc do Ciebie zaglądac na bloga i inspirowac się. Pozdrawiam Bea

    OdpowiedzUsuń