Dzisiaj 11 listopada - więc i u nas trochę tożsamościowo, narodowo, refleksyjnie...
Mój artykuł, który ukazał się przy tej okazji na portalu iFrancja:
"Kim jestem? Kim będzie moje dziecko?
Mój artykuł, który ukazał się przy tej okazji na portalu iFrancja:
"Kim jestem? Kim będzie moje dziecko?
Takie pytania tłuką
się niekiedy po głowie, kiedy mieszka się poza granicami swojego
kraju...
Są to pytania
uniwersalne, wszyscy zadają sobie je w jakimś momencie ich życia.
A to w czasie dorastania, kiedy nos, ręce i nogi dłuższe się
robią od innych części ciała, nieswoje jakieś. A to jak człowiek
stoi na brzegu słynnej studni czterdziestolatka, a to jak się mamą
czy tatą zostaje...
Ale na emigracji
pytania te są jakiegoś specjalnego odblasku, jakiejś innej
intensywności, zabarwienia innego...
Bo to kim jestem,
jest bardzo ważne. To kim się czuję, kogo we mnie widzą inni i
szczególnie, co sobie wyobrażam na temat tego, kim jestem dla
innych. To czym się od nich różnię, w czym jestem taki sam. Na co
się zgadzam, na co zgodzić się nie mogę, do kogo, do czego chcę
przynależeć. Od czego uwolnić, zrezygnować, może uciec...
Poczucie tożsamości
stanowi jeden z najważniejszych wymiarów osoby. Poczucie to może
kształtować się przez całe życie, czasem przechodzi przez fazę
kryzysów, zawsze związane jest nieodłącznie z kulturą.
A gdy egzystencja
odbywa się w dwóch lub więcej kulturach i w wielu językach?
Jak to jest z
tożsamością? Bogatsza jest? Trudniejsza? Kryzysów więcej? A może
więcej potencjalnych rozwiązań i bogactw?
Dlaczego zadaję
sobie dzisiaj te wszystkie pytania?
Słyszałam je
ostatnio często, za często nawet, aby się nad nimi nie pochylić.
W czasie
październikowego BilingueCamp organizowanego przez stowarzyszenie
Café Bilingue w
Paryżu uderzyła mnie pewna rzeczywistość. Tematem była wczesna
nauka języków, w kontekście głównie dwujęzycznym i edukacyjnym.
A przecież kwestia tożsamości przewijała się tam ciągle. Do
tego stopnia, że stworzyliśmy na ten temat osobny warsztat. Od
tematów pedagogicznych i czysto formalnych językowo odbywał się
ten ciągły exodus w kierunku zagadnień tożsamości.
Widzę jeszcze tego
młodego mężczyznę, wychowanego na pograniczu kultury francuskiej
i włoskiej, który wykształcony, z dużym doświadczeniem
zawodowym, przystojny, dobrze się wyrażający, a przecież męczony
jakimś wewnętrznym ogniem, nie umiejący sobie znaleźć miejsca.
Syn włoskich emigrantów, nie potrafiących się we Francji odnaleźć
i ten brak miejsca, brak korzeni przekazali synowi swojemu. On też
ciągle szuka siebie.
I potem ta kobieta,
która w wieku czterdziestu lat powraca na Ukrainę, aby odnaleźć
swoich przodków, część rodziny, która była tematem tabu, o
której się nie mówiło. I ona już w wieku dojrzałym jedzie za
wschodnią granicę, uczy się języka ukraińskiego, ściska dłonie
swoich kuzynów i mówi – w końcu poczułam, jakby coś we mnie
się jednoczyło...
Jak to jest z
tożsamością? Czy zawsze dla emigrantów, dzieci emigrantów musie
być cierpieniem?
Nie.
Tożsamość jest
jak sznur, plecie się go długo, często w różnych życiowych
okolicznościach. Czasem z pomocą innych, czasem samemu, zawsze w
jakimś otoczeniu, atmosferze.
Sznur ten składa
się z wielu nici. I wiadomo nici mogą się posupłać, jak za dużo
wichrów, przeciwności, braku uwagi. Można te supły odplątać
przy ciepłym spojrzeniu, w cierpliwym towarzystwie kogoś, kto ufa,
kto wierzy.
Ale sznur ten też
może być bardzo mocny, może być podwójny, potrójny, gdy dwie, trzy
kultury umiejętnie ze sobą połączone. Sznur ten może być
bardziej wytrzymały niż inny, prosty, podstawowy, z jednej tylko
kultury pleciony. Sznur ten może być przygotowany na różne
okoliczności, znający różne sytuacje, niebojący się nowych
przygód, bo wie, że ma wiele atutów w kieszeni.
Taki sznur może być
bogactwem. Taka tożsamość, wielokulturowa, dwujęzyczna, może być
majatkiem!
Jak dzieciom naszym
taki posag zostawić, jak im takie dziedzictwo przygotować?
Pierwszy krok
zaczyna się od nas samych. Kim jestem? Odpowiedź na to pytanie
także przekażemy im w dziedzictwie. Jeżeli sami umiemy na nie
odpowiedzieć, jeżeli choć jesteśmy na dobrej drodze w kierunku
określenia siebie, swojego życia, swojej wartości w kulturach, w
jakich żyjemy, to skarb już został praktycznie ocalony. To
niełatwe zadanie, to długo zdobywana umiejętność zaistnienia we
Francji jako Polak, a w Polsce jako mieszkaniec Francji, to zdolność
tworzenia mostów pomiędzy dwoma rzeczywistościami, to
zaakceptowanie różnic i trudów, aby jak najwięcej potencjału
wykrzesać z tych właśnie różnic. Nie tylko bierne pogodzenie się
ze swoją dolą. To czynne stawanie się osobą, która dokonała
wyboru, która odnajduje w swoim życiu sens, nadaje mu wartość
tam, gdzie się znajduje. Niełatwe! Ale do zrealizowania! W swoim
rytmie. Czasem powoli. Ale możliwe! Konieczne!
Ostatnio spotykam
wiele mam dzieci dwujęzycznych. Jedna z nich pyta mnie – Jak
sprawić, aby moje dzieci nie czuły się inne, gorsze, wskazywane
palcem, bo matka ich pochodzi z innego kraju, bo mówią także innym
językiem?
Dzieci
są jak gąbki. Chłoną wiele z naszych stanów emocjonalnych, z
naszych wątpliwości, naszych lęków. Niepokój o przyszłość,
tożsamość może także być przekazany w spadku. Podobnie jak
wiara w dziecko, zachwyt nad jego zdolnościami, dobra wiara w to, co nastapi. W psychologii zjawisko to określane jest mianem
samospełniających się hipotez. Rodzic, który uważa życie w
dwóch kulturach, posługiwanie się dwoma językami jako coś
wartościowego, wyjątkowego, wspaniałego taką właśnie wiadomość
przekaże swojemu potomstwu. Że tożsamość wielokulturowa może
być dobra, może być dobrym, nie zatrutym darem.
Oczywiście
kształtowanie się tej tożsamości jest długim i pracochłonnym
procesem. Wymaga miłości, bliskości, konsekwencji, szukania prawdy
i dużego zaangażowania rodziców, rodziny, przyjaciół, szkół....
Dziecko
może w pełni korzystać z dorobku dwóch kultur w momencie kiedy
zna dobrze dwa języki, w mowie i piśmie. Kiedy ma żywy kontakt z
bogactwem dwóch kultur – od strony kinematograficznej, kulinarnej,
turystycznej itd....Kiedy w każdej kulturze wskazywane jest mu to,
co piękne i też to, co prawdziwe. Kiedy nie ma tabu, sekretów,
wstydu odnośnie pochodzenia, kiedy jest duma i pokój...
Kiedy
otrzyma tę wiadomość, że osoba dwukulturowa i dwujęzyczna rzeczywiście jest
inna. Ale tej inności nie rozpatruje się w kategoriach
lepszy-gorszy. To osoba, która może spostrzegać tak samo i
inaczej, która może czuć tak samo i inaczej, która może być
sobą tu i tam. W jedności. Nie zawieszona pomiędzy, nie rozdarta,
jedną noga tu, drugą tam...Obie nogi mocno stąpajace po ziemi,
solidnie, pewnie, szczęśliwie. Tego chcemy dla naszych
dzieci...takiej przyszłości."
Temat dla mnie wazny. Dzieki, ze o tym napisalas. Na glowie staje, zeby moje dziecko poczulo sie polsko. I mysle, ze dziala. Jezdzimy do Polski czesto, odwiedzamy wiele miejsc, wiele tez jej opowiadam przy okazji. Ale kluczem do sukcesu jest wlasne nastawienie. Ja podchodze do tego bardzo emocjonalnie i daje dziecku znac, ze to, o czym opowiadam, jest bardzo wazne i fascynujace. Nie udaje, ze jestesmy Niemcami, choc obie paszporty niemieckie mamy. Trudna i zlozona to sprawa, bo jak znalezc sobie miejsce miedzy dwoma kulturami? W Polsce nie bedzie sie nigdy Polakiem, w Niemczech nigdy Niemcem... Zawsze jakos tak na pograniczu, podwojnie, z dwoma perspektywami...
OdpowiedzUsuńTak! Kluczem do sukcesu jest nastawienie! ale sprawa faktycznie zlozona, ale te sprawe mozna tez wygrac! Mimo iz osoba dwujezyczna i dwukulturowa rzeczywiscie jest inna, ale to nie oznacza, ze nie moze byc szczesliwa: Zycze Wam tego!
Usuńznajomy emigrant (mieszka w Kanadzie) powiedział mi kiedyś tak:
OdpowiedzUsuńjak emigrowaliśmy (na początku lat osiemdziesiątych) wiedzieliśmy, ze to musi być Kanada, USA albo Australia... Europa nie wchodziła w grę - w Europie wszędzie bylibyśmy obcy przez kolejne 3 pokolenia, każdy kraj jest bardzo nacjonalistyczny, mój wujek urodzony w Austrii do końca życia był dla austryjaków "tym Polakiem"... Zdecydowaliśmy się na Kanadę, i już teraz czujemy się u siebie i tak jesteśmy traktowani
coś w tym jest...
Z pewnoscia sa kraje, gdzie latwiej przezywac swoja wielokulturowa tozsamosc...Z Francja bywa roznie, mimo iz ja mam dobre doswiadczenia, wiem, ze niektore osoby skarza sie na zamknietosc...Jak to jest w Szwecji Olu?
UsuńTemat mi bliski z racji tego ze wychowuje corki na emigracji
OdpowiedzUsuńByl to nasz swiadomy wybor
Chce aby dziewczynki czerpaly z obu kultur i znaly swoje korzenie
Chce tez im pokazac ze nie zaleznie od wybranego miejsca caly swiat stoi przed nimi otworem
Chce przedewszystkim aby byly szczesliwe
Witam Amelio, ciesze sie, ze do nas zagladnelas.
UsuńSwiadomy wybor jest wazny, bo pociaga za soba wiele dobrych konsekwencji, o ktorych piszesz. Mozna naprawde byc aktorem swojego losu i takie przeslanie przekazac swoim dzieciom.
Pozdrawiam serdecznie i zycze szczescia :)
Pięknie napisane! Bardzo mi się podoba porównanie do sznura...Dziękuję!
OdpowiedzUsuńAniu, jakos sie ostatnio specjalizuje w niciach, sznurach, jakichs tkackich metaforach :) Ale swoj los wlasnie jakos sie tka, nieprawdaz? A moze to jakis wplyw tych wszystkich wspanialych blogow kreatywnych mam? :)
UsuńPozdrawiam Cie cieplo!
tożsamość nosi się w sobie, nikt nam jej nie nada - i od tego, jak będą zachowywali się rodzice, zależy zachowanie i dalsze postępowanie dzieci, w tym też ich wybory...
OdpowiedzUsuńTo jest wlasnie paradoks tozsamosci, z jednej strony jest ona dzielem osobistym, indywidualnym, dzielem wyborow, a z drugiej strony inni, szczegolnie Inni znaczacy wiele na ten proces ksztaltowania sie tozsamosci wplywaja. Warto o tym wiedziec, kiedy sie jest rodzicem, o czym piszesz:
UsuńPozdrawiam, milo mi Cie goscic!
Dzięki za ten tekst. Ja ciągle się boję zadać moim dzieciom pytanie o to kim się czują - czy bardziej Polakami, czy tez Tajwańczykami, a może córka mi odpowie, ze Amerykanką, bo tam się przecież urodziła? Staram się jak mogę, by czuły się jak u siebie w domu i w Polsce i tutaj. Jak na razie mam nadzieję, że mi się to udaje.
OdpowiedzUsuńDorotko, te pragnienia podziela wiele mam, ja takze. Mysle, ze mozna sie czuc jak w domu w wielu miejscach, mimo iz nie zawsze to beda to te sme odczucia, to jest wlasnie bogactwo wielokulturowosci. A to, ze sie starasz widac bardzo! i to, ze Ci sie udaje takze :)
UsuńPieknie napisane!!! Dziekuje za ten tekst! Zainspirowal mnie do poruszenia tematu na moim blogu. Sznur naszej córki jest upleciony z nici polskich, indyjskich i angielskich. Dzisiaj ma tylko 3 latka, jak za kilka lat odpowie na pytanie "Kim jestes?" Nie wiem...
OdpowiedzUsuńNino, napisalas wspanialy tekst. Ciesze sie, ze kontynyuujesz refleksje nad tozsamoscia!
UsuńDla tych, ktorzy chcieliby zajrzec do Niny, podaje adres
http://naszerodzinnepodroze.blogspot.fr/2013/11/kto-ty-jestes-polak-maly.html
Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie!
Swietny film animowany dla dzieci o polskim godle, hymnie oraz fladze przygotowal Instytut Pamieci Narodowej (IPN) :
OdpowiedzUsuńhttp://pamiec.pl/pa/edukacja/gry-i-materialy-edukac/film-polak-maly/12975,POLSKIE-SYMBOLE-NARODOWE.html
Znamy, znamy :)
Usuńi namietnie od kilku dni ogladamy!
byla info o tym filmiku na stronie fb dzieci dwujezyczych, ale to bardzo dobry pomysl powtorzyc ja na blogu. Dzieki!
Moja córka jest chyba bardziej polska niż ja... ;)
OdpowiedzUsuńA! A propos naszych rozmów o czytaniu:
http://blogowanko-jagodzianka.blogspot.fr/2013/11/bzdurki-spod-klawiturki-z-cyklu.html
A to gratulowac polskosci corce!
UsuńWlasnie sie do Ciebie udalam, swietny wpis o Pierdziolce :) i ciesze sie z Waszego sukcesu!!
Moze troszke nie na temat, ale jednak! Faustyno, Lilianka pieknie wymawia francuskie "R" , ale niestety z polska wymowa, typowo twarda ma problem. Tak wiec mamay KLOWA, LOWEL, KLUK itp. Staram sie z nia to cwiczyc ale nie wiele na razie to daje. Jakie sa wiec Twoje rady, jako eksperta?!?
OdpowiedzUsuńMamo w Paryzu,
OdpowiedzUsuńfrancuskie "r" jest do wymowienia o wiele latwiejsze dla dzici niz polskie "r". Tez sie zdziwilam, jak sie dowiedzialam :)
Pojawia sie wiec ono o wiele wczesniej, podczas gdy polskie r o wiele pozniej okolo czwartego, a nawet piatego roku zycia! Do tego czasu czesto zastepowane jest przez "l".
Macie wiec jeszcze czas! Spokojnie :)
no to super! uffff! bo juz myslalam, ze czeka nas logopeda :))))
UsuńBardzo ciekawy tekst. Też mam dwujęzyczne dzieci, urodzone w Anglii. Niestety polski nie jest ich ulubionym językiem i trochę mi żal.
OdpowiedzUsuń