Teraz dopiero, jak juz nasz czterolatek zaczyna lepiej rozumiec jezyk polski mozemy siegnac po bardziej skomplikowane historie o Panu Kuleczce, Fikusie, czy wiersze Brzechwy. Ale czytajac te lektury i tak regularnie sprawdzam pytaniami, czy Gabrys rozumie, co czytamy, gdyz czasem ulega chyba jedynie urokowi muzyki jezyka i ilustracji...
Przez dlugi czas stalam sie ekspertem w tlumaczeniu symultanicznym wiekszosci swietnych ksiazeczek po francusku. Czesto patrzylam z zazdroscia na cale polki francuskich wydawnictw, do wyboru, do koloru... a na polskiej poleczce pustki...to wszystko wymagalo czesto tworczego podejscia.
I tutaj z pomoca przyszly wydawnictwa obrazkowe, bez tekstu, z duza iloscia szczegolow na ilustracjach. Mozna je ogladac i opowiadac we wszystkich jezykach swiata, sa naprawde uniwersalne, a dobrzy rysownicy potrafia zainteresowac nie tylko dziecko, ale tez i doroslego, ja w kazdym razie ogladam je z zapartym tchem. I te wszytskie historie, ktore mozna wymyslec dla licznych bohaterow, mozliwosci co nie miara, swietne dla wyobrazni i slownika, doskonale dla dzieci dwujezycznych...
We Francji najpierw odkrylismy La course au gâteau Tjong Khin-Thé, nastepnie rodzine Oukilé, a w Polsce, ciocia Ela podpowiada, ze jest miasteczko Mamoko. Dla najmniejszych zas proste skladane karty z Latkiem i Lapkiem z Zabaw Tutusia.
Oto, co teraz ogladamy i opowiadamy w tym swiatecznym czasie:
Przygody rodziny Oukilé z Pomme d'Api
a dla Leosia, dla ktorego te obrazki sa jeszcze za trudne, dobrze sprawdzaja sie przygody Lapka i Latka z Zabaw Tutusia:
MIASTECZKO MAMOKO - koniecznie! Jest jeszcze druga część ale to albo dla starszych, albo dla historycznie zorientowanych :-) A z niemieckich fajna: Mein schoenstes Wimmel - Bildbuch - Ravensburger oczywiście. Postaram się, obiecuję, napisać o nich więcej na blogu.
OdpowiedzUsuń