niedziela, 10 lutego 2013

Polskie sobotnie przedpołudnie

Nasze rozmyślania o przyczółkach przynagliły mnie troche, aby ponownie szukać innych możliwości wspierania języka polskiego w tutejszym codziennym życiu. Jeszcze raz wyruszyłam na podbój internetu i udało się. Znalazłam stowarzyszenie organizujące polskie warsztaty dla przedszkolaków w sobotę rano. Pół godziny drogi od nas. Spojrzeliśmy po sobie z mężem, uśmiechnęliśmy się, decyzja podjęta: Jedziemy! Wszyscy!

Mówimy o grupie Gabrysiowi, my podekscytowani, on nie może się doczekać, w dzień X pogania, byśmy sie nie spóźnili, no różnie to jest z tą mamy punktualnością, różnie...
Kontakt telefoniczny bardzo miły, przyjęcie na miejscu jednakowoż, grupa wybitnię męska - dziewiątka piratów i jedna księżniczka, czyli wedle skrytych marzeń Gabrysia.
Zaczynają się zajęcia - Pani zadaje dzieciom pierwsze pytania, my w progu, już wychodzimy, nagle do moich uszu dochodzi pewien miły dźwięk. Ze wszystkich dzieci  pierwszy odpowiada Gabriel, odważnie, po polsku, całym zdaniem. Zdziwiona jestem: mówi lepiej niż rozmawiając ze mną!
Już wiem, że dobrze zrobiliśmy przyjeżdżając tutaj...

W czasie kiedy dzieci mają warsztaty, rodzice czekają w sali obok. Tutaj też jesteśmy bardzo dobrze przyjęci, mąż chwalony za swój polski. Poznajemy się, rozmawiamy, wymieniamy doświadczenia przez ten półtoragodzinny łyk polskiego powietrza dla naszych dzieci.
Leopold krąży wokół nas spokojny i obserwuje z uwagą wszystkich. Chyba nieczęsto słyszy tyle osób na raz mówiących w języku mamy.
I coś mnie w tej grupie uderza, Oprócz kilku mam, jest też dwóch ojców. To oni dbają o to, żeby ich dzieci miały kontakt z językiem polskim. I uświadamiam sobie, że jak myślę o rodzicach, to myślę o mamach głownie, do nich piszę, do nich się zwracam, je się staram wspierać. Najczęściej za mężem emigrują mamy przecież...
A ojcowie, tatusiowie z językiem mniejszościowym, żyjący poza granicami swojego kraju?  Też są i wcale nie maja łatwego zadania w przekazywaniu swojego języka, gdyż to oni własnie spedzają najczęściej mniej czasu z dziećmi niż mamy. A w to sobotnie przedpołudnie byli z nami, Często po całym tygodniu pracy, przy wypełnionym weekendzie, znaleźli czas, żeby przyprowadzić swoje pociech na te polskie warsztaty.
I widok tych ojców mnie wzruszył, przecież oni też (a może niekiedy i bardziej) potrzebują wsparcia, dobrego słowa, motywacji...

Wracamy do domu, dyskutujemy w samochodzie. Gabrysiowi najbardziej podobała się księżniczka. A nam? chyba ten uśmiech Gabrysia.
Jedziemy, cieszymy się i opychamy jakimiś ciastkami, zapominając z wrażenia, ze to już za chwilę obiad. A po powrocie do domu Gabryś prosi tylko o kropeczke zupy Mamusiu...
Mamusi serce mięknie i daje tę kropeczkę zupełnie niezgodnie ze swoimi przekonaniami o zdrowym żywieniu.

6 komentarzy:

  1. To fantastycznie, że znalazłąś taką grupę!!
    Ojcowie! Też mi to ostatnio bardzo często wraca w myślach! Piszemy o matkach, bo o to podkreślają naukowcy - iż kontakt z matką jest dla rozwoju osobowości i emocji fundamentalny. Fundamentalny, nie znaczy jedyny...
    Trzeba więc częściej kierować do ojców słowa wsparcia i podziwu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Elu, dokładnie tak, z tym wsparciem i podziwem dla ojców! Musimy nad tym więcej pomyśleć...

      Usuń
  2. Tak sie ciesze z Twojego powodu, Faustyno! Trzymam ksiuci za grupe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twoją radość z naszego powodu Sylabo i zachęcam Cię gorąco do poszukiwań wokół Was, czasem się zupełnie nie spodziewa co można znaleźć całkiem niedaleko...:-)

      Usuń
  3. Gratulacje! Co za znalezisko! 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Aneto w imieniu grupy :-)

    OdpowiedzUsuń