czwartek, 26 września 2013

Porównania? Nie, dziekuję...




Boję się porównań. Tych z życzliwości i tych ze strachu, tych ze złośliwości i tych z troski.
Porównanie to porównanie. Prawie zawsze wydaje ten sam efekt, niezależnie od intencji. Porównania ranią.

Kilka dni temu spotykam znajomą. Polkę. Słysząc, że coś tam tłumaczę moim dzieciom po polsku, wzdycha, podnosi oczy do nieba i mówi: Tyle razy mówię mojej córce, żeby mówiła do swoich po polsku, tak jak Ty: A ona nie chce.
Pewnie, też bym na jej miejscu nie chciała. Z taką motywacją, żeby tylko być jak jakaś tam inna. Zacięłabym się w sobie i nic. Figa z makiem. Nikt nie lubi być porównywany.

Porównania.
Psychologia społeczna uczy nas, że są jednym z ważniejszych elementów kształtowania się wiedzy o sobie i otaczającym świecie. W ten sposób tworzą się w nas przekonania, sądy, w ten sposób tworzone są normy. W ten sposób włączamy się lub wyłączamy z jakiejś grupy, przynależymy lub nie, porównanie daje nam poczucie bezpieczeństwa, lub je odbiera. W ten sposób uczymy się pewnego funkcjonowania, które przekazujemy naszym dzieciom.

Chciałabym napisać kilka słów na temat porównań jako klinicysta.
Pierwszym z efektów porównań jest ustalenie granic normy. Wiekszość na prawo, mniejszość na lewo...Nie lubię tego konceptu, który przyczynia się do marginalizacji i odrzucenia. Z drugiej zaś strony muszę przyjąć jego istnienie jak specjalista. To dzięki normom można szybciej zdiagnozować jakąś patologię i zapobiec jej rozwojowi, pomóc, ulżyć...To jest jasna strona porównań.
Jednak porównania są najczęściej używane w charakterze zupełnie niespecjalistycznym.

Psychologowie społeczni wyróżniają między innymi: "porównania w dół" i "porównania w górę".
W górę porównujemy się z tymi, którzy sa od nas lepsi, sprytniejsi, mądrzejsci, piękniejsi itd. itd. Zdarza się Wam to czasem? Jak się czujecie po takich porównaniach? Lepsi, sprytniejsi, mądrzejsi, piękniejsi? Raczej nie...Są to porównania, które podkopują poczucie własnej wartości, które sprawiają, że mniej lubimy samych siebie, które podcinają nam skrzydła, które w gruncie rzeczy nie przynoszą niczego dobrego...
Porównania w dół są tylko pozornie przyjemniejsze. To te, do których się ubiegamy w kontakcie z ludźmi, którzy radzą sobie gorzej niż my w jakiejś dziedzinie, kórym się nie powiodło. W pierwszej chwili oddychamy z ulgą: Nie, ja, to co innego! Mnie się udało! Ale proces i owoce samego porównywania pozostają te same - widzimy własną wartość wyłącznie w odniesieniu do kogoś innego, czegoś innego. Nie widzimy w sobie wartości immanentnej, wewnętrznej, niepodległej okolicznościom, nie dostrzegamy w sobie wartości OSOBY, niezależnej od sukcesów, porażek. Nie czujemy się kochani za to kim jesteśmy i nie kochamy siebie takimi.

Żyjemy w świecie, w którym od najmłodszych lat jesteśmy porównywani, klasyfikowani, umieszczani na liście dziesięcu najlepszych czy dziesięciu najgorszych. Wciąż trzeba coś udawadniać, wspinać się gdzieś, uważać, żeby nie zostać zdyskwalfikowanym, gorszym w porównaniu do innch. Mając mocną pozycję wytężyć wszelkie wysiłki, aby jej nie utracić, dzień i noc drżeć na samą myśl o fakcie, że ktoś mógłby być lepszy, lepiej coś wykonać, lepiej ugotować, lepiej skoczyć, lepiej napisać, lepiej sobie na wakacje wyjechać, nawet lepszą pogodę mieć, o paradoksie!
Nie ma nic za darmo, słyszymy od najmłodszych lat, trzeba zapracować. I tak pracujemy na akceptację.
I uczymy się, że nie można być kochanym za darmo, za to, że się jest, że się istnieje takim jakim się jest.
W głębi rzeczy ta konstelacja porównań, rankingi zwycięzców męczą nas i unieszczęśliwiają. Ale jak się z niej wyrwać? jak jej nie przekazać w łańcuszku dalej? Nie przekazać tego zatrutego dziedzictwa naszym dzieciom?

Jest to możliwe! Oczywiście wymaga to dużej pracy od rodzica, codziennej, czujnej, ale wydającej w końcu efekt. Należy starać się unikać wszystkich sformułowań typu: Jesteś jak...W twoim wieku Twój brat już potrafił...On umie, a Ty nie? Popatrz dziewczynka już zrobiła, pośpiesz się będziesz ostatna. czy gorzej. Zypełnie jak Twój ojciec, jesteś do niczego. oraz jak usłyszałam ostatnio z ust pewego ojca przy swojej córce Córka to dobrze, ale syn to dopiero coś!
Ale należy nie tylko starać się nie wymawiać porównań. Trzeba się starać tak nie myśleć! Porównanie jest obecne w spojrzeniu, w geście, w westchnieniu, mała istota wyczuwa je organicznie swoją niesłychaną intuicją.
Można nauczyć dziecko, że jego wartość nie zależy od lepszych czy gorszych wokół niego. Że takie coś jak lepszy czy gorszy nie istnieje. Istnieje Inny, którego się nie wartościuje, nie osądza i że ono samo ma prawo do tego by być inne. Naturalnie nieraz usłyszy słowa porównań, ale w osobie, kóra od nich nie zależy nie pozostawią już one takich zgliszcz.

A jak z porównaniami w świecie dwujęzyczności?
Istnieją. Jak już przykładowo wspominałam powyżej.
Ja słyszałam już chyba wszystkie możliwe. Że Gabryś niezbyt dobrze mówi polsku w porównaniu do dzieci polskich, że idzie mu dość dobrze patrząc ogółem na dzieci dwujęzyczne, że jednak wcale nie taka rewelacja jeżeli chodzi o pewne dzieci z rodzin mieszanych, itd itd. Że moje dziecko to...Że dziecko koleżanki to...że dziecko autora książki to...
I sama czasem zaczynałam rozumować w takich kategoriach i porównywać każde słowo, każde zdanie...czy aby nie najgorzej wypada mój syn. Bo gdyby wypadł jednak źle w tym wyścigu, jaki mu bądź co bądź narzuciłam, to jaką bym była matką w porównaniu do innych matek i jaką Polką w stosunku do innych Polek i jakim specjalistą wobec innych specjalistów? Sama wielokrotnie dałam się wciągnąć w spiralę porównań...
I co o tym wszystkim myśleć, jak się do tego ustosunkować, na czym się bazować?

Na własnej intuicji i wierze we własne dziecko jako Osobe, odrębną, inną, jedyną taką we wszechświecie. Ze swoim rytmem, ze swoimi potrzebami, ze swoimi pragnieniami. Nie wszystko można zrobić, przeprowadzić, zrozumieć "w porównaniu do"... Na pewno nie da się "w porównaniu do" pokochać. A tej miłości rodzica - bezwarunkowej - na pierwszym miejscu potrzebuje dwujęzyczne dziecko. Nie porównań. Na tej miłości budowle ćwiczeń, starań, wymagań wydadzą owoc.

A Gabryś? Gabryś mnie zadziwia. Kroczy jakąś swoją drogą, z przez siebie ustalaną prędkością. Czasem zwalnia, czasem przyśpiesza. To taki Pan Wszystko lub Nic. W jeden dzień, odstawił pieluszki i od tej pory ANI jednego wypadku. Czytać nie chce w ogóle się uczyć, ale jak już usiądzie ze mną to w kwadrans nauczy się serii sylabek i składa je bez mrugnięcia okiem. A dzisiaj wsiadł po raz pierwszy na rower bez kółek i pojechał. Dosłownie przez zakrety i wyboje. Od razu na całego...
Zupełnie inaczej niż jego brat, który potrzebuje wiele razy próbować się z jedną rzeczą...Ale tutaj szybko ugryzam się w język. Postanowiłam, że nię będę porównywać. Będę się uczyć tego trudnego zadania. Dla mnie, dla moich dzieci.



poniedziałek, 23 września 2013

Dziecko na warsztat BIOLOGICZNY - Skąd się biorą jaja?

Prezentujemy Wam dzisiaj pierwszy warsztat z nowego projektu, w którym bierzemy udział, 
Projekt ten jest źródłem wielu cennych spotkań i pozwala nam na znalezienie mnóstwa dobrych pomysłów na przyswojenie wiedzy w języku polskim w przyjemny i zabawny sposób.


Dzisiaj Warsztat BIOLOGICZNY w czasie którego dowiadujemy się  
SKĄD SIĘ BIORĄ JAJA?

Wszyscy wiedzą, że jajka są ogromną pasją kulinarną naszych synków. Nie liczę już ilości, jaką mogą na raz pochłonąć w duecie.
Ale do zadania sobie tego pytania, skłoniła nas w ostatnich dniach encyklopedia dla najmłodszych (auror: ; wydawnictwo Olesiejuk)


Okazało się bowiem, że jaja nie są tylko i jedynie kurze, ale także i małe krokodyle wykluwają się z jaj i żółwie i nawet dziobaki!
Jako, że z wszystkich jajorodnych zdecydowanie najbliższe (fizycznie i emocjonalnie) są nam kury, ubraliśmy kalosze i wyruszyliśmy na pobliską, znajomą farmę, aby zasięgnać informacji.





Oto, o co między innymi pytaliśmy z Gabrysiem (lat 5) podczas gdy Leoś (lat2) zajmował się głównie konteplacją kur i przeprowadzaniem żywych działań na ich pożywieniu.
  • Co kury jedzą? różne ziarna, piasek, drobne kamyczki, gąsienice
  • Co to jest jajko? taki wapienny domek, powstający w brzuchu kury, który po wyjściu z jej brzucha pozwala kurczaczkowi spokojnie dorosnąć w cieple.
  • Do czego służą białko i żółtko? do ochrony i odżywienia małego kurczaczka.
  • Co jest potrzebne, żeby z jajka wykluł sie kurczak? kogut
  • Ile czasu kury wysiadują jajka? około miesiąca
  • Ile jajek wysiaduje na raz kura? około piętnastu
  • Co oznacza radosne gdakanie kury? że właśnie zniosła jajko :-)
Po powrocie do domu udało nam się wykonać nawet coś, co przypomina schemat kształtowania się jajek we wnętrzu kury



Następnie chłopcy testowali wytrzymałość skorupek wapiennych



Oraz oglądali z dużą dokładnością zawartość jaja



Wyszperaliśmy posiadane już gry i zabawy z kurzym, czy jajecznym elementem
Tutaj z Zabaw Tutusia






I oczywiście nie obyło się bez degustacji - (tutaj nasz sobotni obiad: jaja ze szpinakiem i sosem beszamelowym oraz grzankami). Takie ukoronowanie warsztatów przypadło moim jajożernym niezwykle do gustu :-)

 
A na koniec staraliśmy się opisać naważniejsze rzeczy w założonym na tę okazję DZIENNICZKU WARSZTATOWYM


A w pażdzierniku zapraszamy na warsztaty z nauki. Będziemy eksperymentować!!!

Natomiast tutaj niezwykle ciekawe opisy innych warsztatów biologicznych:



czwartek, 19 września 2013

Polecam - Warsztaty z Zabaw Tutusia w Lille


Początek roku szkolnego jest pełen nowych i ciekawych wydarzeń. Jakiś czas temu otrzymałam propozycję przeprowadzenia warsztatów językowych dla dzieci z wykorzystaniem Zabaw Tutusia.
Odbędą się one w sobotę 5 października w Lille i są bezpłatne. 
Bedziemy mówić po polsku i mam nadzieję dobrze się bawić :-), a rodzice będą mogli zasięgnąć informacji na temat tego jak wspierać dwujęzyczność. Zapraszam wszystkich chętnych!
A oto szczegóły:

Nie wiem czy wiecie, ale trwają przygotowania do tego, by Wrocław i Lille stały się miastami partnerskimi.
W ramach tego wydarzenia organizowanych jest na początku października wiele imprez kulturalnych, a raczej dwukulturowych i dwujęzycznych!




Obok konferencji z udziałem Normana Daviesa, koncertów i przedstawień odbędą się także warsztaty dla najmłodszych. W programie zajęcia muzyczne, polskie legendy, gry i warsztaty językowe z wykorzystaniem Zabaw Tutusia.
Dla tych, którzy jeszcze nie znają  Zabaw Tutusia - więcej informacji na ich temat znajdziecie TUTAJ


























INFORMACJE PRAKTYCZNE:
Opis: W czasie warsztatów dzieci zapoznają się z bohaterami Zabaw Tutusia. Wspólna zabawa i lektura będą okazją do nauczenia się (utrwalenia) prostych wyrażeń w języku polskim. Obok, w punkcie informacyjnym na temat dwujęzyczności rodzice będą mogli zasięgnąć porad odnośnie wychowania dwujęzycznego.
Data: 5 pazdziernik 2013
Miejsce: Lille GARE SAiNT SAUVEUR,  
Bd Jean-Baptiste Lebas (M° Lille
Grand Palais ou Mairie de Lille et
station V’Lille)
Wiek: od 3 lat
Czas trwania:30 minut
Godzina: 15.30, 17.00, 18.00
Prowadzenie: Faustyna Mounis
Warsztaty bezpłatne


wtorek, 17 września 2013

Wtorkowe czytaneczki - samogłoski i sylaby nad morzem

Wzięło nas dzisiaj na morskie reminiscencje. Nasze wakacje nad oceanem były już prawie miesiące temu, ale gdyby ktoś jeszcze wybierał się nad wybrzeże, lub lepiej - nad nim mieszkał, zawsze możecie skorzystać z naszego pomysłu.
Wakacje były czasem zamierzonego lenistwa i zdecydowałam, że nie będziemy się w czasie nich uczyć, ale sylaby same się do nas zaprosiły. I szkoda było je wypraszać :-)
Zaczęło się tak:
Lubimy rysować patykiem lub palcem po piasku. Powstawały kreski, kotki, koła...W pewnym momencie Leoś widząc koło wykrzyknął "O"!
I wtedy się zaczęło. Za O pojawiły się i inne samogłoski:






Potem przyszła kolej na proste sylaby otwarte ( Gabryś jeszcze cały czas na tym etapie...)





Bawiliśmy się także w samogłoski muszelkowe i kamykowe. Trochę trudniejsze do wykonania, ale dziecko może wyłożyć kamyczkami rowek zrobiony wczesniej przez rodzica.



A na koniec ćwiczylismy globalne czytanie imion:




Miłej zabawy dla tych, co jeszcze plażują!

poniedziałek, 16 września 2013

"Dziecko na warsztat" - miedzynarodowy projekt polskich mam blogerek.

Dzisiaj zapowiadamy nowy, poniedziałkowy comiesięczny cykl postów warsztatowych.
To wspaniala miedzynarodowa inicjatywa zapoczątkowana przez Sabinę z Projektu Londyn, a dla nas niesamowita okazja, aby poznać inne kreatywne mamy oraz poszerzyć słownictwo i wiedzę w języku polskim. A to wszystko przy dobrej zabawie!



Czym jest DZIECKO NA WARSZTAT? To cykl 10 warsztatów tematycznych, które mamy-blogerki będą przeprowadzać dla swoich dzieci.
Cały cykl zaczynamy 23 września i co miesiąc, aż do czerwca będziemy publikować na ponad trzydziestu blogach relacje z naszych domowych warsztatów.  Każdy miesiąc poświęcony jest innemu tematowi:
WRZESIEŃ – to warsztaty biologiczne
PAŹDZIERNIK – to nauka i eksperymenty naukowe
LISTOPAD – będą rządzić kulinaria
GRUDZIEŃ – zadbamy o rękodzieło na Boże Narodzenie
STYCZEŃ – warsztaty muzyczne
LUTY – logiczne myślenie górą!
MARZEC – królowa nauk – matematyka zawita na nasze warsztaty
KWIECIEŃ – na warsztatach będzie historia bliższa i dalsza – może rodzinna, może lokalna, a może światowa, kto wie?
MAJ – sztuki plastyczne mają głos
CZERWIEC - to będzie warsztat warsztatów – każda z mam może przygotować warsztat na wybrany przez siebie temat. Jeśli nam się uda – dokonamy też podsumowania całego cyklu DZIECKO NA WARSZTAT na spotkaniu wszystkim mam uczestniczących w projekcie.
BLOGI UCZESTNICZĄCE W PROJEKCIE
www.zabawyizabawki.blogspot.com


Juz za chwilkę ubieramy kalosze i wychodzimy na pierwsze przygotowania .:-)
A na opis warsztatów zapraszamy już za tydzień!

piątek, 13 września 2013

Pożyteczne z półeczki - KOMIKSY



 Komiksy wyjęła kiedyś z pokładów mojej pamięci Nocna Sowa. Wezwała mnie tam pytaniem jak wspierać naukę języka obcego u osoby dorosłej. Wówczas przypomniały mi się te dugie godziny, jakie spędziłam na lekturze przygód francuskiego TINTIN. Było to wtedy, kiedy jeszcze wszystkie francuskie słowa zlewały mi się w jakiś niezrozumiały bełkot i rozpaczliwie szukałam humanitarnych sposobów oswojenia tego języka.
Zaczęłam więc spędzać długie godziny we wrocławskiej bibliotece Aliance Française, niestety nie zgłębiając dzieł Rousseau czy Sartra, tylko śledząc perypetie bohaterów dziecięcych komiksów, no czasem tylko młodzieżowych :-)


Dopiero po pewnym czasie do głowy mi przyszło, że ten typ literatury może być świetny dla Gabrysia.
W ten sposób pojawiły się w domu przygody Donalda Wikinga, zakupione gdzieś w pośpiechu przed naszym majowym wyjazdem z Polski. Komiks przuważył mój mąż i wykazując się niezwykłą intuicją zachęcił do nabycia, pomimo moich różnych uświadomionych i nieuświadomionych oporów. Pozycja okazała się strzałem w dziesiatkę. Gabryś wraca i wraca do tych przygód bardzo często, mimo iż tekst wydaje mi się przytrudnawy, po prostu uwielbia te historie.

Oprócz ich militarnego smaczku, co jest niewątpliwym atutem opowieści o Donaldzie wikingu, mają one dla Gabrysia jeszcze jeden ważny aspekt. Tutaj przepraszam szanownych specjalistów, ale nie mogę się pohamować przd dokonaniem tego porównania, mimo iż jest ono nieścisłe. Otóż w jakiś sposób wszystkie komiksy zahaczają o coś, co Lew Wygotski nazywa strefą najbliższego rozwoju. Obejmuje ona zadania, które nie mogą być przez dziecko wykonane samodzielnie, ale dziecko będzie mogło im sprostać przy niewielkiej pomocy kogoś bardziej doświadczonego. Oczywiście najważniejsze w rozwoju jest wsparcie innych osób, ale w przypadku komiksów rozumienie wspierane jest przez obraz. W tym przypadku to obraz pomaga dziecku, czy osobie dorosłej wykonać jeden krok naprzód, przyswoić pojecie, słowo, które bez ilustracji byłoby jeszcze za trudne do przyswojenia.

I tutaj pytanie do doświadczonych w komiksowych łowach - czy znacie jakieś dobre, rdzennie polskie komiksy dla dzieci? Zachęcona entuzjazmem synka wchodzę ostatnio w Polsce do ksiegarni i pytam o takowe, na co Pani z ogroooooomnym przekonaniem odpowiada mi, że w naszym kraju komiksy dla dzieci nie istnieją (!?????!) No i masz Ci los!

środa, 11 września 2013

O Lat! O Lat!



Kiedy dwa lata temu świat budził się o poranku, przy ariach okolicznych kogutów pewien mały człowieczek zdecydował, że chwila już nadeszła.
W sposób niezbyt delikatny poinformował o tym swoją mamę, od tej chwili zwanej w tej historii także rodzicielką. Ona z kolei w sposób również delikatny powiadomiła o zajściu swojego męża i po odbyciu szeregu różnych dziwnych ćwiczeń, co to sąsiedzi gdyby je widzieli, bardzo by się zdziwili, zdecydowano, że czas już do szpitala.
Około południa nowy obywatel ujrzał światło dzienne i ukołysany zachwytami mamy od razu zasnął. Mama spać nie mogła, gdyż przypadkiem w szpitalu znaleźli się jacyś dawni znajomi, a po ich wizycie po prostu nie mogła usnąć ze szczęścia...
I tak myślała o tej małej istocie, ktorej pierwszy dzien zaprosi wiele innych. Która zmierzy się z darem dwóch kultur i dwóch języków, kiedyś zapyta Kim jestem? i sama znajdzie odpowiedz. Marzyła, by ta rodząca się osoba była silna i odważna, i wolna, a przede wszystkim czuła się kochana i szczęśliwa. Leopold.

Leopold biega dziś zachwycony. Z balonami. Śpiewa samemu sobie O lat! O lat! Patrzę na to życie, które musuje w naszym domu i znów jestem szczęśliwa. Podobnie jak dwa lata temu.


wtorek, 10 września 2013

Come back !!!


Po wyjazdach rozlicznych, planowanych od dawna i tych całkowicie spontanicznych, zaprawianych morską bryzą i alpejskim wiatrem, swojskich i bardziej egzotycznych, francuskich i polskich - wracamy!
Za nami już poczatek roku, więc czas na nowy, szkolny rytm życia, czas powrotu do techniki, do biurka, a wiec też do bloga i do Was!

Jeszcze jedną nogą jesteśmy w naturze, w ogrodzie, w lesie pełnym jeżyn, ale już tutaj, na miejscu przed ekranem, aby Wam tę naszą rzeczywistość przekazać.


Piszę te słowa, obok mnie Gabryś słucha audiobooka "Piotruś Pan" i podśpiewuje
Ja frunę w nieznaną krainę...
Mam nadzieję, że ten nowy rok szkolny, nieznany w gruncie rzeczy, bedzie dla nas i dla Was pełen dobrych niespodzianek. Rodzinnych i językowych i smakowych. Nieznane jest pełne nadziei!

I tutaj akcencik konkretny: ze specjalna dedykacją dla leśnych smakoszy, jeżynowych fanów - przepis na konfiturę, galaretkę jeżynową. Przepis unwerslany, miedzykulturowy, wypróbowany przez nas wielokrotnie, wylizany do ostatniej kropelki przez małe języczki i dwujęzyczki z okrzykiem JESZCZE!


KONFITURA Z JEŻYN - Etapy produkcji
  • zbieramy jeżyny w lesie, najlepiej w dobry; towarzystwie i ubraniu ochronnym
  • zebrane jeżyby płuczemy w wodzie i gotujemy chwilę ze szklanką wody,  tak aby pusciły sok
  • przecieramy następnie zagotowaną masę jeżynową przez sito lub przepuszczamy przez młynek do owoców
  • przetarte jeżyny zagotowujemy z cukrem żelującym (około kilkogram cukru na litr przecieru według uznani preferencji i miłości do cukru)
  • gotujemy 7 minut od pojawienia się pierwszych bąbelków
  • gorącą konfiturę wlewamy do słoików, zamykamy
  • smacznego!!!