środa, 17 kwietnia 2013

Wtorkowe czytaneczki - zabawy samogłoskowe

Wydobyłam dzisiaj z naszego archiwum zdjęcia zabaw, którym poświęcalismy sporo czasu kilka miesięcy temu.
Był to okres, kiedy zauwazyłam, że Gabryś zaczął zapomniać nauczone wcześniej metodą Szkoły Krakowskiej samogłoski.

Od pewnego czasu stwierdzam, że Synek należy stanowczo do klasy kotów chodzących własnymi ścieżkami i nie cierpiących utartych schematów i metod. Jako człowiek jestem z niego dumna, jako rodzic muszę czasem zakasać rękawy i znaleźć sposoby, aby za nim podążać, blisko, ale nie za blisko; tak, aby pozostać w kontakcie, a nie deptać mu po piętach, żeby kota nie spłoszyć...

Jak nietrudno się domyślić Synek nie jest zainteresowany pracą przy stoliku, książkach, z rączkami spokojnie spoczywającymi na blacie...
Więc spróbowaliśmy zaprosić samogłoski do naszych zabaw. I pewnego dnia samogłoski zaczęły podążać za Gabrysiem i jego pasjami.
Jedną z większych pasji Gabriela są wszelkiego rodzaju zabawy polegające na wymyślaniu fabuły przy pomocy figurek, postaci, playmobili, duplo, a nawet kawałków drewienek, kamieni etc.
Samogłoski więc stawały się skarbami wykradanymi przez piratów, bronionymi przez rycerzy, wożonymi na Marsa statkami kosmicznymi. Każda samogłoska miała swoją rangę i wartość, najpierw np piraci wykradali "A", bo było nacenniejsze, nastepnie "E" itd. Rycerze szukali zaginionych "O", księżniczce ofiarowywali "Y"...

Tutaj statek kosmiczny transportuje "U" na inną planetę ...


Dla Gabrysia najważniejsza była historia, ciekawiąca go, przez niego stworzona, czasem przez nas dwoje, z rozwiniętą fabułą i akcją. Nie interesowała go zupełnie mechaniczna manipulacja samogłoskami, np wożenie, chowanie, przypinanie itd. Samogłoski musiały zaistnieć w kontekście. Gdy pojawiała się historia, Gabriel angażował się szybko i widać było, że jakaś czynność zupełnie dla niego wcześniej bez znaczenia, nabierała głębokiego sensu.

Dla Leopolda natomiast, niezmiernie zaiteresowanego obserwacją naszej zabawy, wystarczyło przewożenie literek. Leo ukochał kartonik z "A", który wymiędlony, wyciumciany woził przez kilka dni swoimi samochodami.



Życzymy wszystkim wymyślania, kreowania wspaniałych zabaw samogłoskowych i sylabowych!



9 komentarzy:

  1. Bardzo na czasie ten Twój wpis! Mój Kozak podobnie do Gabrysia musi się bawić, żeby cokolwiek mu przemycić z literek. Przedwczoraj plastykowe słoń, tygrys i żyrafa przyszły w odwiedziny do sylaby "my", ale gdy tylko się zbliżały do jej domku, nadciągała wielka burza z piorunami i trójka zwierzaków musiała chować się pod koc. Prób podejścia do "my" było kilka, aż wreszcie wszystkich bohaterów historyjki na dobre zmiotło tornado... ;-) Aż boję się pomyśleć, co za przygoda czeka nas w kolejnym "odcinku" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! super pomysl. Burze w tym wieku bardzo mile widziane :-) dzieki za inspiracje

      Usuń
  2. Fajnie macie,że tak bawicie się

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że zabawy trwają! i cieszę się, że każda z Was znajduje sposób, dobry dla swego dziecka. Proszę piszcie! Bo to dobre wskazówki!! dla wszystkich!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, fajnie, ze sie odzywasz! Zbieraj doswiadczenia i wracaj szybko do nas :-)

      Usuń
  4. Zaczynam zastanawiać się do czego zdolne sa mamy ,by tylko przemycić to co sobie tam w głowie ubzdurają. A jaka inwencja twórcza!Gdybyśmy za każdy wynalazek który wynajdziemy dostawały pieniądze byłybyśmy bogaczkami:) Moja mała poszerzyła swoje "mówienie" o kolejne sylaby. Zauważyłam,że mimo iż to ja z nią siedzę całymi dniami w domu i rozmawiamy po polsku to język włoski,który ją otacza traktuje jako ten "ciekawszy","obcy".Bo jak mówię do niej po polsku to patrzy na mne i reaguje tak jakby z tym zupełnie nie miała problemów.Natomiast na włoski reaguje z ciekawością, powtarza sobie tylko poruszając ustami jakby chciała się "uczyć".Za to słowa "ciocia" używa tylko w stosunku do cioci polki , włoskie ciocie na razie ignoruje nazwowo.To chyba dobry znak?:) No ciekawa jestem bardzo co dalej z tego wyjdzie..... Pozdrawiam :*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, koniecznie trzeba zlozyc gdzies wniosek o wynagradzanie maminych wynalazkow :-)
      Ciesze sie z przybycia nowych sylab! czekamy na dalsze wiesci
      pozdrawiam

      Usuń
  5. Swoją drogą ciekawe, czy opór do tradycyjnej nauki przy biurku ma jakiś związek z płcią? Mój syn też takowy opór wykazuje, natomiast córka uwielbia naukę z książką i ołówkiem. Dla niej zabawa to zabawa, a nauka już musi być na poważnie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aneto, moze to nie sprawa gender, czy plci (tzw ostatnio) biologicznej, tylko po prostu wieku? moze za kilka lat beda nas blagac, zebysmy z nimi prz biurku siadly:-)?

      Usuń