czwartek, 26 września 2013

Porównania? Nie, dziekuję...




Boję się porównań. Tych z życzliwości i tych ze strachu, tych ze złośliwości i tych z troski.
Porównanie to porównanie. Prawie zawsze wydaje ten sam efekt, niezależnie od intencji. Porównania ranią.

Kilka dni temu spotykam znajomą. Polkę. Słysząc, że coś tam tłumaczę moim dzieciom po polsku, wzdycha, podnosi oczy do nieba i mówi: Tyle razy mówię mojej córce, żeby mówiła do swoich po polsku, tak jak Ty: A ona nie chce.
Pewnie, też bym na jej miejscu nie chciała. Z taką motywacją, żeby tylko być jak jakaś tam inna. Zacięłabym się w sobie i nic. Figa z makiem. Nikt nie lubi być porównywany.

Porównania.
Psychologia społeczna uczy nas, że są jednym z ważniejszych elementów kształtowania się wiedzy o sobie i otaczającym świecie. W ten sposób tworzą się w nas przekonania, sądy, w ten sposób tworzone są normy. W ten sposób włączamy się lub wyłączamy z jakiejś grupy, przynależymy lub nie, porównanie daje nam poczucie bezpieczeństwa, lub je odbiera. W ten sposób uczymy się pewnego funkcjonowania, które przekazujemy naszym dzieciom.

Chciałabym napisać kilka słów na temat porównań jako klinicysta.
Pierwszym z efektów porównań jest ustalenie granic normy. Wiekszość na prawo, mniejszość na lewo...Nie lubię tego konceptu, który przyczynia się do marginalizacji i odrzucenia. Z drugiej zaś strony muszę przyjąć jego istnienie jak specjalista. To dzięki normom można szybciej zdiagnozować jakąś patologię i zapobiec jej rozwojowi, pomóc, ulżyć...To jest jasna strona porównań.
Jednak porównania są najczęściej używane w charakterze zupełnie niespecjalistycznym.

Psychologowie społeczni wyróżniają między innymi: "porównania w dół" i "porównania w górę".
W górę porównujemy się z tymi, którzy sa od nas lepsi, sprytniejsi, mądrzejsci, piękniejsi itd. itd. Zdarza się Wam to czasem? Jak się czujecie po takich porównaniach? Lepsi, sprytniejsi, mądrzejsi, piękniejsi? Raczej nie...Są to porównania, które podkopują poczucie własnej wartości, które sprawiają, że mniej lubimy samych siebie, które podcinają nam skrzydła, które w gruncie rzeczy nie przynoszą niczego dobrego...
Porównania w dół są tylko pozornie przyjemniejsze. To te, do których się ubiegamy w kontakcie z ludźmi, którzy radzą sobie gorzej niż my w jakiejś dziedzinie, kórym się nie powiodło. W pierwszej chwili oddychamy z ulgą: Nie, ja, to co innego! Mnie się udało! Ale proces i owoce samego porównywania pozostają te same - widzimy własną wartość wyłącznie w odniesieniu do kogoś innego, czegoś innego. Nie widzimy w sobie wartości immanentnej, wewnętrznej, niepodległej okolicznościom, nie dostrzegamy w sobie wartości OSOBY, niezależnej od sukcesów, porażek. Nie czujemy się kochani za to kim jesteśmy i nie kochamy siebie takimi.

Żyjemy w świecie, w którym od najmłodszych lat jesteśmy porównywani, klasyfikowani, umieszczani na liście dziesięcu najlepszych czy dziesięciu najgorszych. Wciąż trzeba coś udawadniać, wspinać się gdzieś, uważać, żeby nie zostać zdyskwalfikowanym, gorszym w porównaniu do innch. Mając mocną pozycję wytężyć wszelkie wysiłki, aby jej nie utracić, dzień i noc drżeć na samą myśl o fakcie, że ktoś mógłby być lepszy, lepiej coś wykonać, lepiej ugotować, lepiej skoczyć, lepiej napisać, lepiej sobie na wakacje wyjechać, nawet lepszą pogodę mieć, o paradoksie!
Nie ma nic za darmo, słyszymy od najmłodszych lat, trzeba zapracować. I tak pracujemy na akceptację.
I uczymy się, że nie można być kochanym za darmo, za to, że się jest, że się istnieje takim jakim się jest.
W głębi rzeczy ta konstelacja porównań, rankingi zwycięzców męczą nas i unieszczęśliwiają. Ale jak się z niej wyrwać? jak jej nie przekazać w łańcuszku dalej? Nie przekazać tego zatrutego dziedzictwa naszym dzieciom?

Jest to możliwe! Oczywiście wymaga to dużej pracy od rodzica, codziennej, czujnej, ale wydającej w końcu efekt. Należy starać się unikać wszystkich sformułowań typu: Jesteś jak...W twoim wieku Twój brat już potrafił...On umie, a Ty nie? Popatrz dziewczynka już zrobiła, pośpiesz się będziesz ostatna. czy gorzej. Zypełnie jak Twój ojciec, jesteś do niczego. oraz jak usłyszałam ostatnio z ust pewego ojca przy swojej córce Córka to dobrze, ale syn to dopiero coś!
Ale należy nie tylko starać się nie wymawiać porównań. Trzeba się starać tak nie myśleć! Porównanie jest obecne w spojrzeniu, w geście, w westchnieniu, mała istota wyczuwa je organicznie swoją niesłychaną intuicją.
Można nauczyć dziecko, że jego wartość nie zależy od lepszych czy gorszych wokół niego. Że takie coś jak lepszy czy gorszy nie istnieje. Istnieje Inny, którego się nie wartościuje, nie osądza i że ono samo ma prawo do tego by być inne. Naturalnie nieraz usłyszy słowa porównań, ale w osobie, kóra od nich nie zależy nie pozostawią już one takich zgliszcz.

A jak z porównaniami w świecie dwujęzyczności?
Istnieją. Jak już przykładowo wspominałam powyżej.
Ja słyszałam już chyba wszystkie możliwe. Że Gabryś niezbyt dobrze mówi polsku w porównaniu do dzieci polskich, że idzie mu dość dobrze patrząc ogółem na dzieci dwujęzyczne, że jednak wcale nie taka rewelacja jeżeli chodzi o pewne dzieci z rodzin mieszanych, itd itd. Że moje dziecko to...Że dziecko koleżanki to...że dziecko autora książki to...
I sama czasem zaczynałam rozumować w takich kategoriach i porównywać każde słowo, każde zdanie...czy aby nie najgorzej wypada mój syn. Bo gdyby wypadł jednak źle w tym wyścigu, jaki mu bądź co bądź narzuciłam, to jaką bym była matką w porównaniu do innych matek i jaką Polką w stosunku do innych Polek i jakim specjalistą wobec innych specjalistów? Sama wielokrotnie dałam się wciągnąć w spiralę porównań...
I co o tym wszystkim myśleć, jak się do tego ustosunkować, na czym się bazować?

Na własnej intuicji i wierze we własne dziecko jako Osobe, odrębną, inną, jedyną taką we wszechświecie. Ze swoim rytmem, ze swoimi potrzebami, ze swoimi pragnieniami. Nie wszystko można zrobić, przeprowadzić, zrozumieć "w porównaniu do"... Na pewno nie da się "w porównaniu do" pokochać. A tej miłości rodzica - bezwarunkowej - na pierwszym miejscu potrzebuje dwujęzyczne dziecko. Nie porównań. Na tej miłości budowle ćwiczeń, starań, wymagań wydadzą owoc.

A Gabryś? Gabryś mnie zadziwia. Kroczy jakąś swoją drogą, z przez siebie ustalaną prędkością. Czasem zwalnia, czasem przyśpiesza. To taki Pan Wszystko lub Nic. W jeden dzień, odstawił pieluszki i od tej pory ANI jednego wypadku. Czytać nie chce w ogóle się uczyć, ale jak już usiądzie ze mną to w kwadrans nauczy się serii sylabek i składa je bez mrugnięcia okiem. A dzisiaj wsiadł po raz pierwszy na rower bez kółek i pojechał. Dosłownie przez zakrety i wyboje. Od razu na całego...
Zupełnie inaczej niż jego brat, który potrzebuje wiele razy próbować się z jedną rzeczą...Ale tutaj szybko ugryzam się w język. Postanowiłam, że nię będę porównywać. Będę się uczyć tego trudnego zadania. Dla mnie, dla moich dzieci.



28 komentarzy:

  1. Uporzadkowalas wszystkie moje mysli! Do tego jeszcze niedawno wpadla nam w rece ksiazka 'Rodzenstwo bez rywalizacji' i splunelam sobie w brode, ze dalam sie zmylic tytulowi i tak dlugo zwlekalam z przeczytaniem. Ksiazka, ktora powinien przeczytac kazdy rodzic niezaleznie od stanu osobowego rodziny, a takze i nie-rodzic, ktory ma nieposprzatane w przeszlosci, niezaleznie od ilosci rodzenstwa, a takze kazdy, kto zajmuje sie dziecmi w grupie... Skutki porownywania widzimy po owocach pracy ochronki - Dynia i Rubenito glupio i ku utrapieniu ochronki walcza ze soba o przywodztwo w stadzie i o to, kto zostanie samcem alfa... i jestem przekonana, ze wlasnie przez to, ze nieustannie byli ze soba porownywani.
    Teraz bardzo pilnujemy sie nawzajem, zeby glupio nie gadac: zobacz, a on szybciej zalozyl buty, a ona to, a tamta tamto... Swoim postem podsumowalas nasza domowa akcje pod haslem 'nothing compares 2U' :-) Dzieki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaczko, po to pisalam miedzy innymi ten post, aby tez i we mnie mysli uporzadkowac! Ksiazke Faber i Mazlish czytalam przed narodzinami naszego drugiego synka, ale chyba dobrze by bylo mi do niej powrocic post factum :) Dzieki za przypomnienie!
      Pozdrawiam serdecznie i nie dawajcie sie ochronce!

      Usuń
  2. Strasznie trudno wyzbyc sie tego porownywania. Bo kazdy chce wiedziec, gdzie stoi w porownaniu do innych. Z tego porownywania wybor szkoly rezultuje. Widzac wiec, co inne dzieci potrafia, w matce czerwona lampka sie zapala- ze inne dzieci poradza sobie w zyciu, a moje nie. Wiadomo, ze zycie pisze rozne scenariusze i ze madre dzieci wyrastaja czasami na niedojdy, a slabi uczniowie fortuny sie dorabiaja... Ale jak dziecko jest male i nie wiadomo, co z niego bedzie, trudno o taki wewnetrzny spokoj i wyluzowanie.
    Ale racje ci przyznam - porownywanie powoduje zbedny stres i rani - jak nie jedna, to druga strone...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starsznie trudno sie wyzbyc Hieno...a czerwone lampki to znane chyba kazdej matce... ale musimy bardziej zaufac naszym dzieciom, ze dadza rade, a to zaufanie przyprawi im skrzydel :)

      Usuń
  3. bardzo dobre spostrzeżenia, też staram się nie porównywać - siebie do innych, mojego małżeństwa do innych małżeństw (bo chyba bym zwariowała ze świadomością, że nie możemy się razem przy Seksmisji pośmiać w tych samych momentach!), mojego trzyjęzycznego dziecka do jakichkolwiek innych dzieci... wiem, samo się nasuwa, a jeszcze do tego rodzina i różni życzliwi nam co rusz sami podsuwają takie "benczmarki"... w naszym usystematyzowanym świecie trzeba wszak przynależeć do jakiejś kategorii...

    ale takie przynależenie też pomaga - ciągnąć w górę, w moim przypadku... jestem Polką więc polski to język mojego serca i dlatego mówię do dziecka po polsku, chociażby... mieszkamy w Szwecji więc będę się starać nauczyć szwedzkiego najlepiej jak się da (jeśli porównywanie się z innym emigrantem mi pomoże to czemu nie, moja wewntętrzna ambicja i tak nie jest nigdy do końca zaspokojona ;) )...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och ta samotnosc przy Seksmisji...lepiej sie faktycznie nie porownywac :)
      a przy okazji poruszylas bardzo ciekawa kwestie - czy porownywanie sie jest niezbedne do poczynienia postepow, rozwoju, poziekszania umiejetnosci? Bardzo ciekawe!

      Usuń
    2. no trzeba przymierzyć do czegoś, zeby widzieć postęp - w sensie, ktośtam już trzy lata jest i płynnie mówi, to jak to że ja cztery i nie tak płynnie... ale to i tak nie działa na mnie, bo nie mam czasu :P

      z drugiej strony, metoda Montessori, bodajże, fajnie pokazuje, że postęp nie może być oceniany przez porównanie z innymi, o ile wiem nie ma ocen w szkołach Montessori, ważne jest ile się włożyło pracy, tyko to się ocenia... ale to piekna teoria, jak to w praktyce zastosować do nauki języka? przecież nie uczymy się dla uczenia, ani nawet nie dla samorozwoju, ale dla opanowania języka... ciężka sprawa :)

      a tak w ogóle to jestem zwolenniczką pedagogiki Thomasa Gordona, wpisuje się w tę montessoriańską metodę, a ocenę stosuje się raczej na płaszczyźnie moralnej (tak w skrócie - chodzi o rozeijanie w dziecku samodyscupliny, bo to wartość, bo to dobre dla niego itede, a nie przez przykłądanie prostej moary i dawanie kary lub nagrody)

      Usuń
  4. Swieta prawda! Do dzisiaj pamietam niektore porownania, ktore slyszalam w wieku kilku (!) lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez...! i chyba dlatego miedzy innymi ten post. Musimy sobie wszyscy to przypomniec i miec swiadomosc jak nas takie sytuacje ksztaltuja. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Swieta prawda! Do dzisiaj pamietam niektore porownania, ktore slyszalam w wieku kilku (!) lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o! chyba jakos dwa razy sie tutaj pojawilas; pozdrawiam podwojnie! :)

      Usuń
  6. Ja przestałam porównywać Lilianke z innymi dziećmi już dawno, bo po prostu bez potrzeby sie denerwowalam. Bardzo dobry wpis i trafne przemyślenia! Każdy z nas jest po prostu inny, żyje i rozwija sie inaczej. Koniec kropka! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec kropka!!! nie ma sie co denerwowac:) trafna decyzja!

      Usuń
  7. Też się niedawno zastanawiałam nad tematem porównywania się do innych. Jednak skupiłam się tylko na obserwacjach dotyczących dorosłych, którzy uczą się języków obcych i pominęłam aspekt "porównania w dół" uznając, że to trochę zarozumiałe podejście (a może zwyczajnie ludzkie). Cieszę się, że mogłam w Twoim artykule dowiedzieć się więcej na ten temat. Tego typu problemy u dorosłych mają swój początek właśnie w dzieciństwie. Zmiana sposobu myślenia o sobie lub o swoim dziecku to naprawdę trudna rzecz. Pocieszające jest tylko to, że jeśli nie mamy niewłaściwych oczekiwań to nie powinniśmy nikogo skrzywdzić. Jedno nieprzemyślane zdanie nie będzie miało aż takiego znaczenia, jeśli w życiu na każdym kroku, w gestach i spojrzeniach traktujemy kogoś z akceptacją i podziwem dla jego niepowtarzalności. Taką mam przynajmniej nadzieję. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie, ze Twoje przemyslenia podazaly ostatnio w podobnym kierunku. Wiele rzeczy zasianych w dziecinstwie wydaje owoc w pozniejszym zyciu. Ale takze - ku nadziei! - tych dobrych - akceptacja, zaufanie, cieplo!
      A jak zmienic o sobie myslenie, kiedy sie zostako zranionym? Mysle, ze moze wymagac pokonania czasa,i dlugiej drogi...
      Bardzo mnie ciekawia Twoje refleksje w kontekscie osob doroslych uczacych sie jezykow. W jaki sposob porownania w gore moga na nie wplywac? Motywujaco? Wrecz przeciwnie? Sama czasem rozmyslam o porownaniach lingwistycznych, czy sa zasadne, potrzebne?

      Usuń
  8. A co z takim stwierdzeniem: "Ty lubisz tak się bawić, a Twoja siostra inaczej" - bez oceny - samo rozróżnienie faktów.
    Jak to sklasyfikować?
    Czasem sobie nawet siadamy i omawiamy z moją dwójką kto co woli, kto w czym lepszy. Tak jak mówię - bez wskazywania, że ten drugi ma mu dorównać i odwrotnie. Po prostu, mają się ucieszyć ze swojej "inności".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylabo, sama chyba odpowiedzialas na zadane pytanie. Bez oceny.
      Nie chodzi o to, aby nie rozmawiac o innosci, wrecz przeciwnie, trzeba o niej mowic, nia sie zachwycac, zauwazac. Starajmy sie natomiast natomiast nie oceniac, nie wartosciowac. Jestes lepszy, gorszy, bo...
      Milego siadania i omawiania w takim wlasnie kontekscie :)

      Usuń
    2. A... OK :-) To krzywdy im nie robię ;-)

      Usuń
  9. Zgadzam się z tobą Faustynko, ale muszę przyznać, że jest ciężko...i czym starsze dziecko, tym jest gorzej. Nawet jak w domu nie porównujemy (chociaż zdarzyło mi się i to nie jeden raz...ani nie dwa) to cała szkoła polega na porównywaniu. Pierwsze trzy klasy były ok (bo młodsze dzieci, nierówno się rozwijające więc i porównań się nie robi i CUDOWNE nauczycielki) ale potem nagle czar prysł i wszyscy są porównywani do wszystkich. Nie, nie głośno i nie "jawnie", ale nagroda temu, kto najszybciej jeździ na nartach, najlepiej czyta, jest najlepszy w matematyce, najlepiej kopi piłkę. A reszta cierpi w ciszy i sama się porównuje bo dlaczego od dostał książkę, piłkę, lizaka a ja nie? No i stopnie oczywiście. Tak więc nawet jak w domu się staram, to do 14.30 nie mam kontroli nam tym co się dzieciom do głowy ładuje. A szkoda...Super wpis, jak zwykle zresztą i na pewno dało mi to do myślenia i do dokładniejszego dobierania słów w przyszłości. Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ciezko Aniu...inaczej bym tego wszystkiego nie pisala, gdyby mi sie latwo nie prownywalo...
      Co do porownan pozadomowych, to niestety caly swiat funkcjonuje na takich warunkach...kalsyfikacji, rankingow etc
      Tego nie mozemy zmienic, przynajmniej nie natychmiast
      ALE! mozemy zmienic nasza postawe jako rodzicow, a ta relacja jest jednak najwazniejsza dla ksztaltujacego sie czlowieka. Mimo i z okresiee dorastania moze miec co do tego watpliwosci :) a jednak!
      mocny fundament to jest to. przetrwa nawet do 14h30 :)
      Pozdrawiam Cie cieplo

      Usuń
  10. Porównania są wszedzie. Moje dziecko nie jest dówjęzyczne, ale równiez jest narażony na komentarze życzliwych. Na szczescie puszczam takowe miedzy uszy. Każde dziecko jest inne, wyjątkowe. Ja sama jako osoba dorosła nie lubię byc porównywana, bo jakas inna ama jest hm chudsza, ładniejsza, wiecej lub mniej czasu spedza z dzieckiem. To tworzy tylko niepotrzebną nienawiść, bo siła rzeczy zaczynamy nie lubic tej osoby do której nas porównują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo trafne spostrzezenie Umi i.! Nie lubimy osob, do ktorych jestesmy porownywani. Jeszcze jeden wazny argument, aby starac sie przerwac to bledne kolo; ktore naraza nie tylko relacje do samego siebie, ale takze relacje z innymi. I Witam Cie u nas serdecznie!

      Usuń
  11. Kochani, dziekuje bardzo za tak liczne, glebokie i osobiste komentarze. Odpowiem na kazdy z nich w najblizszym czasie. Przepraszam za ten poslizg, ale od dwoch dni mam male urwanie glowy, dzis wieczor okragly stol wokol jezykow w Paryzu i troche sie zaangazowalam w organizacje :) pozdrawiam wszystkich serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz wrocilam, odpisalam na komentarze, przy niektorych nawet nieco rozpisalam, zanim sobie zdalam pytanie czy ktos w ogole bedzie to czytal? :)

      Usuń
  12. Czy tak się w ogóle da? Nie porównywać? :( jeśli mówię: pięknie posprzątałaś córciu, a inne dzieci to słyszą, to już mają komunikat: wy nie sprzątaliście AŻ tak ładnie. Co z tym fantem?

    Staramy się unikać porównywania dzieci w ich obecności (na ile nam się to udaje to inna rzecz;)) ale sam na sam z mężem robimy to cały czas! A Ty piszesz, że nawet tak myśleć się nie powinno... Oj, zabiłaś mi ćwieka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jarecka, witaj!

      Pisalam juz gdzies powyzej, ze nie chodzi o to, aby nie rozmawiac o roznicach np, nie poruszac tematu innosci, lecz by starac sie nie oceniac, nie wartosciowac, nie zamykac w etykietach lepszy-gorszy.

      Nie samo prownywanie jest zle, ale cale nacechowanie emocjonalne, ktore za nim idzie; Tak naprawde zwykle porownujemy, zeby powiedziec, ze cos bardziej aprobujemy od..., mniej cenimy niz...mimo iz nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawe.Takze w przypadku naszych dzieci; czesto gdy mowimy "On jest zupelnie inny niz brat", myslimy gdzies gleboko "Trudniejszy, zdolniejszy, sprawniejszy etc..." mimo iz nie wypowiadamy do konca przed dzieckiem i soba drugiej czesci zdania. ale to sie czuje, wyczuwa naskorkowo; czy jest sie akceptowanym czy nie. Dziecko to czuje. Przynajmniej ja widze, ze moje dzieci sa swiadome takich moich odczuc niewyslowionych, o wyslowionych juz nie mowiac.

      A co do komentarzy przy sprzataniu. Mysle, a nawet jestem przekonana, ze wiele w tej kwestii bedzie sie rozgrywac w zakresie intencji osoby te slowa wypowiadajacej oraz poprzednich doswiadczen dziecka. J
      ezeli nie zostalo ono dotkniete przez porownywanie i zna swoja wartosc, jest mu ona komunikowana, nie potrzebuje sie samo porownywac z innymi, aby czuc sie kims wartosciowym: Wiec slowa pochwaly w stosunku do siostry nie powinny wplynac nan negatywnie...ona dobrze sprzata, ono dobrze jezdzie na hulajnodze..itp
      Ale, to jest stan idealny, wszyscy mamy jeszcze wiele do zrobienia w tej kwestii, byleby obrac droge w dobrym kierunku :)
      Nie wiem czy wybilam jakos tego cwieka, co go wczesniej zabilam? :)

      Usuń
    2. Dzięki :) ćwiek niestety tkwi, bo...każde nasze dziecko jest całkiem inne... Jedna z córek ma bardzo niską samoocenę, o czym donoszą mi kolejni jej wychowawcy. Z tego tytułu jest najczęściej chwalonym dzieckiem w naszym domu. Zastanawiam się, czy nie krzywdzę tym pozostałych... Rzeczywiście, widzę, że jakoś automatycznie unikam wartościowania przy zwracaniu uwagi na różnice, ale...no właśnie, dzieci i tak czują intencję.
      Ech...

      Usuń
    3. Jarecka, pozwole sobie po tym co napisalas podzielic sie pewna refleksja. Mozesz oczywiscie uczynic z nia, co zechcesz, a nawet sie nie zgodzic :)
      Moze to nie w porownaniach lezy u Was problem, lecz raczej ta troska o porownania wynika z pewnego problemu Twojej coreczki. Dobrze by bylo moze zastanowic skad taka niska samoocena, dotrzec razem z nia do zrodla, dlaczego by nie przy pomocy kogos kto sie na tym lepiej zna. I przy tym zrodle cos zrobic z tym fantem, jak pisalas.
      Dobre slowa, jakie w stosunku do niej wypowiadasz na pewno sa bardzo cenne, pomagaja jej, ale moze czasem tylko powierzchownie, na jakis czas...moze potrzeba jakiegos glebszego procesu przemiany, czegos wiecej niz tylko chwilowa ulga? Moze potrzeba by jakos drzazge usunac, a nie tylko ja obmywac?
      Takich kilka slow, moze pomoga Wam uczynic jakis krok do przodu...
      W kazdym razie trzymajcie sie, Wasza coreczka ma wspanialych rodzicow, ktorzy zadaja sobie dobre pytania. Znajdziecie odpowiedzi!

      Usuń