poniedziałek, 11 listopada 2013

Kim jestem? Kim będzie moje dziecko?...

Dzisiaj 11 listopada - więc i u nas trochę tożsamościowo, narodowo, refleksyjnie...
Mój artykuł, który ukazał się przy tej okazji na portalu iFrancja:

"Kim jestem? Kim będzie moje dziecko?

Takie pytania tłuką się niekiedy po głowie, kiedy mieszka się poza granicami swojego kraju...
Są to pytania uniwersalne, wszyscy zadają sobie je w jakimś momencie ich życia. A to w czasie dorastania, kiedy nos, ręce i nogi dłuższe się robią od innych części ciała, nieswoje jakieś. A to jak człowiek stoi na brzegu słynnej studni czterdziestolatka, a to jak się mamą czy tatą zostaje...
Ale na emigracji pytania te są jakiegoś specjalnego odblasku, jakiejś innej intensywności, zabarwienia innego...
Bo to kim jestem, jest bardzo ważne. To kim się czuję, kogo we mnie widzą inni i szczególnie, co sobie wyobrażam na temat tego, kim jestem dla innych. To czym się od nich różnię, w czym jestem taki sam. Na co się zgadzam, na co zgodzić się nie mogę, do kogo, do czego chcę przynależeć. Od czego uwolnić, zrezygnować, może uciec...
Poczucie tożsamości stanowi jeden z najważniejszych wymiarów osoby. Poczucie to może kształtować się przez całe życie, czasem przechodzi przez fazę kryzysów, zawsze związane jest nieodłącznie z kulturą.
A gdy egzystencja odbywa się w dwóch lub więcej kulturach i w wielu językach?
Jak to jest z tożsamością? Bogatsza jest? Trudniejsza? Kryzysów więcej? A może więcej potencjalnych rozwiązań i bogactw?

Dlaczego zadaję sobie dzisiaj te wszystkie pytania?
Słyszałam je ostatnio często, za często nawet, aby się nad nimi nie pochylić.
W czasie październikowego BilingueCamp organizowanego przez stowarzyszenie Café Bilingue w Paryżu uderzyła mnie pewna rzeczywistość. Tematem była wczesna nauka języków, w kontekście głównie dwujęzycznym i edukacyjnym. A przecież kwestia tożsamości przewijała się tam ciągle. Do tego stopnia, że stworzyliśmy na ten temat osobny warsztat. Od tematów pedagogicznych i czysto formalnych językowo odbywał się ten ciągły exodus w kierunku zagadnień tożsamości.
Widzę jeszcze tego młodego mężczyznę, wychowanego na pograniczu kultury francuskiej i włoskiej, który wykształcony, z dużym doświadczeniem zawodowym, przystojny, dobrze się wyrażający, a przecież męczony jakimś wewnętrznym ogniem, nie umiejący sobie znaleźć miejsca. Syn włoskich emigrantów, nie potrafiących się we Francji odnaleźć i ten brak miejsca, brak korzeni przekazali synowi swojemu. On też ciągle szuka siebie.
I potem ta kobieta, która w wieku czterdziestu lat powraca na Ukrainę, aby odnaleźć swoich przodków, część rodziny, która była tematem tabu, o której się nie mówiło. I ona już w wieku dojrzałym jedzie za wschodnią granicę, uczy się języka ukraińskiego, ściska dłonie swoich kuzynów i mówi – w końcu poczułam, jakby coś we mnie się jednoczyło...

Jak to jest z tożsamością? Czy zawsze dla emigrantów, dzieci emigrantów musie być cierpieniem?
Nie.
Tożsamość jest jak sznur, plecie się go długo, często w różnych życiowych okolicznościach. Czasem z pomocą innych, czasem samemu, zawsze w jakimś otoczeniu, atmosferze.
Sznur ten składa się z wielu nici. I wiadomo nici mogą się posupłać, jak za dużo wichrów, przeciwności, braku uwagi. Można te supły odplątać przy ciepłym spojrzeniu, w cierpliwym towarzystwie kogoś, kto ufa, kto wierzy.
Ale sznur ten też może być bardzo mocny, może być podwójny, potrójny, gdy dwie, trzy kultury umiejętnie ze sobą połączone. Sznur ten może być bardziej wytrzymały niż inny, prosty, podstawowy, z jednej tylko kultury pleciony. Sznur ten może być przygotowany na różne okoliczności, znający różne sytuacje, niebojący się nowych przygód, bo wie, że ma wiele atutów w kieszeni.
Taki sznur może być bogactwem. Taka tożsamość, wielokulturowa, dwujęzyczna, może być majatkiem!

Jak dzieciom naszym taki posag zostawić, jak im takie dziedzictwo przygotować?
Pierwszy krok zaczyna się od nas samych. Kim jestem? Odpowiedź na to pytanie także przekażemy im w dziedzictwie. Jeżeli sami umiemy na nie odpowiedzieć, jeżeli choć jesteśmy na dobrej drodze w kierunku określenia siebie, swojego życia, swojej wartości w kulturach, w jakich żyjemy, to skarb już został praktycznie ocalony. To niełatwe zadanie, to długo zdobywana umiejętność zaistnienia we Francji jako Polak, a w Polsce jako mieszkaniec Francji, to zdolność tworzenia mostów pomiędzy dwoma rzeczywistościami, to zaakceptowanie różnic i trudów, aby jak najwięcej potencjału wykrzesać z tych właśnie różnic. Nie tylko bierne pogodzenie się ze swoją dolą. To czynne stawanie się osobą, która dokonała wyboru, która odnajduje w swoim życiu sens, nadaje mu wartość tam, gdzie się znajduje. Niełatwe! Ale do zrealizowania! W swoim rytmie. Czasem powoli. Ale możliwe! Konieczne!

Ostatnio spotykam wiele mam dzieci dwujęzycznych. Jedna z nich pyta mnie – Jak sprawić, aby moje dzieci nie czuły się inne, gorsze, wskazywane palcem, bo matka ich pochodzi z innego kraju, bo mówią także innym językiem?
Dzieci są jak gąbki. Chłoną wiele z naszych stanów emocjonalnych, z naszych wątpliwości, naszych lęków. Niepokój o przyszłość, tożsamość może także być przekazany w spadku. Podobnie jak wiara w dziecko, zachwyt nad jego zdolnościami, dobra wiara w to, co nastapi. W psychologii zjawisko to określane jest mianem samospełniających się hipotez. Rodzic, który uważa życie w dwóch kulturach, posługiwanie się dwoma językami jako coś wartościowego, wyjątkowego, wspaniałego taką właśnie wiadomość przekaże swojemu potomstwu. Że tożsamość wielokulturowa może być dobra, może być dobrym, nie zatrutym darem.

Oczywiście kształtowanie się tej tożsamości jest długim i pracochłonnym procesem. Wymaga miłości, bliskości, konsekwencji, szukania prawdy i dużego zaangażowania rodziców, rodziny, przyjaciół, szkół....
Dziecko może w pełni korzystać z dorobku dwóch kultur w momencie kiedy zna dobrze dwa języki, w mowie i piśmie. Kiedy ma żywy kontakt z bogactwem dwóch kultur – od strony kinematograficznej, kulinarnej, turystycznej itd....Kiedy w każdej kulturze wskazywane jest mu to, co piękne i też to, co prawdziwe. Kiedy nie ma tabu, sekretów, wstydu odnośnie pochodzenia, kiedy jest duma i pokój...
Kiedy otrzyma tę wiadomość, że osoba dwukulturowa i dwujęzyczna rzeczywiście jest inna. Ale tej inności nie rozpatruje się w kategoriach lepszy-gorszy. To osoba, która może spostrzegać tak samo i inaczej, która może czuć tak samo i inaczej, która może być sobą tu i tam. W jedności. Nie zawieszona pomiędzy, nie rozdarta, jedną noga tu, drugą tam...Obie nogi mocno stąpajace po ziemi, solidnie, pewnie, szczęśliwie. Tego chcemy dla naszych dzieci...takiej przyszłości."





22 komentarze:

  1. Temat dla mnie wazny. Dzieki, ze o tym napisalas. Na glowie staje, zeby moje dziecko poczulo sie polsko. I mysle, ze dziala. Jezdzimy do Polski czesto, odwiedzamy wiele miejsc, wiele tez jej opowiadam przy okazji. Ale kluczem do sukcesu jest wlasne nastawienie. Ja podchodze do tego bardzo emocjonalnie i daje dziecku znac, ze to, o czym opowiadam, jest bardzo wazne i fascynujace. Nie udaje, ze jestesmy Niemcami, choc obie paszporty niemieckie mamy. Trudna i zlozona to sprawa, bo jak znalezc sobie miejsce miedzy dwoma kulturami? W Polsce nie bedzie sie nigdy Polakiem, w Niemczech nigdy Niemcem... Zawsze jakos tak na pograniczu, podwojnie, z dwoma perspektywami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Kluczem do sukcesu jest nastawienie! ale sprawa faktycznie zlozona, ale te sprawe mozna tez wygrac! Mimo iz osoba dwujezyczna i dwukulturowa rzeczywiscie jest inna, ale to nie oznacza, ze nie moze byc szczesliwa: Zycze Wam tego!

      Usuń
  2. znajomy emigrant (mieszka w Kanadzie) powiedział mi kiedyś tak:

    jak emigrowaliśmy (na początku lat osiemdziesiątych) wiedzieliśmy, ze to musi być Kanada, USA albo Australia... Europa nie wchodziła w grę - w Europie wszędzie bylibyśmy obcy przez kolejne 3 pokolenia, każdy kraj jest bardzo nacjonalistyczny, mój wujek urodzony w Austrii do końca życia był dla austryjaków "tym Polakiem"... Zdecydowaliśmy się na Kanadę, i już teraz czujemy się u siebie i tak jesteśmy traktowani

    coś w tym jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnoscia sa kraje, gdzie latwiej przezywac swoja wielokulturowa tozsamosc...Z Francja bywa roznie, mimo iz ja mam dobre doswiadczenia, wiem, ze niektore osoby skarza sie na zamknietosc...Jak to jest w Szwecji Olu?

      Usuń
  3. Temat mi bliski z racji tego ze wychowuje corki na emigracji
    Byl to nasz swiadomy wybor
    Chce aby dziewczynki czerpaly z obu kultur i znaly swoje korzenie
    Chce tez im pokazac ze nie zaleznie od wybranego miejsca caly swiat stoi przed nimi otworem
    Chce przedewszystkim aby byly szczesliwe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Amelio, ciesze sie, ze do nas zagladnelas.
      Swiadomy wybor jest wazny, bo pociaga za soba wiele dobrych konsekwencji, o ktorych piszesz. Mozna naprawde byc aktorem swojego losu i takie przeslanie przekazac swoim dzieciom.
      Pozdrawiam serdecznie i zycze szczescia :)

      Usuń
  4. Pięknie napisane! Bardzo mi się podoba porównanie do sznura...Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, jakos sie ostatnio specjalizuje w niciach, sznurach, jakichs tkackich metaforach :) Ale swoj los wlasnie jakos sie tka, nieprawdaz? A moze to jakis wplyw tych wszystkich wspanialych blogow kreatywnych mam? :)
      Pozdrawiam Cie cieplo!

      Usuń
  5. tożsamość nosi się w sobie, nikt nam jej nie nada - i od tego, jak będą zachowywali się rodzice, zależy zachowanie i dalsze postępowanie dzieci, w tym też ich wybory...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest wlasnie paradoks tozsamosci, z jednej strony jest ona dzielem osobistym, indywidualnym, dzielem wyborow, a z drugiej strony inni, szczegolnie Inni znaczacy wiele na ten proces ksztaltowania sie tozsamosci wplywaja. Warto o tym wiedziec, kiedy sie jest rodzicem, o czym piszesz:
      Pozdrawiam, milo mi Cie goscic!

      Usuń
  6. Dzięki za ten tekst. Ja ciągle się boję zadać moim dzieciom pytanie o to kim się czują - czy bardziej Polakami, czy tez Tajwańczykami, a może córka mi odpowie, ze Amerykanką, bo tam się przecież urodziła? Staram się jak mogę, by czuły się jak u siebie w domu i w Polsce i tutaj. Jak na razie mam nadzieję, że mi się to udaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorotko, te pragnienia podziela wiele mam, ja takze. Mysle, ze mozna sie czuc jak w domu w wielu miejscach, mimo iz nie zawsze to beda to te sme odczucia, to jest wlasnie bogactwo wielokulturowosci. A to, ze sie starasz widac bardzo! i to, ze Ci sie udaje takze :)

      Usuń
  7. Pieknie napisane!!! Dziekuje za ten tekst! Zainspirowal mnie do poruszenia tematu na moim blogu. Sznur naszej córki jest upleciony z nici polskich, indyjskich i angielskich. Dzisiaj ma tylko 3 latka, jak za kilka lat odpowie na pytanie "Kim jestes?" Nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nino, napisalas wspanialy tekst. Ciesze sie, ze kontynyuujesz refleksje nad tozsamoscia!
      Dla tych, ktorzy chcieliby zajrzec do Niny, podaje adres
      http://naszerodzinnepodroze.blogspot.fr/2013/11/kto-ty-jestes-polak-maly.html
      Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie!

      Usuń
  8. Swietny film animowany dla dzieci o polskim godle, hymnie oraz fladze przygotowal Instytut Pamieci Narodowej (IPN) :
    http://pamiec.pl/pa/edukacja/gry-i-materialy-edukac/film-polak-maly/12975,POLSKIE-SYMBOLE-NARODOWE.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znamy, znamy :)
      i namietnie od kilku dni ogladamy!
      byla info o tym filmiku na stronie fb dzieci dwujezyczych, ale to bardzo dobry pomysl powtorzyc ja na blogu. Dzieki!

      Usuń
  9. Moja córka jest chyba bardziej polska niż ja... ;)
    A! A propos naszych rozmów o czytaniu:
    http://blogowanko-jagodzianka.blogspot.fr/2013/11/bzdurki-spod-klawiturki-z-cyklu.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to gratulowac polskosci corce!
      Wlasnie sie do Ciebie udalam, swietny wpis o Pierdziolce :) i ciesze sie z Waszego sukcesu!!

      Usuń
  10. Moze troszke nie na temat, ale jednak! Faustyno, Lilianka pieknie wymawia francuskie "R" , ale niestety z polska wymowa, typowo twarda ma problem. Tak wiec mamay KLOWA, LOWEL, KLUK itp. Staram sie z nia to cwiczyc ale nie wiele na razie to daje. Jakie sa wiec Twoje rady, jako eksperta?!?

    OdpowiedzUsuń
  11. Mamo w Paryzu,
    francuskie "r" jest do wymowienia o wiele latwiejsze dla dzici niz polskie "r". Tez sie zdziwilam, jak sie dowiedzialam :)
    Pojawia sie wiec ono o wiele wczesniej, podczas gdy polskie r o wiele pozniej okolo czwartego, a nawet piatego roku zycia! Do tego czasu czesto zastepowane jest przez "l".
    Macie wiec jeszcze czas! Spokojnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to super! uffff! bo juz myslalam, ze czeka nas logopeda :))))

      Usuń
  12. Bardzo ciekawy tekst. Też mam dwujęzyczne dzieci, urodzone w Anglii. Niestety polski nie jest ich ulubionym językiem i trochę mi żal.

    OdpowiedzUsuń