niedziela, 12 kwietnia 2015

Cud w opactwie Ouye

„Istnieje mapa bez krańców świata – są na niej wszystkie kontynenty, miasteczka i wsie, ale jako że zawieruszyła się w bibliotecznym dziale baśni, nabyła magicznych cech: jeśli się na niej stanie, potrafi porwać ze sobą w najbardziej odległe miejsce.
Byli tacy, którzy próbowali przedostać się mapą na skróty na Wielką Rafę Koralową u brzegów Australii,na szczyty Himalajów, a nawet do sklepu obuwniczego dwie przecznice dalej. Te próby jednak kończyły się fiaskiem, bo żaden ze śmiałków nie odkrył, że na wyprawę mogą wybrać się tylko dzieci. Czternastoletnia Ala i jej ośmioletnia siostra Karina poznały także inny sekret mapy – nie da się nią podróżować w pojedynkę. Dziewczynki dobrze wiedzą, że trzeba razem usiąść na wygniecionym papierze i mocno złapać się za ręce i dopiero wtedy otworzy się przed nimi droga. Dokąd tym razem? Jak zwykle tam, gdzie ktoś na tę dwójkę będzie czekał. Tak jak tutaj.”

Wszystko zdarzyło się tak szybko, że Ala i Karina nie zdążyły nawet mrugnąć okiem. Siedziały teraz pod wielkim dębem na skraju leśniej ścieżki, przed nimi roztaczała się piękna polana, na której falowały łany zbóż. Z daleka wyglądało to, jak niespokojne jezioro, tylko z bliska można było odróżnić pojedyncze kłosy. Nie były najwyrazniej tutaj jedynymi goścmi. Obok dębu znajdowała się ławeczka, na której właśnie teraz spoczęły. Ala, siedząc, dotykała ziemi, ale nożki Kariny dyndały sobie w powietrzu, wydając ciche SZU SZU.
Poczekaj, a może to wcale nie nogi Karinki, to dąb tak szumiał i nęcił, aby go posłuchać, bo ten kilkuset letni dąb miał wiele do powiedzenia...
SZszszsz.....SZszsz...Szszsz....





PAC!
Dziewczynki nagle otworzyły oczy, przy tym szumiącym sąsiedzie chyba się im na chwilę zdrzemnęło. Nic dziwnego, podróże z mapą sa zwykle męczące, a ta trwała wyjątkowo długo.
PAC!
Nadstawiły uszu. Co to może być?

PAC!
Oprócz szumu drzewa, które teraz wydało się im dziwnie mniejsze, rozlegało się to dziwne PAC!
Ach, to ta Pani obok, przy rzeczce, ale co ona robi? Dlaczego na kolanach, tak śmiesznie ubrana i wali jakimś płótnem w wodę! Ala już słyszała, że we Francji czasem ludzie są wyjątkowi, ale żeby aż tak? Już chciała podzielić się swoją refleksją z Karinką, kiedy rozdziawiła szeroko buzię ze zdziwienia. Co się stało z moją młodszą siostrą??? Karina, siedziała obok na trawie, ale jak nie Karina!
Co to za dziwna sukienka? I te sploty włosów? Gdzie dżinsy i trampki? 

Nagle dziewczynki usłyszały wołanie:
Panienki! Panienki!!! Król jedzie, a one jeszcze niegotowe!

Nie, no tego już za dużo, pomyślała Ala. Nie dość, że w tej Francji śmiesznie się ubierają, to mają jeszcze dodatkowo jakieś przestarzałe wyrażenia...Jaki król? Królik może, hi hi? Wszyscy wiedzą, że w tym państwie króli nie ma już od dwustu lat.

Wołanie nie ustepowało, wręcz przeciwnie stawało się coraz bardziej natarczywe. Ala postanowiła zbadać sprawę, wstała więc z ziemi, a raczej próbowała wstać, gdyż: O Zgrozo! potknęła się o coś, co przypominało odziewek jej siostry, machinalnie dotknęła ręką włosów. Sploty! O jeny...a gdy juz zobaczyła orszak królewski zbliżający się do dębu zrozumiała, że razem z Karinka znalazły się w beznadziejny sposób w jakiejś innej epoce.

Karinka nie wydawała sobie robić z tej całej afery najmniejszego problemu. Tańczyła w tej sukience i śmiała się, gdy giermkowie (bo to chyba byli oni) coś jej tam przygadywali.
Ala nie miała czasu się nad tym wszystkim zastanowić, gdyż na dziedziniec ich obozu zaczęły wpadać oszalałe psy, a zaraz za nimi wjechał orszak. No tak, nie da się ukryć. Króla. Najprawdziwszego.

Karinka była jak w siódmym niebie. Ale szczęście! Zobaczyć króla. A jak ten król zbliża się prosto do Ciebie i mówi "Zpraszamy na ucztę" to serce pęka dosłownie z zachwytu.

Uczta była tak pełna przepychu, że trudno to opisać. Dziewczynki zajadały się wszystkim, a najbardziej podobało im się to, że pokarmy spożywano rękoma i w ogóle nie trzeba było się martwić o to, co wypada, a co nie. W tej epoce było jakoś prościej. Ludzie rozmawiali ze sobą bez krygowania się, nikt się ich nie pytał, co tutaj robiły, skąd pochodziły. Ali zaczęło się to wszystko nawet podobać. I ten błysk szczęścia w oczach Karinki...

Minęło kilka dni, siostry zdążyły już poznać większość dworzan i nawet grać kilka razy z królem w warcaby. Czuły się prawie jak u siebie w tym średniowicznym borze. Nie musiały nawet tęsknić za domem. I wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego.

Tego dnia o świecie król wraz ze swoją świtą pojechał na polowanie. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali jego powrotu. Polowanie znaczyło bowiem późniejsze biesiadowanie. A łakomczuchów w obozie króla nie brakowało.

Minął cały dzień, powoli zaczął zapadać zmierzch, a na drodze nikogo nie widać...
Nagle PATATAJ! PATATAJ! Słychać wracające konie, ale ten powrót jakiś niespokojny, jakiś nerwowy. Gdzie jest król? Nie ma? Zaginął? W puszczy?
Zrozpaczony lud pada na kolana, pociaga za sobą Alę i Karinkę. Rozlegają się gorące modły, popłakiwania, pieśni błagalne do Boga. A w Ali coś pęka. Ten król, do którego sią tak przywiązała ma tak po prostu zniknąć, odejść, zostawić je z Karinką same? Karinka płacze tuż obok, serce Ali sie buntuje, wrze, nie zgadza się! Już chce się podnieść, już iść gdzieś prosto przed siebie, w nieznane, uciec.

Kiedy nagle rozlega się krzyk. JEST! To król, na koniu, wraca do swej łowieckiej osady. Tak, odnalazł drogę, nie zabili go rozbójnicy, ani nie zagryzły dzikie zwierzęta. Modlił się do Najświętszej Panienki i został wysłuchany. I wtedy, w momencie strachu i zwątpienia postanowił, że jesli przeżyje, wybuduje na tym miejscu opactwo.

SZszsz...SZszsz...Szszsz...
Ala otwiera oczy, Karinka siedzi obok niej, wielki dąb szumi. Wzrok Ali przyciąga po lewej stronie ogromna budowla. Opactwo Notre Dame de l'Ouye - czyta zbliżajć się.
Ala przymyka lekko oczy, chwyta Karinkę za rekę, łany zbóż falują, a w jej sercu rodzi się pewność, że nie ma rzeczy niemożliwych....





Opowieść ta powstała w ramach projektu BAJKI TYSIĄCA I JEDNEJ POLKI Klubu Polki na Obczyźnie.
Jest ona dedykowana Ali i Karince, które dzięki temu projektowi mogą zwiedzić świat.







7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Kaczko, powiem tak: historia ta, podszyta lokalną legendą, napisana z dwoma blizniakami na rekach i jęczącym od bólu uszu trzylatkiem gdzieś pomiędzy 22h a 24h wczoraj więc o jakąś dobę za późno...Potem padłam, pozwolisz więc, że odbiorę owacje na leżąco... Ale i tak stał się prawdziwy cud, że opowieść ujrzała światło dzienne, więc jak komuś pozwoli wierzyć w cuda, to wspaniale! Taki był cel! Dzięki za miłe słowa :)

      Usuń
  2. Wspomnienia , pięknego spaceru! Dzięki za kadry ;-))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Faustyno! No, nie ma rzeczy niemożliwych, skoro Ty, z czwórką do ogarnięcia jeszcze bajkę napisałaś! Myślę o Tobie :-) Pozdrawiam! Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) tez Cie pozdrawiam bardzo cieplo!

      Usuń
    2. Dziękuję :-) Maj się kwietniowo, wkrótce majowo... :-)

      Usuń