wtorek, 29 stycznia 2013

Czy wstydzimy się języka polskiego?

Ten post miał być odpowiedzią do komentarza Anety przy Małżeństwach mieszanych. Ale jak zaczęłam sie rozmyślać na ten temat, to stwierdziłam, że kwestia jest tak ważna, iż koniecznie nie może zginać śmiercią naturalną w niestety rzadko czytanych ostatnich linijkach...

Dzięki Aneto, zwróciłaś nam uwagę na bardzo istotną sprawę. Piszesz o wadze statusu socjo-ekonomicznego języka mniejszościowego, która wpływa w dużym stopniu na waloryzację dwujęzyczności. Zgadzam się z tym całkowicie, podobnie jak większość specjalistów badających warunki przyswajania drugiego języka. Ludzie zwykle są bardzo przychylni nauce języków, których użyteczność określają jako wysoką, najcześciej wiąże się to z edukacją szkolną oraz przyszłością profesjonalną dziecka. Można by powiedzieć, że w świadomości społecznej istnieje taka złota lista języków, niektóre z nich figurują na samym szczycie, niektóre gdzieś tam niżej, a jeszcze inne w ogóle się tam nie załapały...

Prym w tym rankingu wiedzie z pewnością język angielski, po nim plasują się hiszpański, niemiecki, francuski, no może włoski. Dzieci dwujęzyczne posługujące się tymi językami są chwalone, doceniane, ogólnie zdaniem wszystkich "będzie im łatwiej w szkole i w życiu". Rodzice takich dzieci są wspierani przez otoczenie, więc w życiu już jest im łatwiej. Przekazanie tych języków wydaje się faktycznie prostsze.

Po językach "naczelnych" rozciąga sie długa lista innych języków, które dla naszych potrzeb nazwałabym przeciętnymi. Ich znajomość nie wadzi nikomu, ale też nie wywołuje generalnie ekstazy u obserwatorów.

Po językach przeciętnych nastepuje często wielka przepaść i ta, znajduje się miejsce języków, zdaniem niektórych (jakże błędnym!), nikomu do niczego niepotrzebnych. Nie wiem jak rzeczy mają się w Waszych krajach, ale we Francji przez niektórych określane są w taki sposób języki soninké, bambra lub dialekty używane przez nieliczną część spoleczeństw afrykańskich.

Żyjemy w erze skuteczności, efektywności, nie da sie ukryć, że to co nieproduktywne postrzegane jest jako zbędne, wszystko powinno wydać owoc natychmiast i dla dobra wolnej, niezależnej oraz w gruncie rzeczy samotnej jednostki, krótko mówiąc w społeczeństwie ponowoczescnym, jak je określa Zygmunt Bauman.
Języki, których utrzymanie nie ma walorów ekonomicznych, ale jedynie wartość wspólnotową, ewentualnie kulturalną, mają mniejszą rację bytu na językowym rynku, gdzie tryumfują języki światowych potęg gospodarczych.

Bardzo ubolewam nad tym, że sądy tego typu są często wyrażane, nie tylko prywatnie, ale także przez przedstawicieli różnych instytucji, bez jakiejkolwiek troski o poczucie przynależności mówiącego w danym języku do swojej kultury. Wciąż za mało mówi, się, że w przypadku rodziców mówiących innymi językami, rozwinięcie dwujęzyczności u dziecka jest niezwykle potrzebne do jego harmonijnego rozwoju emocjonalnego. Niezależnie od statusu socjo-ekonomicznego języka jego przekazanie jest fundamentalne dla utrzymania więzi w sensie indywidualnym i kultury z sensie uniwersalnym.
Za mało się wspomina także, że wszystkie pozytywne efekty dwujęzyczności (myślenie twórcze, elastyczność poznawcza, przystosowanie społeczne, umiejetność mediacji itd). są wynikiem wyjątkowej gimnastyki umysłu u dziecka dwujęzycznego i pojawiają sie bez względu na języki jakimi ono sie posługuje.

A język polski w tym wszystkim? Jakie ma miejsce z tej hierarchii? I inne pytanie może jeszcze ważniejsze: jakie my mu w tej hierarchii powierzamy miejsce?
Jak dotąd spotkałam się z pozytywnym odbiorem (aczkolwiek nie entuzjastycznym) naszego języka i faktu, że mówie do chłopców po polsku: w przedszkolu; na ulicy, wśród przyjaciół i szczególnie ważne - w rodzinie męża. Wiem, że niestety nie wszyscy polscy rodzice mogą podzielić moje doświadczenia. Wiem także z obserwacji, że niektórzy są skrępowani ujawnieniem swojego polskiego pochodzenia i próbując udowodnić swoją adaptację w społeczności przyjmującej, celowo zwracają się do swoich dzieci w języku kraju zamieszkania, przynajmniej w towarzystwie innych osób. Nie osądzam takich zachowań, są one najczęściej rezultatem złożonych okoliczności. Zastanawiam się tylko jakim są komunikatem dla dzieci?

Co myślimy o naszym pochodzeniu, o naszym języku? Czy się ich wstydzimy? Czy jesteśmy z nich dumni?
Są to kwestie niesamowicie trudne, często związane z naszą historią, tożsamością, poczuciem wartości, ale są to też sprawy niezwykle ważne, bo nasza postawa wpłynie na postawę naszych dzieci, które będą dumne lub zaażenowane wypowiadając się po polsku. 
Jesli jestesmy dumni, nasze dzieci odczuwają to w lot i kojarzą język polski z czymś dobrym, wartościowym i dowartościowującym, a to przyciąga, motywuje.
A kiedy się wstydzimy...?

To oczywiste, że nikt nie lubi się wstydzić. Kiedy odczuwamy wstyd, pojawia się potrzeba schowania, ukrycia, okrycia...a język nie może zostać przekazany milczeniem.
Stawmy czoła tym kwestiom, nie pozostawiajmy ich w cieniu, tam, skąd będą nas straszyć i wychodzić na jaw wtedy, gdy się będziemy tego jak najmniej spodziewać.
Wydobędźmy złoto z naszych korzeni, zobaczmy to, co piękne, wyjątkowe, jedyne, słowiańskie, polskie...
W ten sposób bedziemy mogli pokazać naszym dzieciom, że to dobrze znać język polski, że to warto, że to może być super!



12 komentarzy:

  1. Temat: język polski - język matki. Powracam ciągle do wagi tego tematu - ale Ty poruszyłaś ważną kwestię, którą dołączam: Język polski -językiem matki, która się nie wstydzi i jest dumna. Oczywiście nie dezawuuje w żaden sposób języka społeczności, w której żyje!
    A to zdanie przeczytane dzisiaj o tym jak ludzie przestają mówić polskim językiem: są "podejmowane przez niektórych próby (...) zatarcia oznak i śladów własnego pochodzenia, grania nowej roli, udawania przed samym sobą i przed Innymi, że to jest możliwe, do czasu, gdy ci Inni nie sprawią, że grę tę trzeba porzucić(...) a tożsamość własną zredefiniować" (Wróblewska-Pawlak 2004, s.604).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, Twoje podsumowanie jest bardzo dobre, mysle, ze dolaczymy je do przykazan mamy dwujezycznej - dume z jezyka i kultury polskiej.
      Dzieki za cytat Wroblewskiej-Pawlak, jest swietny!

      Usuń
    2. Myślicie, że aż tak? Że wiele osób świadomie odrzucają swoją tożsamość? Szkoda, nie? Ja taka naiwna jestem i myślę sobie, że to głównie lenistwo i droga na skróty a potem dorabia się ideologie polityczne (że kraj niedobry dla mnie był) albo językowe (że mówią, że dziecko się nauczy szybciej jak nie będziemy mieszać). Smutno trochę, nie?

      Usuń
  2. Zgadzam się z Elą! Mam też szczęście, że nikt tu otwarcie nie dezaprobuje mojej drogi językowej, a wręcz dostaję wiele pozytywnych komentarzy ze strony Anglików. Pamiętajmy, że tu prawie każdy ma w sobie jakąś "obcą" krew, chociażby z poprzednich pokoleń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze Aneto, ze masz pozytywne doswiadczenia, to musi dodawac odwagi!

      Usuń
  3. bardzo piekny post! ja sie zastanawiam nad tym od samego poczatku emigracji do Szwecji...po co mam sie uczyc szwedzkiego, ktorym posluguje sie max 9 milionow ludzi na swiecie, w ktorym nie powstaly zadne oszalamiajace dziela literackie czy filmowe (no poza 'dziecmi z Bullerbyn', rzecz jasna!), ktory gra coraz mniejsza role we wlasnym kraju (a angielski stal sie niemal oficjalnym drugim jezykiem)... skoro mowie w jezyku Mickiewicza, Milosza i Marii Sklodowskiej, i mowi nim 40 milionow ludzi

    zarty zartami, ale cos w tym jest

    do dziecka mowie po polsku, glosno i otwarcie, nie spotkalam sie z zadnymi przejawami niecheci... ale moj maz niechetnie mowi publicznie w urdu... moze ma poczucie, ze jego jezyk to ten gorszy...?

    Z moich obserwacji wynika, ze ma to tez duzy zwiazek z wyksztalceniem i poziomem znajomosci jezyka ojczystego. Osoby kaleczace polski kalecza nowo nabyty jezyk obcy, nawet jak staraja sie mowic do dzieci w jezyku ojczystym to kaleczenie jest coraz mocniejsze, rezygnuja z wysilku i wplataja obce slowka. Wresacie, osoby wyksztalcone beda duzo czytac i beda czytac dzieciom, jezyk sie rozwija, w jezyku sie mysli, jezyk staje sie nasza tozsamoscia. Ale problem tozsamosci juz zauwazylas, nie bede powtarzac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu,
      wspaniale, ze mowisz do swojego synka po polsku i najwyrazniej jestes z tego dumna :-)
      dlaczego sie uczyc szwedzkiego...?
      Moze dlatego, ze jezeli tylko zostajecie w Szwecji, bedzie to drugi jezyk Kamyczka, jego jezyk szkolny, jezyk rowiesnikow, moze jego zony, dzieci etc. Zebys mogla zawsze zachowac z nim kontakt, miec wstep do drugiej polowy jego cennego swiata...

      Usuń
    2. Olu, uzmysłowiłaś mi ważną rzecz - często staram się pisać i podkreślać jak ważna jest nauka języka macierzystego - języka matki (ze względu na przyszły, ogólny rozwój emocjonalny i intelektualny dziecka). A nie piszę, że język ojca jest bardzo ważny. Aby dziecko mogło budować mocną tożsamość, dobrze jest by uczyło się zarówno języków etnicznych rodziców jak i języka kraju przyjmującego.
      Z moich obserwacji wynika, że 80 % ojców nie naciska na naukę swojego języka etnicznego a po latach żałuje. Żałuje też tego dana osoba, że nie zna języka przodków.
      Do ojców Polaków: w większości języków świata język etniczny, kraju pochodzenia nazywa się językiem macierzystym, w języku polskim jest to ojczysty - znaczy się dobrze by było wiązać go też z ojcem i ojczyzną jego:-)
      Wpiszę te myśli do postu o języku matki.
      Olu jeszcze raz dziękuję za inspirację "myślową".

      Usuń
    3. Faustyna, moja motywacja do nauki szwedzkiego jest dokladnie to, co napisalas :)
      ale w chwilach zmeczenia/zwatpienia/smutku rzucam to w kat i mysle sobie to, co powyzej... cholerni wikingowie ;)

      Wyobrazcie sobie, ze to ja naciskam na meza zeby mowil w urdu i nie wplatal szwedzkich! jak slysze, ze idzie na latwizne to zawsze delikatnie napomkne "a jakby to bylo w czystym urdu...?" (kiedys sie uczylam, mam zamiar wrocic do tego jezyka, wiec mnie tez to interesuje :) )

      Bardzo rafne spostrzezenie! Jezyk OJCZYSTY. W Szwecji mowia modersmal, czyli 'jezyk matki'. Dzieki, Ela!

      Usuń
    4. Olu, motywuj, motywuj. Może wymyśl jakisik fajny, miły kontekst do języka męża: że wspólnie będziecie się go uczyć: sytuacja: zawsze w samochodzie, zawsze przy książce, zawsze przy grze.. Nie wiem, ale wymyślisz coś, co dla Was najlepsze. I zobaczysz jak kiedyś wszyscy będą Ci wdzięczni, a mąż szczególnie to będzie cenił. Jako mądra i silna kobieta jesteś w stanie zbudować pozytywną wielojęzyczność dziecka! Powodzenia.

      Usuń
    5. dziękuję!
      moim planem jest powrót do nauki urdu iwyznaczenie standardów dla siebie - synek sie też w tym znajdzie
      na szczęście dostałam od Pana Boga talent do jezyków, już wiem po co :)

      Usuń
  4. Faustyna, bardzo fajny wpis! Oj jak wielu ludzi powinno go przeczytać! A masz go może po angielsku gdzieś tam w lewej kieszeni od płaszcza? Znam kilka mam które bardzo powinny go przeczytać...jeśli pozwoliłabyś oczywiście.

    OdpowiedzUsuń