wtorek, 15 stycznia 2013

List mamy do mamy...

          którym chcę się z Wami podzielić. Oczywiście za zgodą Autorki.Początkowo chciałam go umieścić w komentarzach, ale zaprosiłam Panią Anię do posta. Mam przekonanie, że to, co napisała, przyda się nam wszystkim


\           Dobry wieczor Pani Faustyno !


Zycze wszystkiego co najpiekniejsze w Nowym Roku. Radosci z dzieci, usmiechu, spelnienia marzen, tych najwazniejszych!
 Niestety przed feriami nie zdazylam juz napisac, a potem pofrunelismy do Polski, bo szczesliwie nasze linie nie splajtowaly (tak, tak juz wszystko wiem, zajrzalam na Pani blog, ktory bardzo mi sie podobal). Wlasnie mialam za to goraco przepraszac, gdy przeczytalam Pan maila i pomyslalam sobie, ze cos zaproponuje. Poniewaz jak wszystkie kobiety nie pracujemy i w zwiazku z tym mamy mnostwo wolnych chwil -J, nie przepraszajmy sie za przerwy w pisaniu. Mail jest uroczym srodkiem korespondencji, lecz wymaga jakiejs niesamowitej ilosci czasu. Potraktujmy wiec go jak listy i wrocmy do czasow, gdy czlowiek wiedzial, ze odpowiedz nie bedzie zaraz nastepnego dnia w skrzynce -J.
Bardzo sie ciesze, ze „Bajki-Grajki” spodobaly sie Pani Maluchom (ja rowniez bardzo lubie „Czerwonego Kapturka”). Uradowalo mnie rowniez, ze moim dzieciom tak polkule rozwijalam(to wiem z blogu)! Sama uwielbialam te plyty kiedy bylam mala i po prostu chcialam im to przekazac – a tu prosze - jaka jestem madra -J. Jak chodzi o ksiazeczki to wiem, ze moj Romek bardzo lubil serie o Tygrysku i Misiu (Janocha, wydawal to „Znak”) sa zabawne, ze smiesznymi obrazkami. Jedna z ulubionych nosi tytul ” Ja ciebie wylecze”. Mysle, ze nadal niezawodny jest „Krecik”. Ostatno nawet go wykorzystalam na lekcji polskiego, zeby wytlumaczyc dzieciom co to sa pazdzierze. Byly zachwycone.

 Zwykle w ograniczony sposob przejmowalam sie tym, ktora ksiazka jest dostosowana do wieku moich dzieci, a ktora nie (oczywiscie w granicach rozsadku). Czytalam te, z ktorymi bylam emocjonalnie zwiazana. „Cudaczka wysmiewaczka” (moj Romek, choc jest chlopcem bardzo go lubil), „Plastusiowy pamietnik” (choc niektorzy twierdza, ze ramota) i oczywiscie Astride Lindgren („Dzieci z Bullerbyn”, „Karlssona z dachu”, „Pippi”, „Madike” itp.).Czasem nie moglam juz sie doczekac, zeby jakas lektura sie z nimi podzielic. Kiedy Ewa miala 5 lat wzielam sie za „Profesora Gabke”. Nie wiem ile z tego zrozumiala, ale sluchala z zainteresowaniem -J
 I powiem szczerze, ze choc dzieci mam juz duze i swietnie sama czytaja, sa ksiazki, z ktorymi do mnie przychodza, zebysmy sie razem zagrzebali w lozku i czytali na glos (nawet moja prawie 15 letnia corka). Teraz z Romkiem jestesmy na etapie „Wladcy Pierscieni”.
  I jeszcze à propos imion. Calkowicie zgadzam sie, ze maja one wplyw na nasza tozsamosc. Mam nawet tak teorie, ze jak dziecko ma imie pisane ”z polska” latwiej sie z nasza kultura i jezykiem utozsamia. Oczywiscie jest ona domorosla i z pewnoscia nie sprawdza sie w 100 %, ale cos w tym jest.

              Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz zycze Wszystkiego Najlepszego!

              Anka

Piszmy do siebie takie listy, życzliwe, ciepłe, wspierające, wymienjamy sie pomysłami.
A może też inne doświadczone mamy chciałyby nam napisać kilka słów o ich sposobach na wychowanie w dwujęzycznosci, w dwóch kulturach? 
Zapraszam do podzielenia się Waszymi przeżyciami z młodszymi mamami!

4 komentarze:

  1. Widzę, ze Ela proponuje pisac listy do naszych dzieci. Zima inspiruje nas do pisania najwidoczniej:-) znikam; bo chce odpowiedziec w koncu na wiadomosci S...

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Faustyno,
    jak juz pisałam wczesniej, zostanę tu i przycupnę gdzieś z boku. Nie wiem na ile moje doświadczenia się komuś przydadzą, ale napiszę co mi czoło podpowiada.
    Na wyprowadzkę z Polski zdecydowaliśmy się z jednego powodu-chciałam, żeby moje dzieci mówily po angielsku swobodnie i bez obcego akcentu. W Polsce nieco trudno nabrać tej swobody, nawet przy mamie nauczycielu języka angielskiego, o akcencie nie wspomnę. Więc zapakowaliśmy się i zaprowadziło nas do Manchesteru/UK. Szukałam szkoły dla mojego starszego syna kilka tygodni. Mały nie był jeszcze w wieku szkolnym. Jedynym kryterium jakim się kierowałam, to absolutny brak uczniów i personelu polsko brzmiącego. Trudno było, ale w końcu znalazłam taką szkołę. Nic ciekawego, nawet powiem mniej niż średnio mnie zadowalała, ale opłaciło się. Tymek, mój starszy syn, poszedł do szkoły i w tempie expresowym zaczął komunikować się po angielsku. Ku mojemu zaskoczeniu dołożył sobie jeszcze francuski. Przypadł mu strasznie do gustu pewien kolega z Afryki francusko języcznej. Kolega był też na początku swojej przygody z angielskim, więc słabo im szło dogadywanie się. Łatwiejszym rozwiązaniem było nauczenie się przez moje dziecko francuskiego od tego wlaśnie kolegi.
    Po dwóch latach, jak uzyskałam zapewnienie nauczycieli, że nie nastąpi regres w nauce angielskiego, z ulgą zmieniłam szkołę na lepszą.
    Od 3 lat moi chłopcy chodzą do dobrej szkoły, gdzie uczęszczają również polskie dzieci i nic się nie dzieje.
    Wiem z doświadczenia innych mam, że proces opanowywania języka angielskiego znacznie się wydłuża, jeśli ma się obok siebie kogoś kto mówi w języku ojczystym.
    Bilans jest taki, że Tymek mówi po polsku, angielsku (w wersji mancunian także), francusku i hiszpańsku. A synuś malutki-Tycjan, tylko po angielsku i polsku :(
    Żeby nie było, że mamy tylko z górki, powiem że matematyka to jest coś co nam po nocach nie daje spać. A tabliczka mnożenia, to mi się śni po nocach nieustannie. Taka mała powtórka z rozrywki dla mnie.
    POzdrawiam,
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Agato, zostan z nami dluzej i niekoniecznie na boku! Dziekuje, ze sie podzielilas Waszymi doswiadczeniami. Faktycznie technika zanurzenia jest najlepsza chyba jezeli chodzi o nauke jezyka. Wiem dokladnie o co Ci chodzilo, bo ja teraz bardzo intensywnie szukam dzieci mowiacych tylko po polsku, zeby wlasnie ten jezyk wspierac. Przy dzieciach francuskojezycznych, a nawet dwujezycznych pl-fr, to wlasnie jezyk francuski staje sie dominujacy, a ten Gabriel posiadl juz bardzo dobrze.
      Niesamowite, jak Twoi chlopcy sa zdolni jezykowo, nawet Tycjan tak mi sie wydaje, jezeli wlada dobrze oboma jezykami.
      Udalo Ci sie wprowadzic chlopcow w swiat innych jezykow, ocalajac przy tym jezyk polski, to bardzo wazne!To Wasz pierwszy jezyk, jezyk rodzicow, rodziny, baza wszystkiego...
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Dla nas jako rodziców, niewatpliwie polski jest pierwszym językiem. Dla moich synów chyba już nie. Tymek, owszem najpierw nauczył się polskiego i z jego znajomścią przyjechał do Anglii, ale widzę, że coraz trudniej mu, szczególnie czytać. Tycjan, to jest chyba jakaś "ciekawostka przyrodnicza". Przyjechał do Anglii jako 2-latek, więc jeszcze nie mówił. Do przedszkola poszedł mając 3 latka. I nadal nic. My w domu mówimy tylko po polsku, więc wydawało mi się naturalne, że maluszek przemówi po polsku. Nic z tych rzeczy. Zaczął mówić póżno, bo jako 4-letnie dziecko, za to pełnymi zdaniami, ale... po angielsku. Przez ten rok przedszkolny zdażyłam go przebadać u laryngologa, logopedy polskiego i angielskiego, teściowa jako zawodowy psycholog przebadała go i nawet moja przyjaciółka psychiatra dziecięcy, wzięła go "na warsztat". Wszyscy zapewniali, że wszystko jest w porządku. No i wtedy przemówił. Pamiętam to jego pierwsze zdanie:"What did you say?". Ryczeć mi się chciało z wrażenia. A po polsku zaczął nieśmiało coś mówić dopiero po roku. Na początku to był mix angielsko-polski, z czasem przechodząc w czysty (nie mieszany) polski. Ale do dzisiaj nie mogę go oduczyć jednej, bardzo ciekawej odmiany czasownika>
    czasownik "jechać" wg Tycjana odmiania się tak:
    ja jecham
    ty jechasz
    on jecha
    my jechamy
    wy jechacie
    oni jechajom
    No i do historii rodzinnych anegdot przeszło już jego zdanie: "Mamo, a Tymo nie chce się bawić z ja".
    Jak mi się przypomnią jeszcze jakieś perłki, to napiszę.
    POzdrawiam,
    Agata

    OdpowiedzUsuń