wtorek, 29 stycznia 2013

Czy wstydzimy się języka polskiego?

Ten post miał być odpowiedzią do komentarza Anety przy Małżeństwach mieszanych. Ale jak zaczęłam sie rozmyślać na ten temat, to stwierdziłam, że kwestia jest tak ważna, iż koniecznie nie może zginać śmiercią naturalną w niestety rzadko czytanych ostatnich linijkach...

Dzięki Aneto, zwróciłaś nam uwagę na bardzo istotną sprawę. Piszesz o wadze statusu socjo-ekonomicznego języka mniejszościowego, która wpływa w dużym stopniu na waloryzację dwujęzyczności. Zgadzam się z tym całkowicie, podobnie jak większość specjalistów badających warunki przyswajania drugiego języka. Ludzie zwykle są bardzo przychylni nauce języków, których użyteczność określają jako wysoką, najcześciej wiąże się to z edukacją szkolną oraz przyszłością profesjonalną dziecka. Można by powiedzieć, że w świadomości społecznej istnieje taka złota lista języków, niektóre z nich figurują na samym szczycie, niektóre gdzieś tam niżej, a jeszcze inne w ogóle się tam nie załapały...

Prym w tym rankingu wiedzie z pewnością język angielski, po nim plasują się hiszpański, niemiecki, francuski, no może włoski. Dzieci dwujęzyczne posługujące się tymi językami są chwalone, doceniane, ogólnie zdaniem wszystkich "będzie im łatwiej w szkole i w życiu". Rodzice takich dzieci są wspierani przez otoczenie, więc w życiu już jest im łatwiej. Przekazanie tych języków wydaje się faktycznie prostsze.

Po językach "naczelnych" rozciąga sie długa lista innych języków, które dla naszych potrzeb nazwałabym przeciętnymi. Ich znajomość nie wadzi nikomu, ale też nie wywołuje generalnie ekstazy u obserwatorów.

Po językach przeciętnych nastepuje często wielka przepaść i ta, znajduje się miejsce języków, zdaniem niektórych (jakże błędnym!), nikomu do niczego niepotrzebnych. Nie wiem jak rzeczy mają się w Waszych krajach, ale we Francji przez niektórych określane są w taki sposób języki soninké, bambra lub dialekty używane przez nieliczną część spoleczeństw afrykańskich.

Żyjemy w erze skuteczności, efektywności, nie da sie ukryć, że to co nieproduktywne postrzegane jest jako zbędne, wszystko powinno wydać owoc natychmiast i dla dobra wolnej, niezależnej oraz w gruncie rzeczy samotnej jednostki, krótko mówiąc w społeczeństwie ponowoczescnym, jak je określa Zygmunt Bauman.
Języki, których utrzymanie nie ma walorów ekonomicznych, ale jedynie wartość wspólnotową, ewentualnie kulturalną, mają mniejszą rację bytu na językowym rynku, gdzie tryumfują języki światowych potęg gospodarczych.

Bardzo ubolewam nad tym, że sądy tego typu są często wyrażane, nie tylko prywatnie, ale także przez przedstawicieli różnych instytucji, bez jakiejkolwiek troski o poczucie przynależności mówiącego w danym języku do swojej kultury. Wciąż za mało mówi, się, że w przypadku rodziców mówiących innymi językami, rozwinięcie dwujęzyczności u dziecka jest niezwykle potrzebne do jego harmonijnego rozwoju emocjonalnego. Niezależnie od statusu socjo-ekonomicznego języka jego przekazanie jest fundamentalne dla utrzymania więzi w sensie indywidualnym i kultury z sensie uniwersalnym.
Za mało się wspomina także, że wszystkie pozytywne efekty dwujęzyczności (myślenie twórcze, elastyczność poznawcza, przystosowanie społeczne, umiejetność mediacji itd). są wynikiem wyjątkowej gimnastyki umysłu u dziecka dwujęzycznego i pojawiają sie bez względu na języki jakimi ono sie posługuje.

A język polski w tym wszystkim? Jakie ma miejsce z tej hierarchii? I inne pytanie może jeszcze ważniejsze: jakie my mu w tej hierarchii powierzamy miejsce?
Jak dotąd spotkałam się z pozytywnym odbiorem (aczkolwiek nie entuzjastycznym) naszego języka i faktu, że mówie do chłopców po polsku: w przedszkolu; na ulicy, wśród przyjaciół i szczególnie ważne - w rodzinie męża. Wiem, że niestety nie wszyscy polscy rodzice mogą podzielić moje doświadczenia. Wiem także z obserwacji, że niektórzy są skrępowani ujawnieniem swojego polskiego pochodzenia i próbując udowodnić swoją adaptację w społeczności przyjmującej, celowo zwracają się do swoich dzieci w języku kraju zamieszkania, przynajmniej w towarzystwie innych osób. Nie osądzam takich zachowań, są one najczęściej rezultatem złożonych okoliczności. Zastanawiam się tylko jakim są komunikatem dla dzieci?

Co myślimy o naszym pochodzeniu, o naszym języku? Czy się ich wstydzimy? Czy jesteśmy z nich dumni?
Są to kwestie niesamowicie trudne, często związane z naszą historią, tożsamością, poczuciem wartości, ale są to też sprawy niezwykle ważne, bo nasza postawa wpłynie na postawę naszych dzieci, które będą dumne lub zaażenowane wypowiadając się po polsku. 
Jesli jestesmy dumni, nasze dzieci odczuwają to w lot i kojarzą język polski z czymś dobrym, wartościowym i dowartościowującym, a to przyciąga, motywuje.
A kiedy się wstydzimy...?

To oczywiste, że nikt nie lubi się wstydzić. Kiedy odczuwamy wstyd, pojawia się potrzeba schowania, ukrycia, okrycia...a język nie może zostać przekazany milczeniem.
Stawmy czoła tym kwestiom, nie pozostawiajmy ich w cieniu, tam, skąd będą nas straszyć i wychodzić na jaw wtedy, gdy się będziemy tego jak najmniej spodziewać.
Wydobędźmy złoto z naszych korzeni, zobaczmy to, co piękne, wyjątkowe, jedyne, słowiańskie, polskie...
W ten sposób bedziemy mogli pokazać naszym dzieciom, że to dobrze znać język polski, że to warto, że to może być super!



Dowód rzeczowy

na to, że to, co piszę o Leo nie jest tylko fikcją literacką ... :-)



wczoraj wieczorem po powrocie od znajomych

Małżeństwa mieszane

Od kilku dni dużo myślę o małżeństwach mieszanych i specyfice ich sytuacji w całym procesie przekazywania języka, a raczej języków.

Wiadomo, że dzieci dwujęzyczne mogą wychowywać się w różnego rodzaju domowych i międzynarodowych konfiguracjach - najczęstsze chyba są takie: rodzice mogą byc Polakami mieszkającymi za granicą, moga być Polakami przebywającymi w Polsce i decydującymi sie mówić do dziecka w języku obcym, mogą też dzieci te wzrastać w tzw. rodzinach mieszanych, gdzie każdy w rodziców jest innej narodowości.

Malżenstwa, w których małżonkowie pochodzą z różnych krajów, różnych kultur mają długą historię. Wystarczy przypomnieć sobie takie pary jak Kleopatra i Marek Antoniusz, Ludwik XVI i Maria Antonina, George Sand i Fryderyk Chopin...ilu z nas mogłoby się dopisac do tej listy? Każdego roku  z pewnością coraz więcej, gdyż mimo iż fenomen ten nie jest dzisiaj niczym nowym, wraz z procesem globalizacji nabrał o wiele wiekszego zakresu. A jak mawiał mój znajomy Holender "Polki, jako najpiękniejsze kobiety na swiecie" w skuteczny sposób zawyżają statystyki.

Egzystencja małżeństw mieszanych jest bogata w różnorodne doświadczenia. Piszę: bogata, bo myślę, że te doświadczenia mogą naprawdę być ubogacające pod wieloma względami, przede wszystkim zaś uczą otwartości na to, co Inne. Przyjmując metaforę Emmanuela Lévinasa twarz Innego codziennie wzywa nas do wyjścia poza siebie, poza wąski krąg przywyczajeń, stereotypów, co pozwala na prawdziwe Spotkanie i Dialog. Oczywiście nie trzeba jechać na drugi koniec świata, żeby spotkać Innego, może nim byc także sąsiad z ulicy, paradoksalnie czasem wydający się nam jako bardziej odległy i różny niż nasz "innokulturowy" mąż. Takie to są tajemnice spotkań.

Nie da sie jednak ukryć, że ta egzystencja jest także naznaczona trudem. Trudem pokonania (?) - zaakceptowania wolę powiedzieć- różnic kulturowych, rozłąki z krajem i tęsknoty, znalezienia swojego miejsca w nowym społeczeństwie, przekazania korzeni swoim dzieciom będąc niejako od tych korzeni odciętym. No i oczywiście pozostaje kwestia języka, aby się móc skutecznie i dobrze porozumieć z małżonkiem i aby móc przekazać swój język dzieciom.

Jeżeli rodzina mieszka w kraju jednego z rodziców  (niekiedy tylko zdarza się, że małżonkowie wybierają kraj trzeci) to wiadomo, że język drugiego rodzica będzie językiem mniejszościowym.
L1 używany jest przez jednego rodzica, ale także: przez kolegów, w szkole, na podwórku, przez dziadków, w sąsiedztwie, przekazywany przez cały sytstem kulturalny i medialny (literatura, kino, muzyka, teatr, też radio i telewizję, język oprogramowań komputerowych, etc.).
Przekaźnikiem L2 jest najczęściej jedynie rodzic posługujący sie tym językiem.

Od razu widać brak równowagi sił. Udało się Wam ją kiedyś odczuć? Mnie wieloktotnie...
Przez długi czas zastanawiałam się jak wesprzeć wysiłki rodzica przekazującego język mniejszościowy, tak, aby jego trudy wydały owoce, a on sam by nie uległ wypaleniu (tak, niestety zjawisko burn-out zdarza sie nie tylko w pracy zawodowej).

Na pomoc przeszedł mi Profesor François Grosjean, ktróry w czasie swej listopadowej konferencji w Paryżu podzielił sie z nami kilkoma sposobami, jak te siły choć trochę wyrównać.
Opiszę je krótko, aby móc rozwijać je z dalszych postach:
  • stworzenie tzw "biegunów językowch" pôles monolingues. gdzie dziecko ma okazję posługiwania się jedynie jednym językiem, w naszym przypadku L2,
  • opracowanie "projektu językowego rodziny", niekoniecznie metoda OPOL...
  • wspieranie dwujęzyczności przez pozytywne nastawienie otoczenia,

 a przede wszystkim samych rodziców! Czego Wam życzę :-)




piątek, 25 stycznia 2013

Leo

Leo ma: szesnaście miesięcy, dużo niespożytej energii niewiadomoskąd, sto szalonych pomysłów na sekundę, zbójnicki uśmiech na buźce i ogromną potrzebę dawania wszystkim całusków. My z Leo mamy: dużo nieprzewidzialnych wydarzeń, krótkie noce, całkiem sporo sprzątania i ogromną radość.
Leopolda wszędzie dużo i nie sposób go szaleńczo nie kochać.

Ale ostatnio wszystko się zmienia w naszym rodzinnym krajobrazie, bo Leo znika, coraz częściej.

Weźmy za przykład wczorajszy powrót ze spaceru. Po śnieżnej u nas rewolucji wszystko zabiera dwa razy więcej czasu, rozbieranie się po spacerze, trzy razy więcej. Wykaraskaliśmy się w końcu ze wszystkich rękawiczek, szalików, kominiarek, opasek, sniegowców itd i hola przygotowywać ciepła czekoladę. Nagle ktoś pyta, gdzie Leo (nie matka niestety, o nie). Szukamy wszędzie, nawołujemy, metraż niewysoki, więc znajdujemy na szczęście uciekiniera szybko - siedzi zbieg na kanapie, czerwomy jak burak, w kombinezonie, botkach futrzanych, a jego tłuste jeszcze troszeczkę łapki trzymają książke.
Brata. Takie chwile nieuwagi Leo lubi najbardziej. Swoje książeczki czyta legalnie w naszym towarzystwie, ale jak tylko wzrok się odwróci - już Leo chwyta za słowo drukowane -  nasze powieści, tygodniki, katalogi,czy wreszcie jakieś całkowicie nieodpowiedzialnie porzucone awizo. Różnie to bywa z dochodzeniem praw własności pomiędzy braćmi, dzisiaj więc miłość słowa pisanego ma Leopold wypisaną na twarzy, w postaci ogromnego guza nabytego kantem Mama Mu sprzata .

Do tej pory prawie  zainteresowanie Leopolda literaturą miało charakter głównie smakowy, lub kinestetyczny (oj, podarło się jej trochę, podarło...) Ewentualnie oglądał Leo obrazki, z których wyławiał, jak się dało, wszystkie miauczące kotki, i brumbrające auta, ale od kilku dni sadowi się ze smakiem na wszystkich nadarzających sie kolanach, z książeczką i wiele mówiącym szczęśliwym posapywaniem. A jeśli nie natrafi na żadne kolana, siada gdzie popadnie i ...czyta! Lemle lele lule wychodzą z jego buzi a paluszek wodzi za tekstem. Patrzę na to widowisko rowczulona i zastanawiam się co się dzieje w tej małej główce. Pojawiają się tam tylko obrazy, czy już jakieś pierwiosnki symboli. E, nie,chyba jeszcze za wcześnie, karcę sama siebie jakąś wiedzą psychologiczną. Ale kto to wie, co to lemle lele znaczy, czy to tylko naśladownictwo, zabawa dźwiękiem czy może jakieś początki przypisywania kilku kreskom sensu, kilku słowom życia, widzialnemu niewidzialnego?

Leopolda pasja książek zaczęła się dość wcześnie, Kaka pojawiło się w zestawie z mamą, tatą, i babą (Gabriel). Rzekło się i książki stanowią część naszej rodziny: Jakoś tak się dzieje, że ta rodzina stale się powiększa, ciagle świeże miejsca uwalniać na półkach potrzeba. Nowe przyjmujemy jak niemowlęta pod nasz dach, adoptujemy te starsze, niektóre jak relikwie przechowujemy koło łóżka, na szafce.
Skąd się bierze miłość do książek, słowa, języka? Chyba od tych półek uginających się, z mlekiem matki wyssana, z głosem taty usłyszana, kuksańcem od brata zakrzewiona? Od rozmów, historii opowiadanych w ciemności, kolan ciepłych pod pupą i oddechu nad uchem z "pewnego razu był sobie..."

Czytajmy naszym dzieciom, jak najczęściej, jak najwcześniej.



czwartek, 24 stycznia 2013

Zaproszenie - miłe i pożyteczne.

Kilka dni temu skontaktowała się ze mną Pani Sylwia Akcan z Warszawy.
Pani Sylwia, studiuje pedagogikę na UKSW w Warszawie i jest w trakcie pisania pracy magisterskiej pod kierunkiem profesora Janusza Surzykiewicza, na temat kompetencji społecznych dzieci dwujęzycznych. Chciałaby część teoretyczną poprzeć badaniami, dlatego stworzyła anonimową ankietę dla dzieci dwujęzycznych.
Ankieta skierowana jest do dzieci od 3 do 6 klasy podstawowej, które mówią w języku polskim i dowolnym innym języku.

Pani Sylwia pyta czy chciałabym jej pomóc i czy znam mamy dzieci dwujęzycznych, z którymi mogłabym się skontaktować w tej sprawie?


Oczywiście, że chciałabym pomóc Pani Sylwii. Uważam, że takie inicjatywy są bardzo ważne, przy pomocy tego rodzaju badań, rzetelnie i odpowiedzialnie przeprowadzonych, poznajemy powoli małe fragmenty życia naszych dzieci.
Temat kompetencji społecznych uważam za bardzo ciekawy. Wiele już przeprowadzono badań na temat rozwoju językowego osób dwujęzycznych, niewiele w dalszym ciągu niestety na temat ich funkjonowania społecznego, emocjonalnego...
Pani Sylwia chce się z nami poźniej podzielić otrzymanymi rezultatami. Z pewnością bardzo nas to zainteresuje!

A więc tutaj apel do mam dzieci dwujęzycznych pomiędzy 9 a 13 rokiem życia (jeżeli dobrze wyliczyłam)...

Proszę zobaczcie, czy Wasze pociechy  miałyby ochote wypełnić trzystronicową ankietę i w ten sposób uczestniczyć w badaniach. Poniżej zamieszczam kilka przykładowych pytań z ankiety
Możecie się skontaktować z Panią Sylwią pisząc na nastepujący adres e-mailowy:
wcalenietaka@wp.pl

Pani Sylwio, przyjemnej i owocnej pracy!



Ankieta






wtorek, 22 stycznia 2013

10 przykazań mamy dziecka dwujęzycznego

Jest środa. To nasz polski dzień.

Jestem sama z chłopakami, w środy dzieci nie chodzą tutaj do szkoły...Więc: wypoczywamy, bawimy się, czytamy, słuchamy bajek i piosnek, tańczymy, czasem coś oglądniemy, spacerujemy, polujemy na wilka w lesie, ogólnie - jak to mówi Gabryś szalejemy. Zasada jest jedna - wszystko dozwolone, ale wszystko po polsku
Tak jest w ideale, bo to świetny sposób, ale tylko wtedy, gdy...mama jest wypoczęta!

Dzisiaj nie mam na nic siły, późno dotarłam do łóżka wczoraj wieczorem, źle spałam, od rana Leo marudny, bo ząbkuje, zrezygnowałam z kilku minut dla siebie, żeby znów coś tam dla domu zrobić. Gabryś chodzi za mną i prosi, żebyśmy się w końcu w kotki pobawili, Leo wisi na mnie z jakimś niejasnym żadaniem czytania książeczki. Siadam wypluta, nie wiem co robić, raczkować ze starszym, zgłębiać literaturę z młodszym, a może na odwrót? Głowa mnie boli, i tak mija prawie cały cenny dzień, ja sfrustrowana i zmęczona staram się przeżyć, oganiam się od moich dzieci, one zaniepokojone chyba, coraz częściej się denerwują i męczą prośbami....Istny młyn, zero przyjemności, jeszcze mniej języka...
Ech, nie tak to miało być...

Taka była ostatnia środa, mam nadzieję, że jutro będzie inaczej.

No właśnie, ale jak zrobić to inaczej? Jak być dyspozycyjnym dla innych? Jak skorzystać z tego czasu razem, cieszyć się nim, a nie próbować przetrwać, "byleby do wieczora".
Ja chyba się zabierałam do tego wszystkiego na odwrót. Chciałam pamiętać o wszystkim, a zapomniałam o sobie...

A przecież:
Bycie mamą to piękne, ale trudne zadanie, wyzwanie chciałoby się powiedzieć. Bycie mamą dwujęzycznych dzieci to zadanie podwójnie wymagające. I jakie wyzwanie! Często jest się dla dziecka jedynym, lub jednym z nielicznych przekaźników języka, kultury. W związku z tym trzeba mnożyć środki przekazu i się mnożyć na wiele sposobów. Wymaga to ogromnej ilości czasu, energii, kreatywności, entuzjazmu, jaki trzeba przekazać dziecku...A odpowiedzialność moralna, którą często odczuwamy?

Jesteśmy przekonane, że bardzo ważne jest szanowanie potrzeb naszych dzieci. Tak, to niezwykle istotne. Wtedy wiedzą one, że są dla nas ważne, że są kochane W ten sposób wychowujemy Osoby zdolne do odczytywania własnych pragnień i respektowania pragnień innych. Marzymy o tym, by byli to ludzie szczęśliwi, którzy znają własną wartość, dążą z odwagą do celu, kochają i są kochani, umieją Porozumieć się z innymi i to najlepiej także w naszym języku...
Wspaniały program, każdy niepowtarzalny, jedyny. Jak się przygotować do jego realizacji? Jak mu sprostać?
Doprowadzić do końca, bez szwanku, bez "utraty siebie" z poczuciem satysfakcji, a może nawet spełnienia?

Jeden z sekretów leży chyba we wsłuchaniu się, Drogie Mamy, także w nasze potrzeby.  W zadbaniu o siebie, swoje pragnienia, choć trochę. Zorganizowaniu jakiejś chwili dla siebie, na to, co lubimy, co nam daje siły, radość...Zorganizowaniu, a nie ukradzieniu jak złodziej. Nie musi się kraść tego, do czego ma się prawo!
A wtedy jak już napełnimy zbiorniki, naładujemy baterie, pojawi się radość do rozdawania, chęć do działania, kochania i okazywania tej miłości, dialogu, przekazywania języka...

I przyszedl mi do głowy pomysł, że można by napisać taki dekalog do szczęścia. Dziesięć  (mniej, a może i więcej) przykazań dla mamy dzieci dwujęzycznych, które pomogłyby nam w cieszeniu się byciem mamą, lubieniu wspólnego czasu z dziećmi, wprowadzania ich w nasz język, lubieniu siebie...

Zaczynam, może resztę napiszemy razem?



Przykazania.
  1. Zadbaj trochę o siebie, o swoje potrzeby, żeby mieć siłę i ochotę, aby dbać o potrzeby Twoich dzieci
  2. ?
  3. ?
  4. ?
  5. ?
  6. ?
  7. ?
  8. ?
  9. ?
  10. ?

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dzień Babci

Dzisiaj rano obudzilł nas świat z białym pokrowcem za oknem. Wszystko śnieżne. W końcu zima, nic nadzyczajnego, z wyjątkiem tego, że przy okazji śniegu, Polak może przeżyć w Paryżu prawdziwy kulturowy szok. Przy pięciu centymetrach białego puchu następuje prawie całkowity zastój, przy dwudziestu paraliż do kwadratu.

Z tej okazji mamy wolne popołudnie. Robimy kartki dla babci.
Ten pomysł wspierania języka zrodził się na blogu Eli, nam chyba nie uda się jeszcze zrobić komiksu, ale może chociaż jakieś sylabowe wprawki?
Nie sposób wyjść z domu, więc wygrzebujemy jakieś resztki. teczek kartonowych, papierów do prezentów, niedosuszonych flamastrów, wstążeczek....

Gabryś tworzy, z rozmachem, więc za jednym zamachem postanawiamy zrobić też kartkę dla dziadka. Zamach trwa półtorej godziny. W tym czasie niezaangażowany (na własne życzenie) Leopold zdąża: zjeść pół tubki kleju, ugryźć mnie w palec, kiedy staram się mu ten klej wydobyć, rozgryźć zielonego pisaka i latać z zielonym językiem, zaprogramować piekarnić skutkiem czego pieczone jabłka karmelizują się prawie całkowicie...

Oto rezultat : specjaliści może nam, ignorantom zupełnym, pomogą zidentyfikować technikę. Gabryś zadowolony, Babcia zachwycona - prezentacja przed wysłaniem odbyła się przez skypa.
Jabłka na podwieczorek były zapyszne.









niedziela, 20 stycznia 2013

Na urodziny

Od Gabrysia i tatusia:
To, co mamy na obczyźnie lubią najbardziej...



W zestawie od natury:







piątek, 18 stycznia 2013

Cette rybka est zabita czyli nasz code-switching

Przy obiedzie Gabriel patrzy z powątpiewaniem w talerz. Fakt, dziś miałam tylko kwadrans, żeby coś przyzwoitego wyczarować, ale byłam raczej dumna z rezultatu.
Wszczynam śledztwo: niedobre? dziecko chore? już nie lubi rybki?

Gabryś: Est-ce que cette rybka est zabita? (czy ta rybka jest zabita?)
Ja: Yyyyy, no tak
Gabryś: Jakby ona n'était pas zabita, elle courrait partout à domek
(Gdyby nie była zabita, to biegałaby wszędzie po domku)
Następnie uspokojony decyduje się w końcu na konsumpcję nieboszczki.

Jak większość obcokrajowców we Francji, moje dziecko zastanawia się najwyraźniej nad zasadnością spożywania żywych stworzeń. Jadam ostrygi i inne owoce morza, wiekszość z nich nawet bardzo lubię, zwyczaju tego nie krytykuję, skąd mu się to wzieło? Ha! Jednak polska krew?

Wypowiedź ta zmotywowala mnie w końcu do napisania kilku słów o code switching czyli zjawisku przełączania kodów. 
Fenomen ten dotyczy sytuacji, kiedy w ciągu jednej wypowiedzi osoba używa dwóch lub więcej języków. Zwykle wybierane są sformułowania, które są w umyśle najbardziej dostępne, najłatwiejsze do wymówienia, najlepiej oddajace naturę rzeczy. Posługując się code switching nadawca ma przekonanie, że dwa języki są równie dobrze rozumiane przez odbiorcę. Niestety nie zawsze tak jest w przypadku dwujęzycznych maluchów. 

Niekiedy w przedszkolu, lub określonej sytuacji społecznej, aby przekazać jakąś treść używają one języka najbardziej dostępnego. Stąd np problemy typu: "w przedszkolu mówi tylko po polsku, opiekunki się skarżą, że nic nie rozumieją" lub "w czasie wizyty w Polsce  próbuje nawiązać kontakt głównie w języku angielskim"...E. Lipska uważa, że zdolność oddzielania kodów wykształca się w granicach trzeciego roku życia. Aby jednak dziecko pojęło, że odbiorca może go nie rozumieć, musi posiąść zdolność przyjęcia perspektywy drugiego człowieka, a zdolność ta wykształaca się zdaniem badaczy Teorii Umysłu około czwartego roku życia.
Gabryś zaczał dość późno "mieszać języki", co związane jest prawdopodobnie z późniejszym pojawieniem sie u niego zdolności formułowania zdań. Biorąc pod uwagę, że często fenomen ten zanika pomiędzy czwartym, a piątym rokiem życia, muszę się pośpieszyć, żeby zanotować więcej perełek takich jak dzisiejsza. 
By the way, czy Państwo wiedzą, że perły wytwarzane są przez małże, na szczęście dla mojego syna, spożywane we Francji jako "zabite".

środa, 16 stycznia 2013

Czy wiecie, że ...

na świecie jest:
6000-7000 języków mówionych
200 języków pisanych
74 języki są używane przez 94% ludzkości
80 % dzieci ośmioletnich jest dwujęzycznych
50 % dzieci w tym wieku uczy się w języku innym, niż ich język ojczysty... 
  
kilka cyfr z sobotniego seminarium o dwujęzyczności w Paryżu

Jesteśmy większością! Damy radę!


 by Eric Mounis

wtorek, 15 stycznia 2013

List mamy do mamy...

          którym chcę się z Wami podzielić. Oczywiście za zgodą Autorki.Początkowo chciałam go umieścić w komentarzach, ale zaprosiłam Panią Anię do posta. Mam przekonanie, że to, co napisała, przyda się nam wszystkim


\           Dobry wieczor Pani Faustyno !


Zycze wszystkiego co najpiekniejsze w Nowym Roku. Radosci z dzieci, usmiechu, spelnienia marzen, tych najwazniejszych!
 Niestety przed feriami nie zdazylam juz napisac, a potem pofrunelismy do Polski, bo szczesliwie nasze linie nie splajtowaly (tak, tak juz wszystko wiem, zajrzalam na Pani blog, ktory bardzo mi sie podobal). Wlasnie mialam za to goraco przepraszac, gdy przeczytalam Pan maila i pomyslalam sobie, ze cos zaproponuje. Poniewaz jak wszystkie kobiety nie pracujemy i w zwiazku z tym mamy mnostwo wolnych chwil -J, nie przepraszajmy sie za przerwy w pisaniu. Mail jest uroczym srodkiem korespondencji, lecz wymaga jakiejs niesamowitej ilosci czasu. Potraktujmy wiec go jak listy i wrocmy do czasow, gdy czlowiek wiedzial, ze odpowiedz nie bedzie zaraz nastepnego dnia w skrzynce -J.
Bardzo sie ciesze, ze „Bajki-Grajki” spodobaly sie Pani Maluchom (ja rowniez bardzo lubie „Czerwonego Kapturka”). Uradowalo mnie rowniez, ze moim dzieciom tak polkule rozwijalam(to wiem z blogu)! Sama uwielbialam te plyty kiedy bylam mala i po prostu chcialam im to przekazac – a tu prosze - jaka jestem madra -J. Jak chodzi o ksiazeczki to wiem, ze moj Romek bardzo lubil serie o Tygrysku i Misiu (Janocha, wydawal to „Znak”) sa zabawne, ze smiesznymi obrazkami. Jedna z ulubionych nosi tytul ” Ja ciebie wylecze”. Mysle, ze nadal niezawodny jest „Krecik”. Ostatno nawet go wykorzystalam na lekcji polskiego, zeby wytlumaczyc dzieciom co to sa pazdzierze. Byly zachwycone.

 Zwykle w ograniczony sposob przejmowalam sie tym, ktora ksiazka jest dostosowana do wieku moich dzieci, a ktora nie (oczywiscie w granicach rozsadku). Czytalam te, z ktorymi bylam emocjonalnie zwiazana. „Cudaczka wysmiewaczka” (moj Romek, choc jest chlopcem bardzo go lubil), „Plastusiowy pamietnik” (choc niektorzy twierdza, ze ramota) i oczywiscie Astride Lindgren („Dzieci z Bullerbyn”, „Karlssona z dachu”, „Pippi”, „Madike” itp.).Czasem nie moglam juz sie doczekac, zeby jakas lektura sie z nimi podzielic. Kiedy Ewa miala 5 lat wzielam sie za „Profesora Gabke”. Nie wiem ile z tego zrozumiala, ale sluchala z zainteresowaniem -J
 I powiem szczerze, ze choc dzieci mam juz duze i swietnie sama czytaja, sa ksiazki, z ktorymi do mnie przychodza, zebysmy sie razem zagrzebali w lozku i czytali na glos (nawet moja prawie 15 letnia corka). Teraz z Romkiem jestesmy na etapie „Wladcy Pierscieni”.
  I jeszcze à propos imion. Calkowicie zgadzam sie, ze maja one wplyw na nasza tozsamosc. Mam nawet tak teorie, ze jak dziecko ma imie pisane ”z polska” latwiej sie z nasza kultura i jezykiem utozsamia. Oczywiscie jest ona domorosla i z pewnoscia nie sprawdza sie w 100 %, ale cos w tym jest.

              Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz zycze Wszystkiego Najlepszego!

              Anka

Piszmy do siebie takie listy, życzliwe, ciepłe, wspierające, wymienjamy sie pomysłami.
A może też inne doświadczone mamy chciałyby nam napisać kilka słów o ich sposobach na wychowanie w dwujęzycznosci, w dwóch kulturach? 
Zapraszam do podzielenia się Waszymi przeżyciami z młodszymi mamami!

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Masz wiadomość...

Od pewnego czasu z wielką przyjemnością otwieram moją pocztę. Pojawia się tam coraz więcej informacji o nowych komentarzach i miłych słów ze wszelkich stron świata...
Wszystkich odwiedzających dzieci dwujęzyczne, czytających, komentujących, lubiących, witam bardzo serdecznie! Przyjemnie nam z Wami, mam nadzieję, że przeżyjemy razem kilka dobrych chwil. Wracajcie do nas często :-)

Elu, jesteś z nami od samego początku, dobrze z Toba biec razem po dordze dwujęzyczności. Sylabo dziękuję za wszystkie, soczyste wiadomości ze słonecznej Florydy, czytam je w dużą radością i uwagą...Olu ze Szwecji, Basiu, Niko, Kasiu, Obieżyświatko, Agato z Manchesteru, cieszę się, że dzielicie się Waszymi przeżciami i przemyśleniami komentując bloga.

Kilka dni temu dostalam też maila od bardzo milej osoby. Pani Ania z Lyonu zostala mi polecona przez Profesor Jagodę Cieszyńską, jako mama doskonale dwujęzycznych nastolatków. Faktycznie jej córka i synek nie tylko bardzo dobrze mówią po polsku, ale także czytają i piszą. To znak dla wszystkich rodziców, że może się udać, że warto walczyć o dwujęzyczność naszych dzieci!...
A my z ich mamą wymieniamy co jakiś czas kilka przyjemnych zdań. Taki kontakt jest nietylko wspierający i ważny emocjonalnie dla mamy na obczyźnie, ale także jest źródłem wielu ciekawych pomysłów i inspiracji.

Te wszystkie ostatnie przeżycia przekonują mnie o ważności naszych (wirtualnych choć) spotkań. To takie ważne, żeby nie zostać samemu tam, gdzie samemu być nie można, nie powinno się, gdzie potrzebuje się życzliwej duszy, dobrego słowa, porady, pocieszenia, podzielenia sukcesem, szczęściem. Trzymajmy się razem, wspierajmy, cieszmy -  wtedy wszystko nabiera innych barw, i pojawia się sens, który niekiedy długo pozostawał z ukryciu, a który przecież istnieje, jest.

środa, 9 stycznia 2013

Mokre inwektywy i takie tam

Gabrys wchodzi do kąpieli i mu się wymyka:
Kurde, jestem cały mokry!

Nie powiem, ciąg logiczny wypowiedzi zachowany, tylko gdzie on to usłyszał? Bo od tatusia, to raczej nie, Leopold odpada, zostaję ja...
Dzieci uczą się w pierwszej linii przez naśladownictwo. Widzę, że Gabriel najczęściej używa sformułowań, które słyszy w moich ustach. Ostatnio słuchając go stwierdzam, że naprawdę muszę poszerzyć mój słownik, pewne wyrażenia wyeliminować (!)  i zorganizować mu spotkania ze słownikami innych Polaków.
Jak już opanuje bazę słów i wyrażeń oraz przyswoi system językowy, odejdzie od biernego odtwarzania i wejdzie w fazę swoich własnych kreacji językowych, swoich zdań i swojego własnego zdania.
Coraz częściej zaczynam takie indywidualistyczne przejawy u Gabriela zauważać. W języku.
Bo w zachowaniu jest ich pełno. Dzisiaj w wyżej wymienionej wannie pływały z kaczuszkami wyciśnięte: połowa mojego szamponu i całe mydło taty...raczej nie był to objaw naśladownictwa...

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Trzej przybysze

Przybyli do nas wczoraj po długich wędrówkach, o różnych kolorach skóry, władający różnymi językami...Jak oni się rozumieli? Tego nie wie nikt, ale dotarli do celu. Opowiadali nam o różnych astronomicznych konfiguracjach, zlych królach i dobrych aniołach, o podróżach i ich Przeznaczeniu, ...Zrobiło nam się ciepło w tym międzykulturowym towarzystwie. Zrobiliśmy im herbatkę i podaliśmy kawałek ciasta.

Świętowaliśmy z nimi po francusku, z królewskim ciastem migdałowym - galette des rois i koronowaniem tego, który w cieście odnajdzie ziarno bobu, często ostatnio zastępowane przez ceramiczną figurkę
Tak się zaświętowaliśmy w tej Francji, że dziś sobie uświadomiłam, że kompletnie zapomniałam o polskim zwyczaju naznaczania drzwi K+M+B...jako dzieciak bardzo lubiłam ten moment, chciałabym się nim podzielić z moimi. Zrobiło mi się smutno na duszy. Jutro poszukamy kredy, trzeba będzie jakoś naprawić to przeoczenie...

A jak Wy świetujecie Trzech Króli? Jakie są zwyczaje, tam gdzie mieszkacie?
Czy różnią się bardzo od naszych?



nasza galette des rois



i nasi królowie...




Ps. Gabryś został królem legalnie, bo udało mu się natrafić na ziarno bobu ukryte w  cieście królewskim. Nastepnie zupełnie mniej legalnie tron obiął Leoś, który oczywiście zainteresował się koroną brata...


sobota, 5 stycznia 2013

Imię nadaje tożsamość

Święta były obfite w wiele nadzwyczajnych wydarzeń, w związku z tym mam kilka filmików do zamieszczenia na blogu...Próbuję to zrobić bezskutecznie od kilku dni. I co się okazuje?. Google zablokowało mi konto i nie mogę ich umieścić na YouTube. Powód? Uważają, że moje imię i nazwisko są nierealne, inaczej mówiąc, że to pseudonim, nazwa wymyślona etc...

Rzeczywiście, od dzieciństwa jestem przywyczajnona do różnorodnych reakcji na moje imię. Pamiętam nawet, że przez jakiś czas prosiłam moich rodziców, bezskutecznie zresztą, aby mnie nazywali moim drugim, też pięknym imieniem: Magdalena. Magd było w mojej klasie trzy i imię to wydawało mi się łatwiejsze do noszenia w codziennej, szarej, jeszcze komunistycznej, uniformistycznej egzsystencji.
Inną Faustynę spotkałam osobiście w wieku dwudziestu pięciu lat. Wtedy już byłam dość dumna z imienia, jakie nadali mi rodzice, to wiek, w którym lubi się być wyjątkowym.
A nazwisko? Nazwisko jest francuskie i wraz z moim imieniem najwyraźniej wzbudza u innych podejrzliwość. Cudzoziemiec to, czy oszust? A może jedno i drugie?
U mnie natomiast wzbudza inną podejrzliwość: czy ja w ogóle istnieję, a przynajmniej w oczach innych?

Imię nadaje tożsamość. Daje prawo do bycia. To, co nigdy nie zostało nazwane, w jakiś sposób nie istnieje. Osoba bez imienia pozostaje anonimowa. A kim się staje z imieniem pięknym, oryginalnym, modnym, czy niemodnym, śmiesznym, raniącym, obcym?
Ważne, aby to imię dobrze wybrać, na lata, na całe życie...Niełatwe to zadanie, wielu rodziców czuje na sobie ciężar odpowiedzialności, inni zdają się znajdować w tym temacie rozrywkę. Nie tak dawno jeszcze, we Francji toczyły się spory wokół małej dziewczynki, którą rodzice pragnęli nazwać 
Périphérique Sud - Obwodnica Południowa. Sąd odrzucił ich prośbę, a rodzice ci nie byli w stanie pojąć dlaczego.
A imiona dzieci dwujęzycznych? My staraliśmy się wybrać dla chłopców imiona, które są zapisane i wymawiane tak samo w naszych dwóch językach. By w obu krajach czuli się w jakiś sposób jak u siebie, tacy sami... Może kiedyś ułatwi im to życie i będą bez problemu mogli korzystać z YouTube?
A na filmiki na razie trzeba poczekać. Nie poddam się, złożyłam już drugie odwołanie

czwartek, 3 stycznia 2013

Postanowienie noworoczne

Nadszedł Nowy Rok, niech dla każdego będzie on dobry i pełen życzliwości od innych, dla innych i dla siebie.
Nadszedł nowy rok, a z nim nowe rzeczy i nowe postanowienia.
My mamy jedno, ale ważne - będziemy więcej słuchać!

Ostatnio spędzaliśmy wiele czasu w podróży. Doskonałe na ten czas są wszystkie wynalazki do słuchania: piosenki, bajki, słuchowiska, audiobooki...Od długiego już czasu, praktycznie od narodzin, spędzamy z chłopcami sporo czasu przy muzyce, łatwe to z tatą, który gra na instrumentach i naszą wspólną pasją śpiewania. Zauważyłam jednak, że ani piosenki, ani bajki na dvd, które niekiedy oglądamy, nie wywarły wiekszego widzialnego efektu na język polski Gabrysia. Słuchowiska natomiast tak.
I jak się chwilę zastanowiłam, wydało się mi to zrozumiałe. Obraz i muzyka stymulują pracę prawej półkuli, natomiast słuchanie bajek, etc. pracę lewej półkuli - tej, odpowiedzialnej za język. Mówi o tym często profesor Jadoda Cieszyńska zalecając między innymi wyeliminowanie telewizji i słuchania piosenek przy niektórych, poważnych zaburzeniach komunikacji językowej.

Myślę, że słuchanie bajek, audiobooków - to doskonały pomysł spędzania czasu dla dzieci dwujęzycznych.
Mamy kilka egzemplarzy, ale już jadą do nas z Polski nagrania Bajek Grajek, polecone nam przez Panią Anię z Lyonu.
U nas się ta metoda sprawdza, chopcy przepadają, a to, dziś usłyszany, nowy nabytek językowy ze słuchowiska: Gabriel w czasie zabawy: Zapada noc i w lesie grasują wilki. Pięknie!

Ze specjalną noworoczną dedykacją - do posłuchania ulubienica Gabrysia z nowo wyszperanej w necie strony:




Imię nadaje tożsamość

Święta były obfite w wiele nadzwyczajnych wydarzeń, w związku z tym mam kilka filmików do zamieszczenia na blogu...Próbuję to zrobić bezskutecznie od kilku dni. I co się okazuje?. Google zablokowało mi konto i nie mogę ich umieścić na YouTube. Powód? Uważają, że moje imię i nazwisko są nierealne, inaczej mówiąc, że to pseudonim, nazwa wymyślona etc...

Rzeczywiście, od dzieciństwa jestem przywyczajnona do różnorodnych reakcji na moje imię. Pamiętam nawet, że przez jakiś czas prosiłam moich rodziców, bezskutecznie zresztą, aby mnie nazywali moim drugim, też pięknym imieniem: Magdalena. Magd było w mojej klasie trzy i imię to wydawało mi się łatwiejsze do noszenia w codziennej, szarej, jeszcze komunistycznej, uniformistycznej egzsystencji.
Inną Faustynę spotkałam osobiście w wieku dwudziestu pięciu lat. Wtedy już byłam dość dumna z imienia, jakie nadali mi rodzice, to wiek, w którym lubi się być wyjątkowym.
A nazwisko? Nazwisko jest francuskie i wraz z moim imieniem najwyraźniej wzbudza u innych podejrzliwość. Cudzoziemiec to, czy oszust? A może jedno i drugie?
U mnie natomiast wzbudza inną podejrzliwość: czy ja w ogóle istnieję, a przynajmniej w oczach innych?

Imię nadaje tożsamość. Daje prawo do bycia. To, co nigdy nie zostało nazwane, w jakiś sposób nie istnieje. Osoba bez imienia pozostaje anonimowa. A kim się staje z imieniem pięknym, oryginalnym, modnym, czy niemodnym, śmiesznym, raniącym, obcym?
Ważne, aby to imię dobrze wybrać, na lata, na całe życie...Niełatwe to zadanie, wielu rodziców czuje na sobie ciężar odpowiedzialności, inni zdają się znajdować w tym temacie rozrywkę. Nie tak dawno jeszcze, we Francji toczyły się spory wokół małej dziewczynki, którą rodzice pragnęli nazwać 
Périphérique Sud - Obwodnica Południowa. Sąd odrzucił ich prośbę, a rodzice ci nie byli w stanie pojąć dlaczego.
A imiona dzieci dwujęzycznych? My staraliśmy się wybrać dla chłopców imiona, które są zapisane i wymawiane tak samo w naszych dwóch językach. By w obu krajach czuli się w jakiś sposób jak u siebie, tacy sami... Może kiedyś ułatwi im to życie i będą bez problemu mogli korzystać z YouTube?
A na filmiki na razie trzeba poczekać. Nie poddam się, złożyłam już drugie odwołanie

niedziela, 30 grudnia 2012

Do ogladania i opowiadania

Najlepiej jest czytac polskie ksiazeczki. Dlugo nie udawalo nam sie znalezc takich, jak trzeba dla rocznego Gabrysia, dwulatka, trzylatka. Potrzeba bylo bardzo prostych tekstow, nieskomplikowanych, radosnych ilustracji, i trudno bylo takie wylowic na polskim rynku wydawniczym dla maluchow...w koncu znalezlismy duzo sympatycznych przedrukow ksiazeczek skandynawskich, a to o Maksie, a to o Eli, czy o Nusi... z tego braku narodzily sie tez nasze Zabawy Tutusia. Jak to sie kiedys mawialo: Potrzeba matka wynalazkow :-) A potrzeba byla wielka, bo Gabrys jest uzalezniony od slowa drukowanego.
Teraz dopiero, jak juz nasz czterolatek zaczyna lepiej rozumiec jezyk polski mozemy siegnac po bardziej skomplikowane historie o Panu Kuleczce, Fikusie, czy wiersze Brzechwy. Ale czytajac te lektury i tak regularnie sprawdzam pytaniami, czy Gabrys rozumie, co czytamy, gdyz czasem ulega chyba jedynie urokowi muzyki jezyka i ilustracji...
Przez dlugi czas stalam sie ekspertem w tlumaczeniu symultanicznym wiekszosci swietnych ksiazeczek po francusku. Czesto patrzylam z zazdroscia na cale polki francuskich wydawnictw, do wyboru, do koloru... a na polskiej poleczce pustki...to wszystko wymagalo czesto tworczego podejscia.
I tutaj z pomoca przyszly wydawnictwa obrazkowe, bez tekstu, z duza iloscia szczegolow na ilustracjach. Mozna je ogladac i opowiadac we wszystkich jezykach swiata, sa naprawde uniwersalne, a dobrzy rysownicy potrafia zainteresowac nie tylko dziecko, ale tez i doroslego, ja w kazdym razie ogladam je z zapartym tchem. I te wszytskie historie, ktore mozna wymyslec dla licznych bohaterow, mozliwosci co nie miara, swietne dla wyobrazni i slownika, doskonale dla dzieci dwujezycznych...
We Francji najpierw odkrylismy La course au gâteau Tjong Khin-Thé, nastepnie rodzine Oukilé, a w Polsce, ciocia Ela podpowiada, ze jest miasteczko Mamoko. Dla najmniejszych zas proste skladane karty z Latkiem i Lapkiem z Zabaw Tutusia.
Oto, co teraz ogladamy i opowiadamy w tym swiatecznym czasie:


Przygody rodziny Oukilé z Pomme d'Api


a dla Leosia, dla ktorego te obrazki sa jeszcze za trudne, dobrze sprawdzaja sie przygody Lapka i Latka z Zabaw Tutusia:

czwartek, 27 grudnia 2012

Co kraj, to obyczaj.

Tegoroczne Swieta Bozego Narodzenia spedzamy we Francji - dzieki zyczliwosci pewnej linii powietrznej, ktora oglosila upadlosc. W Polsce czekaly na nas pierogi, barszczyk, kapusta z grochem i karp. Tutaj mamy owoce morza: ostrygi, krewetki, wedzonego lososia, foie gras i szampana. Kiedys ten szampan przyprawial moich rodzicow o bol glowy - jak to? W Wigilie alkohol? A tak. Co kraj to obyczaj...tutaj czci sie Jezusa babelkami...Dla moich rodzicow te swiateczne przyjazdy za kazdym razem byly lekcja, ze mozna swietowac, przezywac inaczej, ze wcale pasterka nie musi byc o polnocy i ze ma taki sam eklezjalny wymiar i ze swieta sa tak samo wazne...
Dzieki otwartosci moich tesciow jest jednak we Francji swojsko, tak po polsku troche...W Wigilie rodzina meza przyjela sporo pieknych polskich zwyczajow: dzielimy sie oplatkiem, wygladamy pierwszej gwiazdki, sluchamy wspolnie koled, a nawet niektore z nich spiewamy.
Tylko sniegu nie ma, wieje cieply wiatr znad oceanu, ale tam gdzie rodzil sie Jezus, tez nie bylo sniegu. Ciekawe, czy gdyby Jozef i Maryja nagle znalezli sie tej wigilijnej nocy posrod nas, to tez przezyliby szok kulturowy?
Zmienia sie forma, a przeciez gleboka tresc pozostaje wciaz taka sama...rok po roku, od dwoch tysiecy lat. Jak nie dac sie zmylic formie?



A to, co kochamy we Francji, to tutejsze szopki, w kazdym domu...

niedziela, 23 grudnia 2012

Swiatecznie

Serdeczne zyczenia swiateczne dla tych ktorzy sa daleko i blisko....
Zyczymy Wam wielu pieknych chwil, wspanialych spotkan, a szczegolnie tego wyjatkowego Spotkania z nowonarodzonym Jezusem, milosci, radosci i pokoju... 


Ilustracje sa zainspirowane sztuka graficzna Gabrysia :-)

czwartek, 20 grudnia 2012

Z ostatniej chwili...

Przy stole takie oto oświadczenie Gabriela, który ostatnio zadaje sobie wiele pytań na temat płci:

G: Nie chcę być tatusiem (kiedyś). Chcę być dziewczynką.
Ja: Dlaczego?
G: Bo mama nie pracuje...

No to wszystko wiadomo. Kochane kobiety, i po co nam ta cała walka o równouprawnienie? Dobrze, że chociaż po polsku ładnie powiedział...

środa, 19 grudnia 2012

Dwujęzyczność- rzadki fenomen...?

W ostatnim tygodniu The Guardian opublikował artykuł na temat Manchesteru. W tym angielskim mieście w użyciu jest 153 języków, a dwie trzecie uczniów jest dwujęzycznych. Badacze dowodzą, że osoby dwu- lub wielojęzyczne stanowią ponad połowę ludzkości, a dokładnie mówiąc jej większość...
Dwujęzyczność nie jest rzadkim fenomenem, nawet my, Polacy, członkowie społeczeństwa w zasadzie jednojęzycznego, stykamy się z nią coraz częściej. Wielu z nas zna przynajmniej kilka osób mieszkających wraz z dziećmi poza granicami naszego kraju, często osoby te tam zostają, niekiedy wracają do Polski na wakacje, czasem na stałe, niekiedy my jedziemy do nich z wizytą... Dzieci dwujęzyczne zaczynają stanowić element naszego krajobrazu

A Wy, czy znacie jakieś dwujęzyczne dzieci?

Od dziś blog Dzieci dwujęzyczne jest na facebooku. Serdecznie zapraszam i dziekuję tym, którzy już go polubili, czytają i rozsyłają znajomym :-)

niedziela, 16 grudnia 2012

Melting pot

Właśnie wróciliśmy z proszonej kolacji. Gościli nas Rosjanka i Francuz włoskiego pochodzenia, zjawiliśmy się my z naszymi polsko-francuskimi dziećmi, a w chwilę po nas do drzwi zapukała amerykańska rodzina. Przy stole słychać było chyba wszytskie możliwe języki, poruszane były przedziwne tematy, menu było międzynarodowe. Dzieci biegały razem udając kotki i posługując się w miarę uniwersalnym "Miau"...Nikogo to nie dziwiło. Pewnie dlatego, że wszyscy byli tak różni, że nikt nie czuł się inny...

piątek, 14 grudnia 2012

Królestwo

W naszym królestwie żyje król, księżniczka i mały rycerz. Nosimy na głowach korony z różnokolorowych szalików i szaty z wytwornych koców. Zwracamy sie do siebie uprzejmie: "Proszę Króla", "Tak księżniczko?". Przeżywamy wspaniałe przygody: a to rycerz walczy ze smokiem i trzeba go wspomóc, a to zamek płonie i trzeba go gasić, a to król ma urodziny, a to królowa przygotowuje królewską ucztę...
W naszym królestwie mówimy po polsku.
To nasza nowa zabawa, przyjęta z entuzjazmem przez dzieci. Codziennie Gabryś pyta o to kiedy będziemy się bawić w króla i księżniczkę, a Leoś zakłada szalik na głowę.
Jest przyjemnie. W naszym królestwie...

czwartek, 13 grudnia 2012

(Re)Adaptacja?

Ostatnio spędzam sporo czasu przy komputerze. Winna jest temu polska czcionka. Przez kilka ostatnich lat tak bardzo przywykłam do francuskiej klawiatury, że teraz muszę czytać, poprawiać, wracać znów do tekstu, wpatrywać się pięć minut z klawiaturę w poszukowaniu M czy myślnika...Wszędzie zaczynam węszyć pułapki, cały czas robię błedy. Konkretnie znaczy to natomiast, że ten sam tekt piszę z polskimi znakami trzy razy dłużej. Proszę wybaczyć okrojone wersje...
Kiedy przyjechałam do Francji, dużo słyszałam o adaptacji cudzoziemców. Sama nigdy sobie nie zadałam pytania o własną. Nie czułam, aby mnie to dotyczyło: lubię ten kraj, kocham ten język, podziwiam jego zdobycze kulturalne, krajobraz...to wszystko nie wymagało ode mnie żadnego wysiłku. Z przyjemnością tutaj żyję, pracuję, przyjaźnię się... Ale nigdy nie przyszło mi na myśl negować mojej polskości. Aż tu nagle zdradziła mnie klawiatura. Teraz ja, Polka, będę musiała z powrotem przystosowywać się do mojej kultury? choćby to była tylko informatyczne jej oblicze...

środa, 12 grudnia 2012

Une Sarenne

Gabryś coraz częściej miesza dwa języki. Na początku gdy chciał coś powiedzieć po polsku, a nie znał słowa, lub wydało się mu ono za trudne do wypowiedzenia używał znanego mu już słowa francuskiego.
Dziś po raz pierwszy usłyszałam zapożyczenie dokonane z drugą stronę,polski neologizm w formie francuskiej .
Rano wsiadając do samochodu Gabryś wykrzyknął patrząc na okoliczną łąkę.
Regarde! Une saren (sarenne?)!
Po łące przebiegała mała sarenka (une biche)...

O mieszanym przetwarzaniu językowym dużo pisał François Grosjean. W znanej pozycji Idy Kurcz pt. Psychologiczne aspekty dwujęzyczności znajduje się jego dość obszerny artykuł na ten temat.
F. Grojesan porusza w tym artykule wiele interesujących aspektów, głównie metodologicznych, mnie jednak najbardziej interesuje w tym temacie odpowiedź na pytanie dlaczego dziecko miesza języki i o czym to może świadczyć. Profesor Grosjean podaje kilka ewentualnych rozwiązań tego problemu: interferencje (z jednego jezyka na drugi) przełączanie kodów (w środowisku dwujęzycznym), brak opanowania stylu komunikacyjnego, czy po prostu fakt, że dziecko będąc w trakcie nabywania drugiego języka znajduje oparcie w języku mocniejszym. To, że francuski jest dla Gabriela mocniejszym językiem wiem od dawna...ale miło zaskoczył mnie fakt, że w tej sytacji, kiedy chciał szybko coś mi przekazać oparł sie na j.polskim...nie analizując, nie przemyślując, nie próbując sobie przypomnieć, to polskie słowo byłu dla niego najbardziej dostępne...tak po prostu...

czwartek, 6 grudnia 2012

Radio

Od kilkunastu dni z naszej kuchni nowy gość - czarna skrzynka, która pozwala nam podróżować. Skrzynka gra i śpiewa w różnych językach, ale nas najbardziej interesuje język polski. Dzięki temu internetowemu radiu możemy trochę wspólnie, jak to mówi Gabryś, "poszaleć". Tańczyliśmy już wspólnie do rożnych polskich przebojów dla dorosłych, a dzisiaj odkryliśmy polskie radio dla dzieci - babyradio.pl. Testowaliśmy w wersji młodszej (Leoś) oraz w wersji starszej (Gabryś) i polecamy!

środa, 5 grudnia 2012

Wymyślanki

Dzisiaj rano wstaliśmy bardzo wcześnie. Siedzimy otuleni poduchami na kanapie i patrzymy na "bulki" na migoczącej choince. Bulki to gabrysiowe spolszczenie francuskiego les boules - bombki. Z tego spektaklu przychodzi synkowi natchnienie. "Mama, bajka o misiu uszatku!". Znamy głównego bohatera, ale jeszcze nie wiemy o czym będzie historia. Od długiego juz czasu nasza ulubioną rozrywką są wymyślanki.
Wymyślanki to stwarzanie niesamowitych historii. Zaczyna sie tak: Gabryś mówi o czym chce bajkę, a ja mu ją wymyślam i opowiadam. To on jest zawsze twórcą postaci i scenariusza, ja za nim tylko podążam i nadaje formę jego pragnieniom. Czasami zdarza się, że w trakcie opowiadania historia nabiera za wskazówkami Gabriela nieoczekiwanych kolorów.
Pomysł na takie wymyślanki przyjechał za nami z daleka, bo z Wroclawia. Tam, pracujac przez kilka lat z dziećmi, przezylam wiele niesamowitych chwil, wymyślajac z nimi scenariusze, a później odgrywąjac je z nimi przy pomocy psychodramy.
Zawsze byłam przekonana o ogromnych możliwościach terapautycznych tych zabaw. A dzis przekonuję sie, że oprócz wszystkich innych dobrodziejstw wymyślanki świetnie służą językowi

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Adwent

Dzisiaj ubraliśmy choinkę, początkiem Adwentu, zgodnie z francuskim zwyczajem. Na stole korona adwentowa przybrana wczorajszymi leśnymi zdobyczami, a na ścianie wisi kalendarz. Dzieci patrzą na to wszystko zachwyconymi oczami i nas przyjemnie łaskocze w sercu.
W tym roku zainspirowani pomyslem Eli i Maksia zrobiliśmy Językowy Kalendarz Adwentowy. Obok czekoladek i inyych bardziej chrześcijańskich elementów tkwią w nim niespodzianki językowe - zimowe i świateczne zagadki dla Gabrysia, znalezione tu i ówdzie...

Drzewko to zawsze zielone,
Na czas Gwiazdki wystrojone,
Pod nim zaś Mikołaj Święty
Pozostawił nam prezenty.
 
Kiedy mrozik szczypie,
Kiedy śnieżek pada,
Każdy ją natychmiast
Na głowę zakłada.

Pada z nieba biały proch,
Coś jak gwiazdki albo groch.
Gdy napada po kolana,
Ulepimy wnet bałwana!

może te zagadki komuś sie przydadzą, proszę się częstować z naszego kalendarza :-)

niedziela, 2 grudnia 2012

Drzewo genealogiczne

Najlepiej rozmawia się wieczorem, w łóżku, zaraz przed zaśnięciem. Można wówczas uszczknąć kilka dodatkowych minut, albo rzeczywiście wtedy jest najlepsza atmosfera na zwierzenia, pytania...
Dziś wieczorem Gabrysia wzięło na rozważania egzystencjalno-genealogiczne. Bez wątpienia stanowi to część jego teraźniejszych tożsamościowych dociekań.

- Mama, tu es née de qui? (dosł. z kogo się urodziłaś?)
- Babcia mnie urodziła
- Et toi mnie urodziłaś?
- Tak.
- Et urodziłaś Leopolda?
- Tak, jego też urodziłam...
- I urodziłaś też Tata?
- Nie, jego urodziła Mamie, jego mama. Tata jest moim mężem (trzeba bronić pozycji taty, ach ten Edyp...)
- Et Mamie urodziła Papi (dziadka)?

Piękny ten dialog, a ja w nim jeszcze widzę jak Gabryś postępuję w integrowaniu języka polskiego. Zaczął pytać po francusku, a potem stopniowo włączał do wypowiedzi formy, które usłyszał ode  mnie po polsku.
Często widzę w zabawie, że potrzebuje kilka razy powtórzyć dane słowo lub wyrażenie, zanim je opanuje.

A po tej dyskusji przyszedł czas na przebój ostatnich dni, czyli Ciemny Las. Kazano mi śpiewać i przepytywano ze słownika. A co to jest gaj? A ptaszęta? A gapa? No i co to za piosenka?

piątek, 30 listopada 2012

Ciemny las

Jedziemy samochodem. Gabryś prosi: "Mama, ciemny las!". Jesteśmy w centrum miasta, do okolicznego lasu daleko, a zmierzamy wlaśnie do przedszkola...Z moim psychologicznym skrzywieniem zaczynam się zastanawiać jaką wiadomość moje dziecko chce mi przekazać. Czy aby w przedszkolu jest mu za trudno, koledzy niemili, ponuro mu na sercu, może nieszczęśliwy, a może po prostu to jakaś reminiscencja wczorajszej bajki czytanej na dobranoc...
Gabryś nalega: "Mama, ciemny las!" i gdy widzi, że nie rozumiem, dodaje "piosenka!".
No tak, wczoraj w samochodzie sluchaliśmy plyty, ale gdzie tam był ciemny las? No i tu zagadka dla wszystkich...jutro opiszę ciąg dalszy, może uda mi się wcześniej niż o północy siaść do komputera...

środa, 28 listopada 2012

Nie tak latwo...

Nie tak łatwo znalezć sprzymierzeńcow...czuję sie trochę jak Don Kichot w wiadomej walce.
Probowaliśmy zaprosić dziadków, trudno im do nas przyjechać. Trudno sie odważyc i przekroczyć granice. Te fizyczne, a jeszcze trudniej te kulturowe, mentalne, relacyjne...
Trudno mi ich zrozumieć. Trudno mi pojać, że ktoś moze nie lubić podróżować, poznawać, przekraczać limitów w sobie i w przestrzeni...
a jednak: nie łatwo po komunistycznym treningu się nie bać: nowego, Innego, nieznanego
niełatwo wyjść z klatki i cieszyć sie wolnością, w klatce często bezpieczniej niz w buszu nieprzewidywalności.
A może łatwiej tę glęboką potrzebę exodu przekazać dziecku? W rodzinie opowiada sie, ze od małego moją ulubioną zabawą były podróże lalek po całym domu. Pamietam przyjemność, jaką z tego czerpałam, pamietam radość z pierwszego wyjazdu, i z tego definitywnego. Mam duszę cygańską, nie lubię przynależności do organizacji, grup. Potrzebuję powietrza, z okien musze widzieć drzewa. Ale nie przeszkadza mi, czy są to drzewa polskie, francuskie, czy jeszcze jakiejs innej narodowosci.

wtorek, 27 listopada 2012

Sprzymierzeńcy

"Największym wrogiem dziecka dwujęzycznego jest dwujęzyczny rodzic" mówił Profesor François Grosjean podczas sobotniej konferencji w Paryzu. Profesor Grosjean jest jednym z największych autorytetow w zakresie dwujęzycznosci w kręgach psycholingwistow. Sam dwujezyczny: Francuz, przez wiele lat związany z Uniwersytetem Northeastern, następnie Université de Neuchâtel w Szwajcarii. Niewzykle miły i życzliwy człowiek.

Po powrocie z wykładu zauważyłam karteczkę, na której zapisywalam rzeczy, jakie koniecznie mialam ze soba wziac przed wyjazdem. Wszystko po francusku! Zatem zupełnie nieświadomie przechodze na ten język w naszej (glównie) francuskiej rzeczywistości. Na razie na piśmie, a może i mowa juz niedaleko...Gabryś musi czuć tę moją dwujezyczność mocno...Muszę uważać i szukać sprzymierzeńców dla języka polskiego. W czasie konferencji, a pózniej podczas naszej prywatnej rozmowy o Gabrysiu, Profesor podał kilka cennych propozycji. Jedną z najważniejszych jest chyba stworzenie tzw. przysiółków jednojęzycznych - miejsc, gdzie dziecko musi mówić w tym języku, gdzie niezbędne jest jego użycie, gdzie odczuje potrzebę porozumiewania się - w naszym przypadku w języku polskim. A wiec wyruszamy na poszukiwanie jednojęzycznych babć i dziadków, kolegów z piaskownicy, znajomych...a moze i pomyślimy nad zalożeniem polskiego klubu, czy przedszkola dla maluchów z polską nauczycielką, która nie zna dobrze francuskiego?

piątek, 23 listopada 2012

Dumny jak (PIF) PAF

W sobotę odbieramy Gabrysia z urodzin u kolegi. Jakoś często się zdarza, że nasz domowy rozrabiaka poza domem jest zadziwiająco grzeczny. I teraz słuchamy komplementów, a też i opisu, jak to Gabriel chodził chwaląc się dumny, ze zna dwa języki: francuski i polski. To samo kilka dni temu wracając ze szkoły: W samochodzie mówi do mnie po francusku: "Mama, tylko ja mówię w szkole po polsku"...
Czy ta duma wpływa na talent pedagogiczny naszego synka? Nie wiadomo. Zauważyliśmy tylko, że po ostatnich feriach, ktore spędziliśmy w Tuluzie wraz z francuskim kuzynostwem Gabrysia i Leosia, jeden z kuzynów biegał po domu udając, że trzyma pistolet i wolal PIF PAF (a to jest hałas polskich pistoletów, francuski jest zupełnie inny PAN PAN - informacja dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą. Bez kompleksów. Ja specjalizuję się w zakresie broni, rycerzy i kowbojów naprawdę od niedawna).

Propozycja nie do odrzucenia

W czasie naszego leśnego spaceru z Gabrysiem zagajam o moich dylematach językowych. Tłumaczę mu dlaczego dla mnie jest ważne, żeby mowł po polsku: że to mój język, że w nim najlepiej mogę się z nim, moim synkiem porozumieć, że w ten sposób on nauczy się dobrze nim władać, że mi na tym bardzo zależy, bo go kocham...Gabryś słucha tego wszystkiego uważnie, nic nie mówi, w końcu proponuje z poważna miną (po francusku...): "Mam pomysł. Ale gdy ja będę mowił po francusku, Ty sie nauczysz dobrze francuskiego". No i problem rozwiązany. Doprawdy nie do odrzucenia ta propozycja...

środa, 21 listopada 2012

Dylematy...

Dzis urodziny Eli. Widzimy sie przez Skypa, Gabrys, nasz domowy chorzysta spiewa Sto lat, a pozniej Joyeux anniversaire. Wszyscy go chwala. Siedzi spokojnie na moich kolanach, zadowolony. Pozniej zaczynamy rozmawiac, ciocia zadaje mu kilka latwych pytan po polsku, Gabrys radzi sobie jako tako z odpowiedziami. ale widze, ze zaczyna coraz wiecej sie wiercic, w koncu zrywa sie w podskoku i biega po salonie. Trudno mu wytrzymac w tej sytuacji, zdaje sobie sprawe, ze za trudnej dla niego jezykowo. Coraz to podbiega do ekranu, macha reka, krzyczy "Kuku" i odbiega. Odnosze wrazenie, ze chcialby zostac w kontakcie z rozmowcami, ale cala ta sytuacja go przerasta.
W tym samym czasie Leos siedzi na drugim kolanie i wyglada dzidziusia. Kiedy zjawia sie Ala, wola "dzidzi Ala!", gdy Ala znika pyta "Dzie?" (gdzie). Leopold doskonale sie odnajduje w tej sytuacji komunikacyjnej, oczywiscie odpowiednio do jego wieku.
A Gabriel? Nie jest to latwe dla niego. Dla mnie tez jest trudne. Od urodzenia mowie do niego ciagle po polsku i staram sie, aby w miare mozliwosci Gabriel mial jak najwiecej kontaktu z jezykiem polskim; z kultura. Razem czytamy tylko po polsku, opowiadamy, bawimy sie, gramy, robimy teatrzyki, spiewamy, sluchamy, czasem cos ogladamy...nie zawsze ta konsekwencja przychodzi z latwoscia, szczegolnie w towarzystwie osob francuskojezycznych, choc sa one bardzo czesto przychylnie do naszej dwujezycznosci nastawione...Mimo tego synek moj najczesciej odpowiada mi po francusku, widze, ze zaczyna wyksztalcac bardziej dwujezycznosc bierna niz czynna. Rozumie wszystko, co do niego mowie, ale niestety odpowiedz w jezyku polskim wymaga od niego duzo wysilku. Wybiera wiec te latwiejsza opcje, wiedzac, ze ja doskonale go zrozumiem po francusku. A ja? ja staram sie przetlumaczyc, co powiedzial na polski i mu odpowiedziec. Nie wyobrazam sobie udawac, ze go nie rozumiem. Nasza relacja jest dla mnie najwazniejsza. ale wiem tez, ze ta relacja najpelniej bedzie sie mogla uksztaltowac dzieki dialogowi w jezyku, ktory znam najlepiej. W glebi siebie czuje sie kompletnie bezsilna...Jak temu zaradzic?

wtorek, 20 listopada 2012

Ka


Dzisiaj jeszcze o Leopoldzie. Leopold zaczal mowic bardzo wczesnie. W wieku osmiu miesiecy wypowiedzial pierwsze slowo. Nietrudno odgadnac, ze bylo to Mama. Bardzo szybko potem pojawily sie: Tata, Papa, Baba (Gabriel), a nastepnie w dziesiatym miesiacu Kaka (Ksiazka - zupelnie nie wiem po kim on to ma tak wczesnie...)...Kaka z roznymi dzwiekowymi niuansami oznacza dzisiaj wiele rzeczy: Kredka, Kaczka, Ksiazka...Wiele wyrazow z Leosiowego slownika w ogole konczy sie na KA. Maz mowi mi, ze musze przestac zdrabniac, gdyz ciezko go zrozumiec szybko i precyzyjnie. Stwierdzilam, ze ma racje, bo po co proponowac malemu bananka, kiedy mozna go zapytac czy chce banana. Ale kiedy zaczelam wprowadzac nowe metody w zycie, zdalam sobie sprawe, ze w jezyku polskim az roi sie od koncowek KA. Oprocz przytaczanych juz: ksiazka, kredka, kartka, kaczka, w codziennym uzyciu sa jeszcze lyzka, mandarynka, szczoteczka, chusteczka, skarpetka, bluzka, itd, Co prawda mozna powiedziec swieca zamiast swieczka, ale trudniej juz nazywac regularnie kurtke kurta, rekawiczke rekawica a szczotke szczota...nie mowiac juz o dopelniaczu, czy bierniku, gdy pytanie czy chcesz troche jablka, widziales kotka staja sie prawdziwymi pulapkami.
Ale pozostaje wciaz kwestia zdrabniania. No wiec jak? zdrabniac, czy nie zdrabniac?

Mama da encore

Jestesmy. Jestesmy tu wszyscy, tylko kiepsko spimy, wiec czasem trudno cos napisac. Sprobuje nadrobic troche ten czas milczenia, gdyz kazdego dnia zdarzaja sie wyjatkowe codzienne perelki
Dzieki tym blogowym zapiskom mozna niektore z tych perelek "ocalic od zapomnenia", inne zapewne chowaja sie dyskretnie w naszej nieswiadomosci lub pamieci ksztaltujac historie bliska i daleka.
Jedna z takich niedawnych perelek bylo "Mama da encore" pierwsze zdanie dwunasto i polmiesiecznego Leosia. Wyjatkowo wczesnie wypowiedziane przez malego lakomczuszka nad talerzem szpinaku. Wiadomo, ze w uczeniu sie najwazniejsza jest motywacja, a co dopiero w uczeniu sie jezyka (matki karmicielki).

czwartek, 1 listopada 2012

Sto lat! Sto lat!



Sto lat! Sto lat! slychac w calym domu. Wszyscy spiewaja w te czwarte urodziny Gabrysia: dziadkowie, wujostwo, kuzyni i nawet osiemdziesieciopiecioletna prababcia. Jestem w tym towarzystwie jedyna Polka, dlatego chyba to takie wruszajace. Rodzina mojego meza z entuzjazmem przyjela nasza polskosc - wszyscy juz przynajmniej raz byli w naszym kraju, tesciowie ucza sie polskiego, na Wigilie wszyscy dziela sie oplatkiem, a Sto lat weszlo na stale do repertuaru urodzinowych zyczen! Kiedy moja tesciowa ma dosc francuskiej rzeczywistosci zartuje, ze na emeryture wyjedzie z mezem do Polski. Niedawno zdalam sobie sprawe jak bardzo to wparcie jest dla mnie i moich chlopakow wazne - nasza dwujezycznosci i dwukulturowosc jest spostrzegana jako cos wartosciowego, istotnego - dlatego warto kontynuowac. 
A na zdjeciu misie zelki oczekujace na wpanialy urodzinowy pociag. Pojazd zostal udekorowany przez Gabriela, pod czujnym okiem Leosia, ktory nie rozumial dlaczego polowa dekoracji znika w buzi starszego brata...

piątek, 26 października 2012

Jestem Francuzem, i...

Wczoraj wracając z przedszkola przechodziliśmy obok budynku merostwa, na którym wisiały flagi. To tutaj, kika miesiecy temu znajdowaly sie tez afisze przedwyborcze, trzy i pol letni wtedy Gabriel krzyczal pelna piersia - To Nicolas Sarkozy, a to François Hollande - pokazujac palcem popiersia. Nie wiem skad to zaciecie polityczne u mojego malucha, raczej nie po mamie, bylam z niego jednak bardzo dumna i patrzylam dookola czy inni juz zauwazyli jak moje dziecko doskonale zna sie na biezacych sprawach panstwa. Nieco mniej dumna bylam jednak, kiedy kilka tygodni pozniej moj chlopczyk nadal wolal (po francusku) Dlaczego Francuzi powiedzieli Nie Nie Nie Nicolas Sarkoziemu? Dlatego, ze zrobil glupoty? - w naszym burzujskim, prawicowym miasteczku nie byl to raczej dla rodzica powod do dumy...
To byla taka mala dygresja przy fladze. Teraz Gabrys wola - "o c'est le drapeau français! Flaga francuska. Maman, pourquoi on habite en France? No i tutaj sie zaczyna tlumaczenie, ze tata jest Francuzem, mama Polka, ze jakis czas mieszkalismy w Polsce, a pozniej zdecydowalismy sie przeprowadzic do Francji i tu zamieszkac... A Ty kim jestes? Francuzem czy Polakiem? pytam Gabriela. "Francuzem, i po polsku i po angielsku" - odpowiada mi. I jak to jest z tozsamoscia mojego synka? Ewidentnie czuje sie bardziej Francuzem, tutaj sie urodzil, jezykiem francuskim wlada najlepiej, w tym kraju zyje, wydaje sie to zrozumiale. Polska jest mu znana, ale tak dorywczo, wakacyjnie, chyba kojarzy ja glownie z jezykiem mamy, ktory stawia na rowni z angielskim...I siebie definuje na razie glownie przez ten jezyk, to on go roznicuje z kolegami, to on jest naszym szyfrem, kodem, paszportem, mam tylko nadzieje, ze nie zostanie dla niego na zawsze jezykiem obcym.

poniedziałek, 22 października 2012

wyznanie

Wieczorem zawsze czytamy, ewentualnie wymyslamy historie, czasami zupelnie niestworzone. Pomyslodawca zwykle jest Gabriel. Ostatnio Mis Uszatek stal sie piratem, a Prosiaczki uprowadzily jego zone (???). Czy ktos wiedzial, ze Mis Usztek byl zonaty? Ja nie mialam pojecia, otoz to...Nastepnie Uszatek wzywal na odsiecz i przybyli jego przyjaciele: Kruczek, Zajaczki i Laleczki - Ksiezniczki. Po dlugich bojach udalo sie oswobodzic Pania Uszatkowa fortelem - ofiarowujac Prosiaczkom wiele lakoci...
Jeszcze kiedys napisze wiecej o wymyslankach, ale dzis chcialam jeszcze o przytulankach. Po historii i arsenale kolysanek, moj chlopiec w koncu zasypia, przynajmniej tak mi sie wydaje. Caluje go i wtulam twarz we wloski pachnace jego ulubionym szamponem truskawkowo-waniliowym. Nagle slysze mruczenie "Mama, lubie Cie..." Zamykam oczy i wdycham gleboko to polskie wyznanie...Dobrze mi jakos tak i cieplo na sercu.

niedziela, 21 października 2012

Karmelkowy slownik

Dzisiaj usiedlismy razem przy kawie i pysznych karmelkach z Bretanii. Nie wiem, jak sie zaczelo, ale chyba od stwierdzenia Gabrysia: "Je sais ce que signifie cat en anglais. To kotek!" A pozniej zaczelismy wyliczac rozne wyrazy, ktore moglibysmy wszyscy znac w tych trzech jezykach. Dzien dobry, bonjour, hello; poisson, fish, rybka...
Eric przypomina sobie dzien, w ktorym uswiadomil sobie nagle, ze istnieja na swiecie ludzie, ktorzy mowia innym niz on jezykiem. Mial wtedy chyba szesc lat. Dzisiaj dzieci dzieki mediom, liczniejszym podrozom, globalizacji zdobywaja taka wiedze niewatpliwie wczesniej. Ale nikt chyba nie rozwija swiadomosci jezykowej tak szybko jak dzieci dwujezyczne. Wciaz mam przed oczyma zaledwie dwuletniego Gabrysia, ktory jeszcze dobrze nie biegal i budowal tylko bardzo proste zdania, a juz mowil do nas, kiedy sie do niego zwracalismy: "To po polsku, a to en français..." I wciaz jestem tym zaskoczona i zachwycona...
A dzisiaj? dzisiaj to chyba nas tak nastroil ten karmel, caramel, caramel.

piątek, 19 października 2012

Mamo, chce rysinowac!

tak wola do mnie moje dziecko. Na poczatku nic z tego nie rozumiem, musze odkodowac...No tak, w koncu wpadam na pomysl - rysinowac to niewatpliwie mieszanka rysowac i dessiner (rysowac po francusku). Dla niego naturalne a dla mnie lamiglowka...

czwartek, 18 października 2012

dwu? jezyczny

Leopold zrzucil szklanke ze stolu. Po raz trzeci w czasie tej samej kolacji.  Ja wykrzykuje : "O please, Leopold, please!"
"Co to znaczy please?" pyta sie Gabrys taty. Tata odpowiada (doslownie) "Please to znaczy s'il te plait po angielsku"
Do tej pory bylismy dwujezyczni...Przedwczoraj Gabriel odpowiedzial tacie, gdy ten cos mu podawal "Thank you very much"
Jak to jest z ta zdolnoscia do uczenia sie innych jezykow u dzieci dwujezycznych?
W 2009 roku ukazal sie w Infant Behavior and Developement artykul francuskich badaczy na temat szybkosci uczenia sie innych jezykow przez male dzieci wladajace tylko jednym jezykiem (Infants can rapidly learn words in a foreign language - R. Bijeljac-Babic, K. Nassurally, M. Havy, T. Nazzi). Autorzy badali zdolnosc dwudziestomiesiecznych dzieci do uczenia sie nowych slow w nieznanym ich jezyku. Odnotowali, ze badane dzieci juz po kilku probach rozumialy obce slowa. Swiadczy to o tym, ze dzieci stosunkowo dlugo utrzymuja duza wrazliwosc i kompetencje jezykowa oraz o ich duzych zdolnosciach spolecznych i pragmatycznych.
W tym roku Ranka Bijeljac-Babic i jej zespol z Uniwersytetu Paris Descartes przewiduja przeprowadzic podobne badania wsrod dzieci dwujezycznych. Leopold jest jednym z malych kandydatow. Wszystkich zainteresowanych bedziemy informowac na biezaco, a mala gwiazda bedzie wkrotce mogla rozdawac autografy, gdyz od kilku dni na wzor starszego brata trzyma w reku kredki i cwiczy sie w bazgraniu na podlodze, sofie, i czasami tylko na kartce...

niedziela, 14 października 2012

My

Mieszkamy pod Paryzem, a na polkach z ksiazkami mamy Twardowskiego. W szafce kisiel obok foie gras. Choinke ubieramy na poczatku grudnia (po francusku) i rozbieramy ja 2 lutego (po polsku). Na wigilie jemy barszcz lub owoce morza. Mis Uszatek konkuruje na codzien z Petit Ours Brun. Wolimy zywiolowe Sto lat niz spokojniejsze Joyeux anniversaire spiewane na melodie happy birthday. Uwielbiamy rynki polskich miast i brakuje nam takich we Francji... A wydaje nam sie, ze plaze Atlantyku ciagnace sie bez konca sa nieprownywalnie bardziej dech zapierajace w piersiach niz polski Baltyk...
Jest nas czworka: Mama mowi po polsku, tata po francusku. Gabrys glownie po francusku, ale coraz wiecej po polsku, Leopold pierwsze slowa wypowiedzial po polsku, teraz zaczyna takze mowic po francusku. Komputer, jak widac tylko po francusku, ma niepelnosprawna klawiature i brakuje polskich czcionek, ale postaramy sie takze i jego wychowac w dwujezycznosci!